Bielsko-Biała, 16 stycznia 2011 r.

W ramach uzupełnienia treści
- z dnia 27 października b.r. ("Prawdziwy zleceniodawca") ,
- z dnia 17 listopada ("Kłamstwa Piotrowskiego (cz.1)") ,
- z dnia 29 listopada ("Kilka tematów...") ,
- z dnia 2 grudnia ("Komentarze na blogu Natalii...") ,
- z dnia 12 grudnia ("Uprowadzenie improwizowane ? ") ,
- z dnia 28 grudnia ("Kłamstwa Piotrowskiego (cz.2)") ,
- z dnia 29 grudnia ("Samouprowadzenie (cz.1)") ,


SAMOUPROWADZENIE (cz.2)

CD...

W dniu 11 listopada 2001 r. Kazimierz Kuchta sporządza notatkę, z której wynika, że związek z uprowadzeniem mógł mieć Robert Pazikowski, pseudonim "Pedro". W innej notatce (Więckiewicza z 9 listopada 2001 r.), również zostaje wskazane, że sprawcą uprowadzenia może być Robert Pazik.

W dniu 14 listopada Pazik zostaje przesłuchany przez Marka Majewskiego. Przesłuchanie jest o tyle ... dziwne (?), że Majewski wykonując to polecenie nie wie, dlaczego ma przesłuchiwać właśnie Pazika (o notatce Kuchty z 11 listopada dowiaduje się znacznie później, z doniesień medialnych !).

Przesłuchanie Pazika w charakterze świadka, oczywiście nie wnosi niczego do sprawy. Protokół przesłuchania zostaje wpięty do akt, a świadek wraca do domu. Temat ewentualnego związku Pazika z uprowadzeniem Krzysztofa Olewnika zostaje uznany za zamknięty...

W jaki sposób Marek Majewski (8 lipca 2009, policjant z grupy Remigiusza M. )ocenia całą tę sytuację z perspektywy czasu ?

(str.27)
Poseł Paweł Olszewski (PO):
(...) Chciałbym wrócić jeszcze do wątku, o którym pan mówił, a mianowicie kwestii Pazika. Była dwuźródłowa informacja na podstawie notatek dwóch funkcjonariuszy, że z uprowadzeniem może być on związany. Czy, odwołując się troszkę do pana doświadczenia, czy uważa pan, że przesłuchanie tego typu świadka, no, bardzo szybko, bez ówczesnego uprzedniego jego rozpracowania operacyjnego, jest czynnością zasadną i słuszną?

Świadek Marek Majewski:
Uważam, że nie. (...)

(str.28)
Poseł Paweł Olszewski (PO):
Jeszcze ostatnie pytanie, kończące niejako ten wątek. Pojawiły się również inne notatki sporządzane przez różnych funkcjonariuszy. Mianowicie, że Krzysztof Olewnik przebywał na posesji Piotra Ostapiuka w miejscowości Wilkiejmy, że przebywał w motelu Zatoka, u jakiegoś innego znajomego Alberta Oleińskiego. U wszystkich tych osób i we wszystkich tych miejscach dokonano zatrzymań, przeszukań itd. Jedyną osobą, co do której nie podjęto daleko idących kroków, abstrahując już od tego, że nie było też rozpracowania operacyjnego żadnych z tych osób, jest Robert Pazik. Czy zna pan uzasadnienie, dlaczego do wszystkich innych osób, kompletnie niezwiązanych ze sprawą, podejmowano daleko idące kroki, a Pazik został tylko na powyższą okoliczność przesłuchany i puszczony i również później się nim de facto nie interesowano?

Świadek Marek Majewski:
Nie wiem, panie pośle, dlaczego taka decyzja zapadła, żeby akurat u Pazika takich czynności nie wykonywać. Naprawdę nie wiem. (...)


Co do opisanych wyżej okoliczności przesłuchania Pazika, pytany jest również Witold Olszewski ( 3 września 2009, z-ca komendanta KW Policji).

(str.75)
Poseł Paweł Olszewski (PO):
A czy mógłby pan powiedzieć, jak często zdarza się, że świadkowie, osoby wezwane na przesłuchanie, które mogą być, które w mniemaniu Policji mogą być podejrzanymi, przyznają się przy pierwszym przesłuchaniu do winy?

Świadek Witold Olszewski:
Nie ma reguły. Panie pośle, w swojej karierze było tak, że taki zatwardziały kryminalista mówi tak: Proszę dowody, jak nie, to idę do domu. (...)

Poseł Paweł Olszewski (PO):
Znaczy, ja troszkę o czym innym mówię. Mówię o sytuacji, kiedy wzywa się kogoś na świadka...

Świadek Witold Olszewski:
A, na świadka.

Poseł Paweł Olszewski (PO):
Na świadka, tak, i pyta się o pewne okoliczności. Odnoszę się tutaj bezpośrednio do pana wiedzy i doświadczenia. Czy zdarza się...

Świadek Witold Olszewski:
Rzadko się zdarza, żeby przestępca przyleciał na Policję i powiedział, że to ja jestem wezwany na świadka i to mnie trzeba zmienić, bo ja nie jestem świadkiem, tylko podejrzanym.

Poseł Paweł Olszewski (PO):
No właśnie, to pytanie jest w kontekście pytania, które zadał już pan przewodniczący Wassermann odnośnie dwuźródłowej informacji o typowaniu Pazika, jakoby miał mieć on związek z uprowadzeniem Krzysztofa Olewnika. (...)


Zostaje poruszony także temat anonimu ze stycznia 2003 r. , w którym Pazik i Piotrowski zostają wskazani jako sprawcy...

(str.55)
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Proszę pana, kolejna sytuacja, nad którą warto się zastanowić. Jednym z istotnych dowodów w sprawie był anonim, który został przekazany przez ojca porwanego. Styczeń 2003 r. Żył jeszcze Krzysztof Olewnik. Z treści pamięta pan taką sytuację? Jeden z, z, no najważniejszych, że tak powiem...

Świadek Witold Olszewski:
Panie pośle, w tej sprawie było sporo anonimów. Część anonimów została przekazanych dla Policji, część... taka są, taka jest...

Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Proszę pana, no nie... Proszę pana, ja pana bardzo przepraszam. My nie mówimy o Berlinie, nie mówimy o Mazurkasie, nie mówimy o innych peryferiach sprawy, tylko mówimy o anonimie, który wskazuje sprawcę ze środowiska, i ja chciałem, zmierzam swoim pytaniem do tego: Czy pan wie, czy i jak zweryfikowano treść tego anonimu?

Świadek Witold Olszewski:
Panie pośle, nie jestem w stanie na to pytanie odpowiedzieć. Nie pamiętam tego, to już tak dawno było, że po prostu nie pamiętam.

Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Czy pan wie, dlaczego ten materiał, ten dokument nie znalazł się w aktach sprawy?

Świadek Witold Olszewski:
Jeżeli nie przypominam sobie tego zdarzenia, nie kojarzę sobie tego zdarzenia, to trudno mi się w stosunku do tego odnieść.

Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
No on nie jest rzeczywiście powodem do chwały. Proszę pana, z ustaleń śledztwa wynika, że weryfikacja tego anonimu polegała na wizycie u rodziny osoby wymienionej z nazwiska, która miała przetrzymywać Olewnika i przetrzymywała, tak. I zapytano rodziny, gdzie jest ten człowiek. I rodzina odpowiedziała, że ona nie wie, gdzieś tam przebywa. To było wszystko, co w tej sprawie zrobiono. Czy to jest wyraz profesjonalizmu u funkcjonariuszy, czy kompletnej indolencji?

Świadek Witold Olszewski:
Panie pośle, nie mam wiedzy na ten temat. (...)


W czerwcu 2004 roku, grupa Remigiusza M. dokonuje przeszukań u Kościuka, Franiewskiego i Skwarskiego. Zeznaje w tej sprawie Wiesław Stach (14 lipca 2009r. komendant KW Policji - Mazowsze)

(str. 84)
Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
(...) Pan może o tym nie wiedzieć, ale warto, panu może przytoczę takie pewne fakty, bo też się będzie pan ustosunkowywał do nich jako i komendant wojewódzki, i jako szef policjantów, którzy przeprowadzali te przeszukania, jak to wyglądało, bardzo istotne zresztą przeszukania w mieszkaniach trzech sprawców. Chodzi o przeszukanie u Sławomira Kościuka, Piotra Skwarskiego, później notabene zresztą świadka, który akurat doprowadził do przełomu w tej sprawie, i pana Franiewskiego, Wojciecha Franiewskiego, zabójcy, mordercy, szefa tej grupy, mordercy Krzysztofa Olewnika, szefa tej grupy. I tak: godz. 8.35, policja wchodzi do mieszkania Sławomira Kościuka, cała operacja zakończona o godz. 9.10. Godz. 11, czyli już trochę inny czas, wejście do Piotra Skwarskiego. Wyjście o godz. 11.40, czas trwania 40 minut. Później Franiewski, godz. 13 i całe przeszukanie 40 minut, wyjście o godz. 13.40.

Świadek Wiesław Stach:
Panie pośle, o którym momencie pan mówi?

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Ja mówię: To jest moment, to jest rok 2004, czerwiec, robi to grupa pana Remigiusza M. Uczestniczą w tej grupie, w tych akcjach pan Golatowski, pan Kosiński, no i oczywiście pan Lubiński. To jest ewidentnie grupa. O co mi chodzi? Już pan wie, o co mi chodzi.

Świadek Wiesław Stach:
Wiem, wiem, bo wie pan, no, panie pośle, zgadzam się z tym, że przeszukania nie robi się 20 minut. Ja doskonale wiem...

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
I o różnym czasie.

Świadek Wiesław Stach:
Mogę to ocenić tylko i wyłącznie negatywnie w tym momencie. (...)


Na tę samą okoliczność jest przesłuchiwany jeden z policjantów, który dokonywał tych czynności, Marian Golatowski (3 września 2009r. , policjant z grupy Remigiusza M.);

(str. 117)
Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Właśnie chciałem jeszcze panu też przypomnieć takie jedno zdarzenie. To był ten, o którym pan mówi, to było przeszukanie 1 czerwca 2004 r., to były te trzy przeszukania. Było w mieszkaniu Sławomira Kościuka i pan brał chyba udział w przeszukaniu u pana..., u Piotra Skwarskiego.

Świadek Marian Golatowski:
Skwarskiego.

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
I Franiewskiego.

Świadek Marian Golatowski:
Być może.

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Dwóch. Te przeszukania były, jedno... Te trzy przeszukania, jedno było o 8.35, drugie, to, w którym pan uczestniczył, było o 11, i te następne były o 13 u Franiewskiego, w którym też pan uczestniczył, też z panem nadkomisarzem Kosińskim, to były te dwa przeszukania. Dlaczego? Kto wam zlecił?

Świadek Marian Golatowski:
Nie pamiętam.

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Dlaczego termin tych przeszukań jest taki dziwny? No, wchodzicie do potencjalnych przestępców... grupy i wchodzicie o trzech, trzy w różnym czasie?

Świadek Marian Golatowski:
Nie wiem.

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
A jak w ogóle wyglądało wykonywanie takich czynności? Niech pan powie.

Świadek Marian Golatowski:
Nie, no, dostawałem polecenie wykonania konkretnych czynności.

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Spokojnie, dostaje pan polecenie od pana komendanta...

Świadek Marian Golatowski:
Czy ewentualnie od kierownika grupy.

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Od kierownika grupy.

Świadek Marian Golatowski:
I jechałem wykonać dane czynności.

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
I dostaje pan wtedy adres, tak?

Świadek Marian Golatowski:
Tak.

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
I dostaje pan adres, czy dostaje pan jeszcze informacje?

Świadek Marian Golatowski:
Nie, no, informacje, czego mam szukać, ale ja, będąc członkiem grupy, wiedziałem, o kogo chodzi i mniej więcej o co, czego mam szukać.

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Tak. Ale też wtedy samo wejście - dostaliście adres, czy czas, godzinę wejścia mieliście ustaloną, czy sami ustalaliście sobie?

Świadek Marian Golatowski:
Sami.

(...)

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Chodzi mi o to, że mogliście, że powinno być wejście równoległe chyba, nie?

Świadek Marian Golatowski:
A nie wiem, dlaczego tak się stało, no, nie powiem.

(...)

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Ale mówię, że właśnie mi chodzi o to, że to jest jedno 8.35, drugie o 11, trzecie o 13. Jest możliwość informacji między nimi, między przestępcami.

Świadek Marian Golatowski:
Nie wiem, nie pamiętam.

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
I też kolejna rzecz, jakby pan mógł wyjaśnić, mnie to tak zainteresowało, zresztą też naszego eksperta, bo wskazał, że 45 minut jedno przeszukanie, drugie 40 i trzecie 40. Dlaczego tak krótko, tak intensywnie? Może nie intensywnie, szybko, bo intensywnie to skutecznie byłoby. Dlaczego tak tylko wpadliście i wypadliście? Bo to 40 minut no to jest tak: wchodzicie, musicie sporządzić protokół, spytać się, no to sama biurokracja wam zajmie połowę tego czasu.

Świadek Marian Golatowski:
Nie wiem, dlaczego akurat tak.

(...)

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Nie pamięta pan, dlaczego, bo może jakiś cel był tego...?

Świadek Marian Golatowski:
Nie kojarzę, nie kojarzę.

(...)

Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Proszę pana, a czego pan szukał w tych mieszkaniach?

Świadek Marian Golatowski:
Jak zwykle, przede wszystkim chodziło o osobę Krzyśka Olewnika i innych rzeczy mogących stanowić jakiś związek z popełnionym przestępstwem: karty telefoniczne, telefony komórkowe, cokolwiek, zapiski, no wszystko to, co mogło mieć związek z tą sprawą. (...)

Pominąłem obszerne fragmenty zmierzające do ustalenia okoliczności dokonania tych przeszukań, które nie wniosły absolutnie niczego, bo zakończyły się odpowiedziami ; "nie pamiętam, no, dokładnie nie pamiętam ... no, nie wiem, jak jest w dokumentacji.. no to mówię: nie pamiętam właśnie... nie przypominam sobie, nie pamiętam... nie kojarzę, nie pamiętam takiej sytuacji... itp.


Co policjanci jeszcze robili, a czego zaniechali ?
W czasie przesłuchania Wiesława Stacha (str. 63), dokonany jest pewien (ogólny) podział tych czynności...

Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
(...) Grupa na pewno pracowała, zbierała bardzo dużo informacji. (...) Później jest notatka służbowa pana Lubińskiego 13 listopada 2001 r. (...) I ta notatka mówi o właśnie o rozpytaniu świadka jako jednego z głównych świadków tej sprawy na samym początku, która sprzedawała telefon w Auchan, sprzedawała jednemu ze sprawców porwania. Tam w ogóle w tej sprawie występuje i brak przesłuchania na protokół, brak zabezpieczenia kasety, która zresztą w jakiś sposób sfilmowała, sfilmowała sprawcę.

(...) Później kolejna kaseta, kaseta znaleziona, kaseta na stacji paliw, gdzie też prawdopodobnie został zarejestrowany samochód, być mógł zarejestrowany samochodów porywaczy i ta kaseta zostaje włączona w materiał operacyjny, nie zostaje włączona w ogóle w procesowy, chyba nawet nie wiadomo, czy była przeglądana. Była przeglądana na zwykłym chyba, próby przeglądania na zwykłym magnetowidzie, a to było podklatkowe, ale to już bez takich szczegółów, bo nie o to też chodzi.

I później olejne notatki służbowe od 8 listopada. Pierwsza notatka, że pan Olewnik ukrywa się w Siemianowicach koło Iławy. Później, że współpracuje z "Rympałkiem" i ma długi w stosunku do "Rympałka" i do gangu "Oczki" - 2 mln zł. Kolejna - Ożarów Mazurkas. To się wszystko w krótkim czasie dzieje. Łódź - hotel Ajax albo Axel. Później widziany jest w hotelu Marriott. Później Szklarska Poręba w hotelu Perła. Później na Łysej Polanie. Później przekracza granicę. Ja tylko z tego pierwszego okresu. I później jest pan Olewnik, widziany jest w restauracji Baszta ul. Puławska w Warszawie.

(...) I co jest ciekawe? Te informacje, o których mówiłem w ostatniej kolejności, te informacje, notatki służbowe, jakby powiedział pan poseł Dera, są sprawdzane. Tamte notatki, natomiast te wszystkie informacje, które mówiłem na samym początku, no tak jak np. ta sprawa w Auchan, jest odłożona na kilka lat.


SKUTKI TEORII SAMOUPROWADZENIA

W poprzedniej części cytowałem fragmenty zeznań, w których policjanci odnosili się do wersji samouprowadzenia. Wielu z tych świadków zaprzeczało (niektórzy "szli w zaparte"), że właśnie ta wersja zdecydowanie dominowała.

Przyczyny takiego zachowania najlepiej wyjaśnia (również zaprzeczający wersji samouprowadzenia), cytowany w poprzedniej części Bogusław Pietrzyk ; (...)... No, przyjąć, że jest samouprowadzenie, no, to w zasadzie nie robi nic w ogóle, no, bo to jest samouprowadzenie, prawda, no, i skupiamy się, szukamy go tylko, nie robimy nic innego (...)

Rozumiejąc w ten sposób skutki przyjęcia wersji samouprowadzenia, nie sposób przyznać się, że właśnie tę wersję uważało się za najbardziej prawdopodobną. Odnosząc się jednak do praktycznych działań Policji, chcąc je określić w kilku słowach, to fragment tego samego cytatu doskonale charakteryzuje te działania ; "(...) w zasadzie nie robi nic w ogóle.. szukamy go tylko, nie robimy nic innego".

Tak właśnie było. Policja angażowała się intensywnie we wszystkie działania, które miały na celu ustalenie miejsca, w którym ukrywa się Krzysztof Olewnik. Pozostałe działania, mogące pomóc w ustaleniu sprawców uprowadzenia, jeżeli były w ogóle wykonywane, to bez przekonania. No, ale trudno było poszukiwać uprowadzonego, skoro nie dawało się wiary w uprowadzenie.

Ten tok rozumowania (chociaż w nieco innym kontekście) potwierdza Witold Olszewski, który wskazuje, że nie tyle istotna jest wielokrotność informacji, co ich wiarygodność...

(str 75)
Poseł Paweł Olszewski (PO):
A jeśli panu powiem, że policjanci w stosunku do innych osób kompletnie niezwiązanych ze sprawą, z różnych miejsc Polski, na podstawie jednoźródłowej informacji nie dość, że jechali, zatrzymywali te osoby, przeszukiwali im mieszkania, czyli wykonywali, powiedzmy, daleko idące środki, mając tylko jednoźródłową informację. Jeśli przy zestawieniu z Pazikiem, gdzie ma się dwuźródłową informację, de facto nie wykonuje się żadnych czynności, tylko wzywa się w charakterze świadka. On mówi, że nic nie wie, puszcza się go i nie wykonuje się żadnych czynności. W kontekście tego, co się później zdarzyło, i wiemy o udziale Pazika, czy sądzi pan, że tego typu działanie jest działaniem przypadkowym?

Świadek Witold Olszewski:
Panie pośle, to my dzisiaj teraz możemy ocenić, że tam pewne jakieś, wtedy można było coś zrobić. Ale wtedy tej wiedzy, co oni mieli, nie mogli tego ocenić. A poza tym powiem tak: Każda informacja ma określony stopień prawdopodobieństwa. I informacja jednoźródłowa, przykładowo powiem, żeby, jednoźródłowa, załóżmy, że mamy pięciostopniową skalę i jest na pięć, że to jest informacja wiarygodna, to będzie właściwsza i przy niej czynności będą wykonywane większe niż informacja dwuźródłowa, gdzie stopień prawdopodobieństwa popełnienia czy wiarygodności zawartych informacji jest np. jeden. W związku z powyższym w takiej sprawie indywidualnie się podchodzi do poszczególnych informacji. Nie można, nie można tego uogólnić. Nie można powiedzieć, że ta informacja, która była podwójnie potwierdzona, jest lepsza i tu przy niej powinno się więcej robić, a ta informacja, która jest jednoźródłowa, jest gorsza. Może to tak być, ale niekoniecznie musi, panie pośle. Mogą być odwrotne sytuacje. Tak, jak powiedziałem, wstępnie jest tam jakaś ocena wiarygodności. Jest odpowiednia skala. To się, to się w naszej pracy praktykuje. I rozumiem, że jeżeli podjęli czynności przy informacji jednoźródłowej, to musiała być dość duża skala czy tam stopień prawdopodobieństwa. (...)

Słusznie.
Przyjmując (a taka wersja została przyjęta), że mamy do czynienia z samouprowadzeniem, to informacja, że Pazik ma z tym związek, nie była wiarygodna. Chociaż pochodziła z dwóch źródeł. W takich okolicznościach, przesłuchanie Pazika zostało sprowadzone do formalnej reakcji na dwie notatki służbowe. Nie zostały podjęte żadne działania operacyjne wobec Pazika, bo ... w takiej sytuacji nie było powodu. Pazik w żaden sposób nie kwalifikował się jako osoba, która mogłaby pomagać w ukrywaniu się K.Olewnika.

Podobnie było w sprawie anonimu, wskazującego Pazika i Piotrowskiego, jako osoby zamieszane w uprowadzenie. Skoro funkcjonowała wersja samouprowadzenia, to nikt nie mógł dawać wiary w to (a wynikało to z treści anonimu), że życiu K.Olewnika grozi jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Tym bardziej mało prawdopodobna wydawała się pomoc Pazika i Piotrowskiego w samouprowadzeniu. Ponadto ... Pazik przecież był już wcześniej "sprawdzany"...

Przeszukanie w domu Kościuka, Franiewskiego i Skwarskiego nie trwało długo, bo przecież ... Krzysztof Olewnik, to nie igła. Gdyby ukrywał się pod którymś z tych adresów, zostałby z pewnością odnaleziony i zatrzymany... Jak zeznaje Golatowski, wyjaśniając cel przeszukania ; "(...)Jak zwykle, przede wszystkim chodziło o osobę Krzyśka Olewnika...(...)"

Policjanci na wiele pytań nie mogą dzisiaj odpowiedzieć, tłumacząc brak odpowiedzi w różny sposób. To nie dziwi. Chcąc wyjaśnić swoją bierność w pewnych tematach i aktywność w pozostałych, musieliby ciągle wyjaśniać swoje zachowania w oparciu o podstawowe założenie ; sprawa Krzysztofa Olewnika była traktowana w kategorii samouprowadzenia od samego początku, do czasu ... ujawnienia miejsca ukrycia zwłok K.Olewnika.

Przesadzam ?

W poprzedniej części cytowałem zeznania Marka Majewskiego, który zaniechanie sprawdzania uczestników feralnej imprezy tłumaczy "(...) Tak jak już powiedziałem, pewne względy chyba tutaj... Nie wiem, może to przeważyło, panie pośle, to, że w dalszym ciągu tak jakby preferowano w pewnym względzie tę wersję samouprowadzenia."

Skoro nie interesowano się uczestnikami imprezy, bo preferowano samouprowadzenie, to wersja samouprowadzenia musiała dominować od samego początku.

Nie zaniechano tej wersji wraz z przekazaniem okupu (jak sugerują to niektórzy policjanci). Do czasu ujawnienia miejsca ukrycia zwłok, skłaniano się raczej do wersji, w której zatrzymani sprawcy (Kościuk i Franiewski) są pomocnikami Krzysztofa Olewnika.

(10 grudnia 2009 , str.22)
Świadek Janusz Gołębiewski (dyrektor CBŚ):
(...) Gdyby - zastanawiałem się zawsze nad tym i to jest też tylko bardzo hipotetycznie - nie wiem, gdyby zatrzymany i aresztowany sprawca nie poszedł na współpracę i nie powiedział nic (...) gdyby nieujawnione zostało miejsce ukrycia zwłok to nie wiem czy przez dłuższy czas nie myślano by dalej tak samo, pomimo zatrzymania sprawców. Nie jestem przekonany. Jako pomocników. Pomocników.(...)


Jednym z efektów wykreowania wersji samouprowadzenia, była niechęć przejęcia tej sprawy przez CBŚ. Kiedy Janusz Gołębiewski (dyrektor CBŚ) przed Komisją opisuje swoją rozmowę z Remigiuszem M. (obszerne fragmenty w poprzedniej części), stwierdza ; (...) Ja zapamiętałem to i pomyślałem sobie wtedy, że to dobrze, że to na mnie nie trafiło. Sprawa samouprowadzenia.(...)

Potwierdza to wprost, w innej części swoich zeznań...

(str. 10)
Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
(...) było takie powszechne przekonanie, przez długi zresztą czas, że tu nie mamy do czynienia z klasycznym porwaniem dla okupu tylko, że jest to sfingowana rzecz, że to jest samouprowadzenie. Ta teza była lansowana jako główna przez wiele, wiele lat zresztą na początku. Czy to mogło mieć wpływ na podjęcie decyzji, bo skoro jest to samouprowadzenie czy sfingowane porwanie, to czemu ma się tym zajmować w tym momencie Centralne Biuro Śledcze. Niech sobie tam miejscowi policjanci tym zajmują.

Świadek Janusz Gołębiewski:
Mogło mieć. Mogło mieć. (...)


DEZINFORMACJA

Pewne okoliczności uprowadzenia (w tym dowody odnalezione na miejscu zdarzenia) mogły wzbudzać podejrzenia, że to samouprowadzenie. Z perspektywy czasu można (a nawet należy) przypuszczać, że to efekt celowego działania sprawców.

Równie ważne były informacje spływające do Policji od osobowych źródeł informacji. Dzisiaj można powiedzieć, że to również nie był przypadek. Nie jest to tylko moja opinia...

(STR. 55)
Poseł Paweł Olszewski (PO):
A czy wskazywał pan komendant Olszewski na czynności, na okoliczności, które uzasadniałyby przyjęcie akurat tej wersji jako wersji wiodącej?

Świadek Wiesław Stach:
Odnoszę wrażenie, że w tej chwili analizując to, co się wtedy działo, odnoszę wrażenie, że na podstawie współpracy z osobowymi źródłami informacji, z którymi współpracowali policjanci komendy wojewódzkiej, ta wersja była lansowana wyjątkowo mocno. I odnoszę tego rodzaju wrażenie po pewnym czasie, że być może, ja nie jestem tego w ogóle pewien, ale być może mieliśmy do czynienia z taką sytuacją, kiedy funkcjonariusze byli świadomie wprowadzani w błąd przez osobowe źródła informacji. Czyli pracowali tak jakby na dwie strony: dla policji i dla przestępców. Takie jest moje wrażenie, ale tego nie jestem pewien, ponieważ, tak jak mówię, system nadzoru jest taki, jaki powiedziałem, i ja z tymi materiałami niewiele miałem do czynienia, po prostu nie analizowałem ich. Od tego był zastępca merytoryczny, czyli zajmujący się nadzorem nad pracą operacyjną, który miał ewentualnie przedstawiać wnioski i ewentualnie proponować mi jakieś rozwiązania. Takich rozwiązań i wniosków nie przedstawiał, czyli uznawałem, że sprawa jest prowadzona w sposób prawidłowy.

Poseł Paweł Olszewski (PO):
A czy próbował pan zweryfikować bądź zalecił weryfikację, które ewentualnie osobowe źródła informacji wprowadzają celową dezinformację, bo tak można wywnioskować to z pana wypowiedzi?

Świadek Wiesław Stach:
Panie pośle, ja nie miałem dostępu do informacji, które uzyskiwali policjanci z uwagi na to, że te źródła osobowe były bardzo często źródłami, które nie chciały być, to znaczy nie mogły być ujawnione, z różnych powodów. I dlatego m.in. taki mój wniosek jest, że być może te źródła pracowały na dwie strony. (...)

(str. 62)
Świadek Wiesław Stach:
(...) jak na wstępie powiedziałem, że w pewnym momencie chyba za mocno niektórzy policjanci, i sądzę, tak jak mówię, ja przypuszczam, że współpracując z osobowymi źródłami informacji, mogli być celowo wprowadzani w błąd i źle naprowadzani na fałszywe tory, ponieważ pamiętam taką sytuację m.in., gdy nie było pana komendanta Olszewskiego, a ja byłem upoważniony do wydawania zgód na wyjazdy m.in. na teren innych województw czy np. na teren Niemiec, w uzgodnieniu z komendantem głównym wydałem zgodę, bo była informacja, że taka osoba, o takim wizerunku jak uprowadzony pan Olewnik, pokazała się w Niemczech. Więc ta teza była tak mocno lansowana i jestem przekonany, że policjanci, to były przekonane, bo ja mówię, nie wykluczam, że policjanci współpracowali z takimi źródłami, które wprowadzały świadomie w błąd policjantów. (...)

Podobnego zdania jest Marek Kozanecki (9 lipca 2009, policjant z grupy Remigiusza M.)

(str. 53)
Poseł Paweł Olszewski (PO):
A czy w świetle tych czynności, które pan realizował osobiście, i tych czynności, które uważał pan, że powinny zostać zrealizowane na początku prowadzenia sprawy, czy nie widzi pan tutaj pewnej dysproporcji co do bardzo wnikliwego analizowania tych informacji, które z perspektywy czasu są przez nas oceniane jako dezinformacja?

Świadek Marek Kozanecki:
W chwili obecnej można to tak nazwać. (...)


Mogłoby się wydawać, że ustalenie OZI będących przyczyną wykreowania wersji samouprowadzenia jest łatwe, wystarczy odnieść się do notatek albo wiedzy tych policjantów, którzy te notatki sporządzali. Nic bardziej błędnego.

(30 czerwca 2009r, str.116)
Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Czy w notatce służbowej powinny być informacje dotyczące źródeł uzyskania informacji, ewentualnych, czy informacji, w jaki sposób wykorzystywać tę wiedzę dalej do jakich czynności?

Świadek Kazimierz Kuchta:
W notatce służbowej nie powinno być ujawnianych źródeł informacji. Natomiast sugestia policjanta może być przedstawiona w notatce, w jaki sposób to wykorzystać. (...)

Nieco odmiennego zdania jest Janusz Czerwiński (10 grudnia 2009r, CBŚ)

(str.14)
Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Jakie informacje i skąd informacje spływały o tym, że jest to samouprowadzenie i że Krzysztof Olewnik żyje?

Świadek Janusz Czerwiński:
Dokładnie nie pamiętam. Pamiętam, że jedną z takich informacji była też informacja od jasnowidza na przykład.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
To ciekawa wersja. A inne materiały źródłowe?

Świadek Janusz Czerwiński:
To były informacje zdobywane od informatorów, w tej chwili trudno mi jest to określić. Myślę, że w dokumentacji operacyjnej jest to wskazywane.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
W dokumentacji znajdujemy tylko wskazania policjantów, którzy piszą notatki służbowe, że był widziany. Dlatego się pytam, skąd były informacje źródłowe? Tylko i wyłącznie funkcjonariusze Policji pisali notatkę służbową, był widziany tu, był widziany tam, był widziany tu, i jeździliście wszędzie. Dlatego się pytam, skąd były informacje źródłowe?

Świadek Janusz Czerwiński:
Informacje źródłowe każdorazowo muszą być wskazywane w notatce...

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Nie ma.

Świadek Janusz Czerwiński:
...jeżeli ich nie było, to znaczy, że policjant widział.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Dlatego się pytam o informacje źródłowe. Notatka służbowa jest taka, że był widziany tam i tam, i nie ma wskazania źródła właśnie w notatkach służbowych, w tych, które są notatkami operacyjnym, nie ma wskazania źródła.

Świadek Janusz Czerwiński:
Trudno jest mi się odnieść w tej chwili do, do takiego pytania. Wydaje mi się, że trzeba je zadać funkcjonariuszowi, który sporządzał tą notatkę.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
No dobrze, ale pan nadzorował w tym momencie te czynności, były materiały i były informacje, które właśnie tak, a nie inaczej, wyglądały w tym czasie. Nie wzbudziło to zainteresowania państwa, że, no, skąd się biorą te informacje. I one się nigdy później nie potwierdzały, bo gdyby się jeszcze potwierdziły, to można by było mówić: Dobra, nieważne skąd, ważne, że złapaliśmy ślad. A tu pustka, pudło, pudło, pudło, pudło, a tych pudeł było kilkadziesiąt w międzyczasie.

Świadek Janusz Czerwiński:
Zgadzam się, sprawa była, to jest sprawa nierozwiązana, to była sprawa wówczas nierozwiązana i nie wiedzieliśmy, jak wygląda rozwiązanie, próbowaliśmy, łapaliśmy się każdego śladu. (...)

Bez względu na wyrażane opinie, fakty są takie, że w notatkach nie ma wskazanych źródeł, natomiast policjanci pytani w tej sprawie zasłaniają się upływem czasu, nie pamiętają.


WNIOSKI

Odnosząc się do tematu samouprowadzenia (w tej oraz poprzedniej części), mój cel jest bardzo ograniczony. Chcę jedynie wyjaśnić (uzasadnić) własne przekonanie, co do pewnych, ogólnych okoliczności tej sprawy.

1) W grupie Remigiusza M. dominowała wersja samouprowadzenia do tego stopnia, że inne wersje istniały tylko na papierze.

Oczywiście, w sprawie pojawiają się notatki sporządzane przez policjantów, którzy wskazują, że K.Olewnik mógł zostać uprowadzony przez określone osoby (np. notatki Kuchty). To może wskazywać, że wśród niektórych policjantów rodziły się jakieś tam wątpliwości, nie były wykluczane inne wersje...
Jednak to nie ma żadnego wpływu na metody (sposób) działania całej grupy. Żeby to zrozumieć, należy odnieść się do oceny Remigiusza M., której dokonał jego bezpośredni przełożony, Bogusław Pietrzyk (18 listpoada 2009r.) ;

(str. 8)
Świadek Bogusław Pietrzyk:
(...) Naczelnik Minda to naprawdę doświadczony pracownik, wiele sukcesów, wiele spraw uprowadzeń w przeszłości bardzo pozytywnie. Troszkę może za szybki w działaniach, ale podejmujący konkretne decyzje. Szybkość decyzji to też ważne... żeby tę decyzję w miarę szybko podjąć. Może trochę apodyktyczny, ale znający bardzo dobrze rzemiosło, sprawdzający się w przeszłości. Darzyłem go i kierownictwo komendy darzyło go pełnym zaufaniem. Tak że, kierując go tam, mieliśmy do niego pełne zaufanie. Do tej pory mam to zaufanie do niego. (...)

Po zapoznaniu się ze stenogramami przesłuchań w tej sprawie, nie podzielam tej opinii. Być może, Remigiusz M. (ogólne, jako policjant) wykazywał się skutecznością itd. Tego nie mam zamiaru podważać. Jednak jako kierownik tej grupy, Remigiusz M. obnażył swoją najgorszą cechę ; brak umiejętności kierowania grupą.

Remigiusz M. sprawił, że podwładna mu "grupa" ludzi, w praktyce stanowiła określoną ilość działających indywidualnie, podwładnych mu jednostek, działających w sposób pozbawiony koordynacji.

Apodyktyczny przełożony (tutaj się zgadzam, Remigiusz M. taki jest ) może sprawdzić się w kierowaniu np. grupą ... żołnierzy, od których wymaga się myślenia tylko w zakresie niezbędnym do wykonania wydanego rozkazu, a każde dodatkowe myślenie (w tym - pytanie o zasadność działań) leżące w sprzeczności z myślą przełożonego (albo wychodzące poza jego zakres), jest uznawane za próbę poderwania jego autorytetu.

Za doskonały przykład funkcjonowania "grupy", może posłużyć opisana wcześniej notatka Kuchty, typująca Pazika. Kuchta nie wiedział, czy ta notatka została w jakiś sposób wykorzystana, czy też nie. Notatka trafiła do Remigiusza M., który wydał Markowi Majewskiemu polecenie przesłuchania Pazika. Z kolei Majewski nie wiedział o notatce Kuchty (tym bardziej o podstawach tego typowania). Dlatego przesłuchał Pazika w taki sposób, jak przesłuchiwał dziesiątki innych świadków. Notatka Kuchty nie miała żadnego wpływu na przebieg przesłuchania Pazika. Tak właśnie funkcjonowały poszczególne jednostki w ramach "grupy" kierowanej przez Remigiusza M.

Oczywiście, po przejęciu sprawy przez CBŚ, teoria samouprowadzenia nie upadła. Do podstawowego błędu doszło na etapie przekazywania sprawy, bo to Remigiusz M. referował działania "grupy", a przejmujący sprawę nie podeszli do tego faktu z należytym dystansem. Skoro cała grupa działała w oparciu o teorię samouprowadzenia, to trudno, żeby w inny sposób ją przekazała.

Być może wrócę kiedyś do tematu funkcjonowania "grupy" Remigiusza M. , (w jakimś podsumowaniu) oraz pochwał, którymi obsypują go przełożeni do dnia dzisiejszego ... nie potrafiąc praktycznie uzasadnić swoich poglądów.

Dokonując oceny jakiegoś działania (albo zaniechania działań) w czasie funkcjonowania grupy Remigiusza M. , należy ciągle pamiętać o tym, że "grupa" działała w (błędnym) przekonaniu, iż ma do czynienia z samouprowadzeniem.

Przykładowo, wracając do fragmentu zeznań Leszka Cybulskiego, który odnosząc się do zdarzeń w noc uprowadzenia stwierdza (str.21 stenogramu) ; "(...) Później, to z późniejszych czynności wiadomo, że przed północą kontaktował się z kobietą mieszkającą koło Płocka, w Górach. Do spotkania nie doszło z uwagi na to, że mąż miał wracać do domu. Ale to z późniejszych relacji.(...)

Doszło do tego spotkania, czy też nie ?
Pewnie z punktu widzenia "grupy" Remigiusza M. , nie miało to żadnego znaczenia. Mężatka obawiająca się wracającego męża, nie pomagałaby przecież K.Olewnikowi w samouprowadzeniu. Skoro informacja o udziale Pazika w tej sprawie została wówczas praktycznie zignorowana, uznana za mało wiarygodną, tym bardziej niewiarygodny był udział tej kobiety w sprawie, więc została "sprawdzona" ... podobnie jak Pazik.
Reasumując, stwierdzenie że do tego spotkania nie doszło, jest równie wiarygodne, jak niewinność Pazika.

2) Wprowadzenie w działania Policji teorii samouprowadzenia, było efektem świadomego działania (dezinformacji) sprawców.

Okoliczności uprowadzenia Krzysztofa Olewnika oraz niektóre dowody zabezpieczone na miejscu przestępstwa wyraźnie sugerowały, że to może być samouprowadzenie. W tym kierunku myślenia policjanci zostali utwierdzeni poprzez błędne informacje przekazywane przez OZI. Tych informacji było zbyt wiele, żeby traktować je w kategorii błędów, przypadków itp.

Osoba, która w taki sposób zaplanowała uprowadzenie i zabójstwo, musiała doskonale znać zasady pracy dochodzeniowo - śledczej. Wiedziała, w jaki sposób będą interpretowane ślady, zdarzenia oraz napływające informacje. Musiała charakteryzować się umiejętnością koordynowania działań dezinformacyjnych, bo informacje spływające z różnych źródeł zaczęły na pewnym etapie wskazywać (wydawałoby się, w sposób niezależny), że Krzysztof wyjechał z Polski.

To mógł być np. funkcjonariusz ABW ... doświadczony prokurator ... albo ktoś pracujący dla wojska. Wspominam o tym tylko dlatego, żeby nie spotkać się z uwagą, że nie tylko w Policji pracują osoby znające metody pracy dochodzeniowo-śledczej, zasad zbierania informacji, dezinformacji itd.

Kiedy Danuta i Włodzimierz Olewnikowie spotykają się z generałem Rapackim w Wilnie, proszą o przejęcie sprawy przez CBŚ. Po wysłuchaniu argumentów generał wykonuje telefon, co W.Olewnik relacjonuje tak (20 listopada 2009, str. 29) ; "(...) wykręcił numer i mówi: Słuchaj, Gieniu, odszukali mnie państwo Olewnicy, ta sprawa coś śmierdzi, mnie się wydaje, że tam palce maczają nasi chłopcy. (...)"

W tym konkretnym przypadku, to musiał być policjant. Doświadczony, pracujący wiele lat w pionie kryminalnym (zajmujący się zabójstwami, rozbojami itp. , czyli jak to się mówi w środowisku ; "kategorie po jedynce"). Bardzo sprytny ... chociaż może przez niektórych kolegów uznawany za przygłupa, to wśród innych z pewnością ma opinię dobrego gliny.

W dalszej części, odnosząc się do tej osoby, będę używał określenia "Policjant". Zleceniodawca oraz Policjant, to musiały być dwie różne osoby. Nie istnieje jedna osoba, która mogłaby posiadać cechy charakteryzujące te dwie osoby.

Dlaczego sprawcy zdecydowali się na wykreowanie wersji samouprowadzenia ?

Tutaj sprawa wydaje się być prosta. Teoria samouprowadzenia była "klinem" pomiędzy rodziną Olewników i Policją. Wzbudzała podejrzliwość, działającą w dwóch kierunkach. Sprzyjała zerwaniu współpracy. Jednak przewidywania sprawców sprawdziły się tylko połowicznie. Olewnikowie zamiast zerwać współpracę z Policją i przekazać okup (co byłoby po myśli sprawców), zerwali współpracę z Remigiuszem M. i domagali się kontynuacji poszukiwań Krzysztofa przez innych policjantów. Nigdy nie odpuścili, czego sprawcy nie przewidzieli...

Dlaczego uprowadzenie ?

Celem Zleceniodawcy było uprowadzenie i zamordowanie Krzysztofa Olewnika przez grupę Franiewskiego. Zleceniodawca nie mógł odnieść żadnej korzyści z okupu, który został przekazany w związku z uprowadzeniem Krzysztofa. Tych pieniędzy było stosunkowo niewiele, żeby podzielić nimi wszystkie osoby zaangażowane w uprowadzenie i jeszcze "coś" z tego miało pozostać dla Zleceniodawcy (nie mówiąc już o Policjancie)

Jedyna korzyść dla Zleceniodawcy, która mogła wynikać z uprowadzenia (poprzedzającego zabójstwo), to przeświadczenie wszystkich, że ... Krzysztof Olewnik żyje.

Nawet po zamordowaniu Krzysztofa, sprawcy dbają o to, żeby w takim przeświadczeniu utrzymać jego rodzinę. W tym celu odtwarzają wcześniej nagrany głos Krzysztofa, w którym informują, że na powrót syna będą musieli czekać dwa lata. Więc czekali, wierząc, że Krzysztof wróci, że żyje.
Policja ... no cóż, bardzo podobnie. Skoro doszło do samouprowadzenia, to przecież nie ma żadnych podstaw do przypuszczeń, że mogło dojść do zabójstwa. Nikt nie będzie szukał ciała, tym bardziej sprawcy.

To (prawie) perfekcyjne zabójstwo.

Kim jest Zleceniodawca ?

Należałoby wrócić do jesieni 2001 roku, kiedy to doszło do uprowadzenia Krzysztofa. W tamtych realiach przyjąć, że w sobotę rano, w domu Krzysztofa zostaje odnalezione jego ciało. Nie ma żadnych wątpliwości, że mamy do czynienia z zabójstwem.

W takich okolicznościach należałoby wytypować osoby, które w tym morderstwie mogły mieć jakiś interes. W pierwszej kolejności należałoby wziąć pod uwagę najbardziej "ludzkie" instynkty ; zazdrość, zawiść, chciwość, zemstę... czyli motywy standardowo sprawdzane w podobnych sytuacjach.

Nie sądzę, żeby taka lista była długa ale z pewnością pojawi się na niej Zleceniodawca, który w ramach teorii uprowadzenia i samouprowadzenia pozostawał poza zakresem podejrzeń, natomiast w ramach podejrzeń o zabójstwo należałby do głównych podejrzanych od samego początku.


W następnej publikacji odniosę się do zeznań Wojciecha Kęsickiego. Myślę, że czytając jego zaznania również "między wierszami", można (między innymi) w pewnym stopniu sprecyzować motywy, które inspirowały Zleceniodawcę.
Oczywiście, nie tylko to...


CDN...

Krzysztof_Bielsko
olewnika@poczta.onet.pl


Strona główna ; http://olewnika.republika.pl





mBaner.pl