Bielsko-Biała 27 października 2010 r.
Jeżeli ktoś odniesie wrażenie, że niniejsza publikacja jest elementem szerszej całości, to takie odczucia są całkowicie uzasadnione. To fragmenty, dobrane nie bez powodu. Termin i zakres kolejnej publikacji (jak zwykle) jest uzależniony od różnych czynników.
W miarę na bieżąco czytam blog Natalii; i staram się ... nie komentować. Tym razem postaram się (w pewnym zakresie) odnieść do ewentualnych uwag i opinii. Za ewentualne opóźnienia w odpowiedzi, z góry przepraszam.
PRAWDZIWY ZLECENIODAWCA Przypuśćmy, że (mimo wszystko) Piotrowski mówił prawdę, to on z Franiewskim wpadł na pomysł, żeby uprowadzić K.Olewnika. W jaki sposób mogło dojść do zorganizowania całej grupy ? Dołączenie Kościuka wydaje się być naturalne, był "prawą ręką" Franiewskiego (nie w sensie "zastępcy szefa", tylko "przynieś - zanieś"). Rola nowodworskich też wydaje się być wytłumaczalna. Doskonale nadawali się do bezpośredniej realizacji uprowadzenia. Potrafili być brutalni, mieli doświadczenie w podobnych zdarzeniach..
Nie wiadomo, bo jego rola (mimo wszystko) w oficjalnej wersji zdarzeń, była znikoma. Można ją określić (maksymalnie) w trzech punktach ;
1) Podobno, w noc uprowadzenia stał na czatach, na drodze wylotowej z Drobina. Miał dzwonić, gdyby pojawiła się policja.
Właściwie jedynym istotnym zachowaniem, którego dopuścił się Pazik, było morderstwo. Tylko dlaczego Piotrowski z Franiewskim (po wybraniu K.Olewnika na ofiarę) mieliby z góry zakładać zamordowanie ofiary (czemu przecież zaprzeczają - wg nich zamordowanie K.Olewnika nie było planowane od początku), a do roli płatnego mordercy zaangażować Pazika ? Każdy ze sprawców (w tym nowodworscy i Piotrowski) bardziej nadawali się do planowanej egzekucji niż Pazik, który był tylko drobnym złodziejem. Dlaczego mieliby zwrócić się właśnie do niego ?
Warto też zwrócić uwagę na zeznania Kościuka, który tak opisuje okoliczności wyznaczenia (wskazania) osób, które mają dokonać tej zbrodni ;
Jeżeli w noc uprowadzenia Pazik stał na czatach (jak wynika z oficjalnej wersji) to w ramach argumentacji ; "kto nie brał udziału w porwaniu, ten dokonuje morderstwa" - to Piotrowski powinien z Kościukiem dokonać zabójstwa. Nie Pazik. No...chyba, że przebieg zdarzeń tej nocy był zupełnie inny, Pazik naprawdę nie stał nawet na czatach ... ale w takich okolicznościach jego rola w tym przestępstwie ogranicza się "tylko" do dokonania morderstwa. Tym bardziej rodzi się pytanie ; dlaczego właśnie on ? Pazik nie protestuje. Zachowuje się tak, jakby był do tej sytuacji już wcześniej przygotowany. To on wykazuje inicjatywę, przybierając sobie Kościuka do pomocy... Dlaczego ...? Obraz całkowicie się zmienia, kiedy odwrócimy pytanie ... ;
Pazik nie miał możliwości samodzielnej realizacji uprowadzenia. Znał jednak bardzo dobrze Piotrowskiego, bandziora większego formatu, który "przyjaźnił się" z Franiewskim. Ten kierunek wskazuje, że to Pazik przyjął do realizacji "zlecenie" na uprowadzenie i zamordowanie K.Olewnika. To tłumaczy wszystko.
Pazik był zbyt blisko "zleceniodawcy", żeby angażować się bezpośrednio w uprowadzenie i przetrzymywanie K.Olewnika. Jednak coś w sprawie musiał zrobić, żeby zasłużyć na swoją "działkę", zagwarantować milczenie w sprawie. Dlatego został wyznaczony do egzekucji.
Pazik w czasie całego procesu zachowywał milczenie. Mógł się bronić. Był najmniej zdemoralizowany (przynajmniej teoretycznie) ze wszystkich oskarżonych. Mógł tłumaczyć, że działał pod wpływem Piotrowskiego, że się go bał itd. ale tego nie robił. Mógłby tak się zachowywać, gdyby został do tego przestępstwa nakłoniony przez Piotrowskiego. Widocznie nie mógł, bo to nie Piotrowski zaangażował go w to przestępstwo. Było odwrotnie. Już po zakończeniu procesu, Pazik powiedział tylko jedno zdanie ; "to wszystko było nie tak" (czy coś w tym stylu). Nie kłamał. Wszystko było zupełnie inaczej...
Kościuk zeznał, że Piotrowski z Pazikiem planowali uprowadzenie K.Olewnika od dawna. To potwierdza, że zamiar realizacji planu uprowadzenia wypłynął z kontaktów Pazika z Piotrowskim, a nie Piotrowskiego z Franiewskim.
Przed Sejmową Komisją w dniu 3 września 2009r. zeznania złożył Marian Golatowski ( policjant z grupy Mindy, który w tej sprawie prowadził działania operacyjne). Na stronie 116 stenogramu został zapisany interesujący dialog ;
Świadek Marian Golatowski:
Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Świadek Marian Golatowski:
Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Świadek Marian Golatowski:
Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Świadek Marian Golatowski:
Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Świadek Marian Golatowski:
Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Świadek Marian Golatowski: Dlaczego świadek uznał, że Pazik, "to jest akurat osoba ważna" ? Widocznie miał jakiś powód, wynikający z jego wiedzy, bo z oficjalnej (powszechnie znanej) wersji zdarzeń to nie wynika. Nawet poseł Biernacki nie był pewien, czy ma chodzić o Pazika, czy też Piotrowskiego.
Przyjmując, że "zlecenie" na uprowadzenie i zamordowanie Krzysztofa Olewnika przyjął Pazik, można wyeliminować wielu potencjalnych "zleceniodawców". 1) Już na wstępie można całkowicie wykluczyć wszelkiego rodzaju struktury mafijne. Tego typu grupy raczej mogłyby przyjąć zlecenie na uprowadzenie, a nie zwracałyby się z taką propozycją do kogoś takiego jak Pazik. 2) "Zleceniodawca" musiał znacznie lepiej znać Pazika niż Piotrowskiego. Gdyby było inaczej, to "zleceniodawca" zwróciłby się bezpośrednio do Piotrowskiego i Pazik nie byłby w ogóle potrzebny. 3) Należy zwrócić uwagę na poziom tego, co nazywamy "znajomością". Pewnie większość osób mieszkających w Drobinie "znała" Pazika i Piotrowskiego. Wiedzieli kto to jest, w skład jakiego środowiska wchodzą itd. Jednak taka "znajomość", to zbyt mało, żeby rozpocząć rozmowę o zleceniu morderstwa. Poziom znajomości musi być głębszy, żeby występowało wzajemne zaufanie. Raczej nie należy mówić o "znajomości" tylko o poziomie "zażyłości". "Zleceniodawca" musiał być pewien, że Pazik (przyjmując zlecenie) nie zgłosi tego na Policję ani też nie powiadomi o tym nikogo z rodziny Olewników. Skoro "Zleceniodawca" podjął takie ryzyko, to musiał znać Pazika doskonale. Biorąc pod uwagę, że "zleceniodawca" znał bardzo dobrze Pazika, wiedział o jego bliskiej znajomości z Piotrowskim oraz znał relacje pomiędzy nimi a rodziną Olewników -należy go szukać raczej w okolicach Sierpca, Drobina ... im bliżej Pazika i rodziny Olewników, tym prawdopodobieństwo jego odnalezienia większe.
MOŻLIWOŚCI DZIAŁANIA RODZINY OLEWNIKÓW Oczywiście, rodzina Olewników zrobiła wiele, żeby wszyscy winni uprowadzenia i zamordowania Krzysztofa Olewnika zostali ustaleni i skazani. Nie wszystkie działania leżą w zakresie ich możliwości, jednak w moim przekonaniu, mogą wykazać się w tej sprawie jeszcze aktywnością, która może przynieść stosowne efekty. 1) W noc uprowadzenia (przed pierwszą w nocy) dochodzi do połączenia telefonicznego z domu Krzysztofa, do domu jego ojca. To połączenie jest uznawane za czas, w którym dochodzi do ataku sprawców. Kabel telefoniczny (połączenie było dokonywane z telefonu stacjonarnego) zostaje wtedy wyrwany ze ściany... Tyle mówią opisy, które można znaleźć w internecie albo usłyszeć podczas przesłuchań świadków. Problem (?) polega na tym, że to nie była tylko próba połączenia. To połączenie zostało zrealizowane i trwało kilka sekund. Nie było wtedy w domu W.Olewnika automatycznej sekretarki, więc telefon musiał być odebrany przez jakiegoś człowieka. Przez kogo ? Oczywiście fakt odebrania tego telefonu przez kogokolwiek, nie świadczy jeszcze o tym, że ta osoba współpracowała ze sprawcami. Być może istnieją jakieś inne powody, które sprawiły, że to zdarzenie zostało przez tę osobę zatajone (albo zapomniane). Jestem w tej komfortowej sytuacji, że nie wiem, kto wtedy nocował w domu Wlodzimierza Olewnika, więc trudno mi też zarzucić jakąkolwiek sugestię. Pewne jest, że nie był to Jacek Krupiński ani też Wojciech Kęsicki. Cokolwiek o nich nie mówić, tej nocy nie było ich w domu W.Olewnika. Można ponownie przepytać na tę okoliczność osoby, które spędziły tę noc w domu W.Olewnika. Prawdopodobnie skutek będzie negatywny. Jednak można ustalić prawdę. Istnieją firmy, świadczące usługi w zakresie badań na tzw. "wykrywaczach kłamstw". Koszt takiego badania wynosi kilkaset złotych na osobę. Skuteczność jest wysoka (wyższa, niż działania jasnowidzów) a ewentualne obawy o nieprawidłowość wyników można ograniczyć (praktycznie - wyeliminować) poprzez dokonanie identycznych badań przez trzy niezależne ośrodki. Koszty, w stosunku do osiągniętych efektów będą bardzo niskie. Badaniom powinny poddać się wszystkie osoby, bez wyjątku. Gdyby uznać, że ktoś nie musi się poddawać takim badaniom, tym samym rodzi się pytanie, kogo jeszcze można pominąć ? W ten sposób z góry zostałby dokonany (nieuzasadniony) podział na potencjalnie "podejrzanych" oraz "godnych zaufania". Gdyby miało dojść do takich badań, można zdecydować się o jedno dodatkowe pytanie, np. ; "czy zatajasz jakiekolwiek informacje na temat okoliczności uprowadzenia Krzysztofa Olewnika ?" Tutaj też wynik pozytywny nie musi świadczyć o współpracy takiej osoby ze sprawcami. Taka osoba może posiadać wiedzę, której nie ujawnia, bo np. obawia się o życie własne lub swoich najbliższych, może być szantażowana itp. Oczywiście, Olewnikowie mogą zaniechać jakichkolwiek działań w celu ustalenia, kto pamiętnej nocy odebrał telefon. Nie sądzę jednak, żeby ten problem dał im spokój... Takie badania mają charakter całkowicie prywatny. Z ich wynikami Olewnikowie mogą zrobić to, na co będą mieli ochotę. Mogą je nawet wyrzucić do kosza, a o wynikach zapomnieć. CDN...
Krzysztof_Bielsko
|