Padł dysk i pomimo okresowej archiwizacji danych, nie wszystko udało się uratować.
Niektóre rzeczy muszę odtworzyć. Żeby nie przeciągać, część materiału zamieszczam dzisiaj.
Resztę pozostawiam na trzecią część...
PRZESŁUCHANIE WOJCIECHA KĘSICKIEGO (cz.2) PROBLEMY KRZYSZTOFA OLEWNIKA - WG KĘSICKIEGO
(STR.21)
Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
(...) Czy przed porwaniem - tu nawiązuję do tego, o czym mówił pan wcześniej, o swoich
dobrych relacjach z Krzysztofem Olewnikiem i jego przyjacielem - którykolwiek z nich
sygnalizował panu to, że dzieje się coś niedobrego w ich życiu osobistym, biznesowym?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Tak, fakt taki miał miejsce. Były to groźby. Czy to było tydzień przed porwaniem, czy było
kilka dni, trudno jest mi powiedzieć. Ja bynajmniej rozmawiałem osobiście z Krzysztofem
Olewnikiem. Dzwoniłem w tej sprawie do pana Kuchty, żeby go przyjął, żeby go
umówić na spotkanie. Bodajże wtedy pana Kuchty nie było na miejscu w komendzie
i pan Krzysztof Olewnik spotkał się z jego z jednym zastępców. Takie spotkanie miało
miejsce.
Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
Czy może pan przybliżyć charakter tych gróźb? Od kogo pochodziły? Czego dotyczyły:
pozbawienia życia, nie wiem, majątku?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Trudno jest mi powiedzieć, naprawdę.
Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
Nie pamięta pan tej okoliczności?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Nie pamiętam. Ja pamiętam tylko, że taki fakt miał miejsce i że ja, można powiedzieć,
że nadałem swoisty bieg tej sprawie, bo umówiłem na spotkanie.
Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
(...) A czy Krzysztof Olewnik w związku, kiedy opowiadał pan o tym, że takie groźby są
kierowane, wykazywał jakieś przestraszenie tą sytuacją?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Nie pamiętam. (...)
Co na to Kazimierz Kuchta ?
(str.132)
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
(...) Ja pytam o takie wydarzenie, w którym jakby pan Krzysztof Olewnik potrzebuje pomocy, bo jest
popełniane przestępstwo na jego szkodę i szuka kontaktu z panem. Czy ktoś szuka w tej sprawie
kontaktu z panem? Czy taka sytuacja panu się kojarzy?
Świadek Kazimierz Kuchta:
Nie, panie pośle.
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Dla ułatwienia podam, że może chodzi o pana Kęsickiego. Nie kojarzy pan tego?
Świadek Kazimierz Kuchta:
Nie. (...)
Jak można przeczytać na blogu Natalii (wpis z 20 kwietnia 2008 "Śledztwo i
proces...") ;
(...) Jak twierdzi policja rok po uprowadzeniu teza
samouprowadzenia stała się bardzo prawdopodobna. Na policję
zgłosiła się koleżanka Krzyśka z Płocka, która zeznała iż
przed zniknięciem Krzysztof dał jej na przechowanie kopertę z
nieznaczną zawartością. Że gdyby cokolwiek mu się stało, miała
przekazać ją rodzinie. Kobieta ta mówiła, że Krzyś zachowywał
się dziwnie, był przestraszony, rozglądał się wokół, jakby
sprawdzał, czy nikt go nie śledzi. Mówił też, że poznał
"niewłaściwą" kobietę. Kilka dni przed zniknięciem odebrał
kopertę. Jak mówił Henryk Straus - dało to podstawy policji,
żeby myśleć, że Krzysiek czegoś się bał, że chciał zniknąć.
Ale policja nie wiedziała co było w kopercie i jakie miał
problemy (jeśli je miał).(...)
Pojawienie się nowego świadka w rok po uprowadzeniu, potwierdziło (pośrednio) zeznania
Kęsickiego, umacniając w ten sposób tezę o samouprowadzeniu.
Czy tak było naprawdę, czy Krzysztof miał opisywane problemy - a raczej, czy zachowywał
się w opisywany sposób ?
Do mnie to jakoś nie przemawia.
Kęsicki prezentuje dziwną formę pamięci. Pamięta kto i kiedy miał problem, w jaki sposób on
sam przyczynił się do jego rozwiązania ... ale nie pamięta, o co właściwie chodziło. Ja tak nie
potrafię, a tak pamiętających ludzi, ja nie potrafię zrozumieć.
Jeżeli pamiętam, że np. telefonowałem na pogotowie ratunkowe z prośbą o interwencję
(przyjazd) no to nie wyobrażam sobie jednocześnie zapomnieć, czy chodziło o wypadek
samochodowy, czy też sąsiad wypadł z balkonu albo sąsiadka zaczęła rodzić itp.
Sądzę, że większość ludzi ma podobnie jak ja ; najdłużej pamiętamy jakieś zdarzenia
(wypadek, chorobę, pożar, śmierć osoby bliskiej itd.). Okoliczności towarzyszące takim
zdarzeniom (kogo i kiedy poinformowaliśmy, w jakiej kolejności przebiegały zdarzenia
następujące po sobie itd.), stopniowo ulegają mniejszemu lub większemu zatarciu.
Dlatego nie byłoby dla mnie normalne, gdyby ktoś pamiętał, kiedy, z kim i w jakim zakładzie
pogrzebowym realizował formalności związane z pochówkiem osoby bliskiej ... nie
pamiętając jednocześnie, kto właściwie wtedy zmarł. Widocznie W.Kęsicki ma inaczej.
Swoje wątpliwości przekazałem na kilka sposobów, bo żeby zrozumieć, to należy samemu to
poczuć, odnieść się do własnych doświadczeń.
Być może Kęsicki coś pomylił, może było zupełnie inaczej ?
Na tak postawione pytanie, oczywiście nie mogę odpowiedzieć. Faktem jest, że to zeznanie
Kęsickiego (oraz "koleżanki" z Płocka) było jednym z elementów utrudniającym śledztwo,
wzmacniającym teorię samouprowadzenia, ze wszystkimi tego skutkami.
SKARGI KĘSICKIEGO NA DZIAŁANIA REMIGIUSZA M.
(STR.18)
Poseł Leszek Aleksandrzak (Lewica):
(...) Pytanie: Czy mógłby pan określić, jak wyglądała pana współpraca z członkami grupy
operacyjno-śledczej? Czy w ogóle była taka współpraca? Jeżeli taka była, to jak ona
przebiegała, jak ona wyglądała, na jakich zasadach?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Panie pośle, na początku współpraca była, mogę powiedzieć, wzorowa. Stan tej współpracy
pogorszył się w momencie przybycia na miejsce pana Remigiusza Mindy z komendy
wojewódzkiej. Przykro mi to stwierdzić, ale pana tego oceniam negatywnie w całym tym
postępowaniu. Nie mam o nim, nie powiem o nim dobrego zdania w żadnym kontekście.
Nie chcę wypowiadać się na jego temat, natomiast drugą taką osobą, negatywną dla mnie,
to był szef grupy od pana Rutkowskiego - ci panowie bardzo się znali, bardzo blisko się znali
- gdzie w początkowym okresie, na drugi dzień, w drugiej dobie bodajże, pan ten wprowadził
psychozę w rodzinie. Zaczął opowiadać, jakie oni sprawy realizowali, w jakich warunkach
przetrzymywani są ludzie, jak są traktowani, więc ja byłem zbulwersowany taką
postawą. Pokłóciłem się z nim do tego stopnia, że pojechałem dosłownie na skargę na niego.
Nie mogłem wiele wskórać, dlatego że każda moja interwencja odnośnie pana Mindy
i negatywnych działań tej grupy dochodzeniowo-śledczej spotykała się z tym, że pan
Minda grał, powiedzmy, na moją osobę do tego stopnia, że, zakładam, że była kombinacja
operacyjna, która mnie w ogóle wykluczyła z tej sprawy. I to wszystko.
Poseł Leszek Aleksandrzak (Lewica):
(...) Na skargę, rozumiem, pojechał pan na inspektora Mindę, czy na Rutkowskiego?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Tak, na inspektora Mindę pojechałem...
Poseł Leszek Aleksandrzak (Lewica):
Do kogo właśnie?
Świadek Wojciech Kęsicki:
...rozmawiałem dwu- lub trzykrotnie z panem Maciejem Książkiewiczem i byłem na
rozmowie u komendanta pana Zdzisława Marcinkowskiego.
Poseł Leszek Aleksandrzak (Lewica):
(...) Stwierdził pan również, że złą atmosferę wprowadzała grupa detektywistyczna pana
Rutkowskiego, tak?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Nie, mogę tylko powiedzieć, że grupa działała nieprofesjonalnie, wysoce nieprofesjonalnie.
Poseł Leszek Aleksandrzak (Lewica):
(...) Zaraz po uprowadzeniu przebywał pan kilka czy kilkanaście dni blisko rodziny państwa
Olewników, u nich w domu.
Świadek Wojciech Kęsicki:
W domu Krzysztofa Olewnika.
Poseł Leszek Aleksandrzak (Lewica):
W domu Krzysztofa Olewnika i to, rozumiem, było za zgodą pana przełożonych? Kogo?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Nie, za zgodą pana Włodzimierza Olewnika.
Poseł Leszek Aleksandrzak (Lewica):
Aha, rozumiem, czyli to było poza godzinami służbowymi pracy?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Tak.
(...)
Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
(...) Mimo pana niechęci do mówienia o panu Mindzie, muszę pana dopytać o pewne kwestie
z tym związane. Czy byłby pan w stanie przybliżyć komisji, czego dotyczyły interwencje,
z którymi udawał się pan do przełożonych?
(...)
Świadek Wojciech Kęsicki:
To znaczy, nietrafności działań, można to tak nazwać, a generalnie, w momencie, kiedy
dowiedziałem się, że lansowana jest teza o samouprowadzeniu, to w ogóle uważałem,
że to jest absurd. W mojej ocenie, oceniałem to wtedy jako bardzo groźną rzecz dla tego
postępowania, i z tegoż tytułu interweniowałem.
Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
Na czym polegało to, że oceniał pan, że jest lansowana teza o samouprowadzeniu?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Bo wiedziałem, że nie ma podstaw ku temu żadnych, absolutnie.
Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
Ale jakie działania podejmowane przez grupę powodowały, że sądził pan, że jest lansowana
teza o samouprowadzeniu? Czy jakieś zaniechania, na przykład badania jakichś
innych...
Świadek Wojciech Kęsicki:
To znaczy, panie pośle, ja nie miałem takich, ja nie miałem dostępu do akt sprawy i ja
nie zabiegałem o zapoznanie się z materiałami. Ja na zasadzie takiej opinii ogólnej mogę
powiedzieć, że w momencie, kiedy przedsięwziąłem taką informację, takie przekonanie,
że idzie to w kierunku samouprowadzenia, rozmawiałem wielokrotnie z panem Włodzimierzem
Olewnikiem, tłumaczyłem mu, że grupa ta będzie robiła wszelkie działania,
które będą powodowały jakieś wątki oderwane od tego głównego tematu, oby tylko zająć
się wszystkim, prócz uprowadzenia. Tak że ja mówię, ja bazowałem tylko na takiej opinii,
która do mnie dotarła, że jest lansowana teza o samouprowadzeniu, zarówno przez
tę grupę, jak i prokuraturę w Sierpcu. I to wszystko.
Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
Czy pamięta pan, jakie relacje łączyły rodzinę z kierownikiem grupy w tym okresie
początkowym?
(...)
Świadek Wojciech Kęsicki:
Z panem Mindą? No, mogę powiedzieć, że różne. Od pełnej współpracy po zaprzestanie
współpracy całkowite, po zerwanie tej współpracy, ponowne nawiązanie współpracy, ale
ja nie byłem obecny... Ja byłem tylko raz obecny przy rozmowie, gdzie był pan Minda.
Zresztą z bólem muszę przyznać, że sam namawiałem rodzinę Olewników po zerwaniu
tej współpracy, żeby podjąć tę współpracę z tą grupą. Co się okazało, że później miałem
kaca moralnego z tego powodu.
Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
A pamięta pan okoliczności, w jakich dochodziło do zerwania, ponownego nawiązania
współpracy? Czy to były jakieś zdarzenia związane z kontaktami z porywaczami, czy
jakieś inne sytuacje?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Nie, kojarzę sobie tylko, że jakiś... był taki fakt wyjazdu z okupem i bodajże... Ale ja mówię,
ja nie zabiegałem o informacje, nie prosiłem pana Włodzimierza Olewnika o przekazywanie
mi informacji. Była między nami taka umowa, że on nie będzie mi mówił
i przekazywał informacji, natomiast jeżeli ja zdobędę informacje jakieś istotne, ja jestem
w stanie mu te informacje przekazać.
Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
Tę umowę to uzgodniliście między sobą, czy tak uznaliście poprzez...?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Nie, rozmawialiśmy, w ten sposób uzgodniliśmy taką formę. (...)
Ten fragment odnosi się do wielu zagadnień, zacznijmy od najłatwiejszych do wyjaśnienia.
Kęsicki twierdzi, że na działania Remigiusza M. skarżył się między innymi u Zdzisława
Marcinkowskiego, który odnosząc się do tego tematu zeznaje (16.09.2009) ;
(str.94)
Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
A czy w tej sprawie porwania Krzysztofa Olewnika pan Kęsicki się z panem kontaktował,
panie komendancie?
Świadek Zdzisław Marcinkowski:
Pan Kęsicki nie kontaktował się ze mną, zresztą, tak jak powiedziałem, w drodze służbowej
miał przed sobą szereg swoich przełożonych, z którymi mógł lub powinien się
kontaktować, a do komendanta wojewódzkiego przychodzi się w sprawach szczególnych,
pomijając jakąś drogę służbową, to musi to być wyjątkowej wagi sprawa i...
Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
I czy takie zdarzenie miało miejsce w tym wypadku?
Świadek Zdzisław Marcinkowski:
Nie, nie miało takie miejsca, nie przypominam sobie.
(str.101)
Poseł Edward Wojtas (PSL):
Chciałbym wrócić jeszcze do sprawy związanej z panem Kęsickim. Oczywiście powiedział
pan przed chwilą, że nie znał pan tego pana. Ale chcę powiedzieć tak, że w śledztwie
zeznał pan Kęsicki, że był u pana w celu złożenia skargi na inspektora Mindę. Czy
może przez pana Książkiewicza taka informacja, taka skarga do pana trafiła?
Świadek Zdzisław Marcinkowski:
Panie pośle, ja bym tutaj chciał sprostować. Ja nie powiedziałem, że ja nie znałem pana
Kęsickiego. Ja sobie wręcz przypominam takiego wysokiego, wielkiego człowieka, który
brał udział w spotkaniach zarządu wojewódzkiego związku zawodowego policjantów. Natomiast
nie przypominam sobie, aby do mnie Kęsicki zgłaszał się z jakąś skargą, chociaż
ja co poniedziałek przyjmowałem interesantów i być może... Ale to trzeba było sprawdzić
w dokumentacji, jaka istnieje w komendzie mazowieckiej, bo przy przyjęciach interesantów
zawsze uczestniczył pracownik inspektoratu komendanta mazowieckiego.
Jak z powyższego wynika, relacje pomiędzy Kęsickim i komendantem Marcinkowskim miały
charakter wyłącznie służbowy. Ze względów czysto formalnych, Kęsicki nie mógł zgłosić się
do niego na skargę w związku ze sprawą K.Olewnika.
To tak, jakby żołnierz artylerii zwrócił się bezpośrednio do Ministra Obrony Narodowej ze
skargą na... kapitana okrętu podwodnego. Bez względu na temat takiej skargi, to nie tylko
pominięcie drogi służbowej ale także zwracanie się w cudzej sprawie.
Kęsicki mógłby złożyć formalną skargę na Remigiusza M. (z zachowaniem drogi służbowej),
tylko wtedy, gdyby ta skarga miała jakikolwiek związek z działaniem WPA.
Sprawa K.Olewnika takiego związku nie miała.
Podobnie (ze względów formalnych), Kęsicki nie mógł poskarżyć się Książkiewiczowi.
Pozostaje jednak możliwość nieformalnej skargi, bo w tym przypadku występowały nieco
inne relacje, co wynika (między innymi) z okoliczności, w jakich W.Kęsicki został
przeniesiony z komendy w Sierpcu do WPA. Zeznaje A.Popiołek ;
(str.28)
Świadek Andrzej Popiołek:
Pan Wojciech Kęsicki trafił do mojej sekcji nie pamiętam w którym roku, ale z komendy
miejskiej w Sierpcu, a ponieważ był tam komendantem miejskim, mój naczelnik wydziału
postępowań administracyjnych, który go znał, i praktycznie jak zwolniło się miejsce,
bo akurat odszedł na emeryturę jeden z pracowników, no, padła propozycja właśnie
tej osoby. Ja pana Kęsickiego wcześniej nie znałem w ogóle i po prostu, tak jak w każdej
pracy, każdy woli przyjąć kogoś polecanego niż po prostu obcego. No i w sensie takim...
tak do mnie trafił.
Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Czy polecał pana Kęsickiego pan komendant Książkiewicz?
Świadek Andrzej Popiołek:
To znaczy, znali się, na pewno się znali, ponieważ obaj polowali i wiem, że jeszcze za
życia, że nawet jak... że się spotykali na, nie wiem, czy na polowaniach, ale wiem, że na
pewno się znali. I tutaj też można by było powiedzieć, że, no, na pewno jakaś przychylność
ze strony komendanta też by była. (...)
Charakter tej znajomości Kęsicki określa tak ;
(str.28)
Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
(...) Pan znał dobrze pana Macieja Książkiewicza?
Świadek Wojciech Kęsicki:
No, dobrze, można powiedzieć, że bardzo dobrze.
Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
To był pan na stopie przyjacielskiej, czy jakoś tylko to była znajomość służbowa?
Świadek Wojciech Kęsicki:
No, trudno mi powiedzieć, ...służbowej na stopie takiej, zapraszałem na polowania pana
komendanta, byliśmy na kilku polowaniach wspólnie. (....)
O relacjach pomiędzy W.Kęsickim, a komendantem Książkiewiczem krążą różne plotki,
których (podobnie jak innych plotek) powtarzał nie będę. Ze stenogramów Komisji można
jednak wyczytać nieco więcej (W.Olewnik,4 września 2009r.) ;
(str.12)
Poseł Edward Wojtas (PSL):
(...) Czy miał pan kontakty z panem Maciejem Książkiewiczem?
Świadek Włodzimierz Olewnik:
Miałem kontakty. Miałem tych kontaktów kilka. Te kontakty zaczęły się gdzieś 5 lat
przed uprowadzeniem. Pan Książkiewicz był wówczas komendantem, zastępcą komendanta
Policji w Radomiu. I on zaproponował poprzez Wojciecha Kęsickiego spotkanie.
To spotkanie odbyło się u mnie w biurze.
(...)
Poseł Edward Wojtas (PSL):
Czy jakieś propozycje z jego strony były pod pańskim adresem?
Świadek Włodzimierz Olewnik:
To było pierwsze spotkanie, to było ogólnie: co, pracuje, no, rozeznanie sytuacji takiej,
bym powiedział, było bez propozycji. Następne spotkania, które były i które najczęściej
się odbywały u mnie: Jesteś biznesmenem. M.in. zaproponował mi pomoc w przejęciu
Zakładów Mięsnych w Płocku, że te zakłady na pewno będą sprywatyzowane. Wiesz,
jakbyś miał tego, to powiedz, to ja ci w tym pomogę. I proponował, nawet konkretnie
zaproponował: żebyście utworzyli spółkę, bo mam jeszcze jednego tutaj człowieka, też
z tej branży, ja bym was tutaj połączył i jakiś biznes byście zrobili. Nie mogę ujawnić
nazwiska tego człowieka, ale powiem na posiedzeniu utajnionym. Dalej miałem takie
przez Macieja Książkiewicza propozycje, zapraszany byłem na jakieś uroczystości, m.in.
na mistrzostwa kraju w skokach konnych, które odbywały się w Łącku. I moje takie
mocne zdziwienie było wówczas, kiedy bardzo tak mile się ze mną przywitał, witając
mnie na tych mistrzostwach, i prosił mnie do loży głównej, gdzie byli oficjele, bodajże
ministrowie, i bodajże, nie pamiętam, ale chyba był Waldemar Pawlak. Ja nie skorzystałem
z tego. Powiedziałem, mówiliśmy sobie na ty: Słuchaj, ja nie chcę, ja się nie nadaję,
nie potrafię się, nie mam takiego obycia, żebym przebywał z takimi oficjelami. Oczywiście
nie skorzystałem, byłem dosłownie na miejscu, tam gdzie jest publiczność, z moją
córką Danusią i żoną. (...)
(str.49)
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Tak. Proszę pana, czy jest panu wiadomym, iż to, że Kęsicki pełnił funkcję w związku
zawodowym, było potrzebne Książkiewiczowi do czegoś?
Świadek Włodzimierz Olewnik:
Jak teraz mówią, policjanci zresztą, którzy się do mnie zgłaszają, to mówią, że Kęsicki
był potrzebny Książkiewiczowi do ustawiania ludzi.
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Co to znaczy?
Świadek Włodzimierz Olewnik:
Niewygodnych ludzi. To znaczy, że jak kierownikiem jakiejś sekcji czy działu był człowiek,
który nie podporządkował się Książkiewiczowi, to zwracał się do Kęsickiego o pomoc
w zmianie...
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Usunąć tego człowieka...
Świadek Włodzimierz Olewnik:
Tak. (...)
Dla pełnego obrazu sytuacji, którą chcę opisać, należy opisać relacje występujące pomiędzy
Książkiewiczem a Remigiuszem M. Na tę okoliczność zeznaje Kijanowski ;
(str. 9)
Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
Czy ma pan informacje na ten temat, kto sprawował nadzór nad prowadzonymi czynnościami
przez kierownika grupy?
Świadek Ryszard Kijanowski:
Nie mam, ale podejrzewam, że pierwszy zastępca komendanta wojewódzkiego.
Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
A kto nim wtedy był?
Świadek Ryszard Kijanowski:
Nie jestem pewien, ale chyba pan Książkiewicz.
(str.16)
Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
(...) Nadzór nad grupą, bo to jest jeszcze bardzo ciekawe, tutaj właśnie o tym się mówi,
że zastępca do spraw kryminalnych pan komendant Maciej Książkiewicz. Jak w ogóle
wyglądał ten nadzór? Czy pan chociaż wiedział, nawet jak już pan był w grupie czy gdy
później pan był z boku, czy pan widział ten nadzór? Maciej Książkiewicz, z tego, co
wiem, był z Płocka. Wiem, że często kontaktował się z panem Remigiuszem M. Zresztą
on sam o tym mówił.
Świadek Ryszard Kijanowski:
Z tego, co wiem, to nawet przyjeżdżał na miejsce pan Książkiewicz, ale ja na te tematy
nie rozmawiałem z panem Książkiewiczem, tylko rozmawiał z kierownikiem grupy, ponieważ
ja tematu praktycznie nie znałem. (...)
Jak z powyższego wynika, Książkiewicz sprawował bezpośredni nadzór nad działaniami
Remigiusza M. i nie był to tylko nadzór "na papierze".
Remigiusz M. przed żadnym z policjantów nie ukrywał, że w sprawie K.Olewnika przyjął
wersję samouprowadzenia. Wynika to jednoznacznie z treści zeznań wielu policjantów, które
cytowałem we wcześniejszych publikacjach.
W takich okolicznościach nie jest możliwe, żeby Książkiewicz (który w ramach nadzoru
spotykał się z Remigiuszem M.) nie zdawał sobie z tego sprawy. Musiał wiedzieć, że
śledztwo jest skierowane w kierunku samouprowadzenia.
Skoro tak, to ewentualne skargi Kęsickiego na Remigiusza M., kierowane do Książkiewicza
(szczególnie - wielokrotne) ... są nielogiczne. Nie nosi się drewna do lasu. Równie dobrze,
Kęsicki mógł się udać na skargę ... bezpośrednio do Remigiusza M.
Jeżeli Książkiewicz był przekonany o tym, że działania Remigiusza M. skierowane w
kierunku samouprowadzenia są słuszne (a to bardzo prawdopodobne), można wyjaśnić jego
"dziwne" zachowania w stosunku do W.Olewnika, które zostały opisane tak (20 listopada
2009);
(str.13)
Poseł Paweł Olszewski (PO):
Czy w tym okresie, no, bowiem wcześniej miał pan też bliskie relacje dość z ówczesnym
zastępcą komendanta wojewódzkiego Maciejem Książkiewiczem, czy w momencie,
w którym zorientował się pan, że działania tej grupy są działaniami tak skrajnie nieprofesjonalnymi,
czy próbował pan wykorzystać ten prywatny kontakt z panem komendantem,
żeby tę sprawę, to śledztwo, to postępowanie, sprowadzić na właściwe tory?
Świadek Włodzimierz Olewnik:
Tak. To mnie najbardziej dziwiło, kiedy bodajże po dwóch dniach czy trzech, no, ciężko
mi w tej chwili określić, ja dzwoniłem na telefon komórkowy do pana komendanta
Książkiewicza i był sygnał: nieodbierany. To trwało pierwszy dzień, 3 - 4 razy gdzieś
w pierwszym dniu. Dziwiłem się, znał mój numer telefonu, że nie oddzwonił. Powtarzałem
to przez pierwszy, gdzieś około tygodnia, dziesięciu dni. Później się mocno zdenerwowałem
i powiedziałem: Jak potrzebowałeś mnie, człowieku, to przyjeżdżałeś, a kiedy
ja potrzebuję, to mnie omijasz, boisz się. Ale niemniej próbowałem dojścia do niego
właśnie poprzez Kęsickiego, który miał dobre układy, który mnie czarował, że: tak, ja
byłem u Maćka, u komendanta, no, nie mówił u Maćka, ale komendanta. Powiedział, że
on to nadzoruje, ma to wszystko w rękach, wszystko będzie dobrze.
Poseł Paweł Olszewski (PO):
A ostatecznie udało się panu skontaktować z Maciejem Książkiewiczem?
Świadek Włodzimierz Olewnik:
Nie, do końca już nie udało mi się. Chociaż to czynili moi przyjaciele, koledzy, gdzie im
się też to dziwnie wydawało, zdawali mi relację, że byli, pytali, a on mówi, dziwnie do
tego podchodził, mówi: Ty się nie mieszaj, to jest dziwna sprawa, ja nie chcę mieć z tym
nic wspólnego. I też ich dziwiło, że, no jak, to może być dziwna sprawa i też uważali, że
coś nie jest tak, coś nie w porządku. (...)
Jeżeli Książkiewicz był przekonany o słuszności wersji samouprowadzenia, to może
wyjaśniać przyczynę, dla której postanowił izolować się od W.Olewnika. Tylko ... dlaczego w
takim układzie Kęsicki utrzymywał W.Olewnika w przekonaniu, że wszystko zmierza w
dobrym kierunku
( "Ale niemniej próbowałem dojścia do niego właśnie poprzez Kęsickiego, który miał dobre układy,
który mnie czarował, że: tak, ja byłem (...) u komendanta, (...). Powiedział, że on to nadzoruje, ma to
wszystko w rękach, wszystko będzie dobrze. (...)") ?
Jeżeli Kęsicki wielokrotnie skarżył się na Remigiusza M. to musiał zdawać sobie sprawę z
tego, że wcześniejsze skargi okazały się być nieskuteczne, że nadal preferowana jest wersja
samouprowadzenia. Jednocześnie, w tym samym czasie utrzymuje W.Olewnika w
przekonaniu, że "wszystko będzie dobrze", czym (praktycznie) zniechęca W.Olewnika od
kolejnych prób nawiązania kontaktu nie tylko z Książkiewiczem ale w ogóle od składania
jakichkolwiek skarg, u kogokolwiek. Sugeruje w tym zakresie całkowitą bierność.
I jeszcze jedno.
W.Olewnik podejmuje pierwsze (nieskuteczne) próby kontaktu z Książkiewiczem 2-3 dni po
uprowadzeniu. Jeżeli Książkiewicz unikał kontaktów z W.Olewnikiem, przyjmując, że to
samouprowadzenie, to ... ktoś musiał zasugerować Książkiewiczowi taką możliwość i bardzo
mało prawdopodobne, żeby był to tylko Remigiusz M.
Książkiewicz zaczął sprawować nadzór nad grupą Remigiusza M, z chwilą jej powołania,
czyli 2-3 dni po uprowadzeniu. W tym momencie telefonów od W.Olewnika już nie odbierał.
Skoro tak, to wszystkie wcześniejsze informacje jakie Książkiewicz uzyskał w tej sprawie,
(jeżeli nie stanowiły w ogóle podstawy do uznania przez niego teorii sakouprowadzenia),
musiały potwierdzać przedstawione później sugestie Remigiusza M.
Teoretycznie, Książkiewicza mogła przekonać każda osoba, która ;
- znała dobrze K.Olewnika
- uczestniczyła w feralnej imprezie (czyli mogła zasugerować okoliczności zaginięcia - samouprowadzenia),
- miała możliwość bezpośredniego kontaktu z Książkiewiczem,
- była darzona przez niego pełnym zaufaniem
Tylko taka osoba byłaby bardzo wiarygodna.
Kto ?
Jak zeznaje Kęsicki, odnosząc się do zdarzeń mających miejsce w sobotę (str.28) ;
Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
Czy odbyło się spotkanie w ogóle też po porwaniu, praktycznie jeszcze
przed powołaniem grupy policjantów, którzy uczestniczyli w tym grillu z
komendantem Książkiewiczem?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Nie, nie odbyło się takie spotkanie. Wiem tylko tyle, że z panem Maciejem
Książkiewiczem spotkał się pan Kuchta, ale to z przyczyn oczywistych, był
wtedy naczelnikiem wydziału kryminalnego.
Co na to Kuchta ?
(str.118)
Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Dobrze, to teraz jeszcze mam pytanie. Czy pan, czy świadek się spotykał z funkcjonariuszem
Książkiewiczem w tej sprawie?
Świadek Kazimierz Kuchta:
Panie pośle, za wysokie progi, przepraszam, nie. Zastępca komendanta wojewódzkiego, nie. (...)
Kontakty Kuchty z Książkiewiczem wcale nie są tak oczywiste.
Z treści stenogramów nie wynika, żeby Kuchtę łączyły z Książkiewiczem jakiekolwiek inne
relacje, niż służbowe. W takich okolicznościach nie mógł sobie ot tak udać się do
Książkiewicza w tej sprawie ; "za wysokie progi" , naruszyłby drogę służbową.
Poza tym, Kuchta nie znał wcześniej nikogo z rodziny Olewników.
Tym bardziej, z Książkiewiczem nie mógł się spotkać żaden z innych policjantów biorących
udział w feralnej imprezie. Formalnie, żaden z nich nie miał takiej możliwości. Nieformalnie,
taką możliwość posiadał tylko Kęsicki i chociaż raz to potwierdza (str.16) to innym razem
zaprzecza (str.28) - o czym już w poprzedniej części pisałem.
W cytowanych wyżej zeznaniach Kęsicki stwierdza ; "(...)rozmawiałem wielokrotnie z panem
Włodzimierzem Olewnikiem, tłumaczyłem mu, że grupa ta będzie robiła wszelkie działania, które
będą powodowały jakieś wątki oderwane od tego głównego tematu, oby tylko zająć się wszystkim,
prócz uprowadzenia."
Prorok ?
Teoria samouprowadzenia nie została wyssana z palca. Były podstawy, żeby ją również
sprawdzać i błąd Remigiusza M. nie polegał na sprawdzaniu tej wersji, tylko zaniechaniu
pozostałych.
O ile wydając opinię w sobotę rano ("zawinęli synusia"), Kęsicki stwierdza ; "ja zakładałem",
to odnosząc się do teorii samouprowadzenia stwierdza już ;
(...) w momencie, kiedy przedsięwziąłem taką informację, (...) ja bazowałem tylko na takiej opinii,
która do mnie dotarła, że jest lansowana teza o samouprowadzeniu, zarówno przez
tę grupę, jak i prokuraturę w Sierpcu. (...) .
To już wiedza, a nie tylko założenie.
Skąd te informacje, od kogo dotarły te opinie ?
Skąd Kęsicki wiedział (od kogo?), że sprawcy będą prowadzili (w dodatku - skuteczne)
działania dezinformacyjne, sprowadzając całe śledztwo na fałszywe tory ?
Skąd wiedział, że tego nie można zmienić ?
W takim kierunku stara się przynajmniej przekonać W.Olewnika. Nie odnosi się tylko do
zdarzeń, które miały miejsce wcześniej, nie odnosi się też do aktualnych zdarzeń, ale wybiega
przewidywaniami w przyszłość ; "(...) grupa ta będzie robiła (...)"
Skoro wiedział, że nie można tego zmienić (dlaczego nie można ?), to jakie informacje
przekazywał Książkiewiczowi podczas bezpośrednich spotkań ? Skarżenie się na coś, czego
zmienić nie można, nie miałoby żadnego sensu.
Pomijając te pytania (bez odpowiedzi), dlaczego Kęsicki w ogóle rozmawiał na ten temat z
W.Olewnikiem ? Jaki chciał przez to osiągnąć cel ?
Pomijając (niezrozumiałe dla mnie) intencje, w efekcie takich (jak sam Kęsicki zaznacza ;
"wielokrotnie") prowadzonych rozmów, dochodziło tylko do podrywania zaufania
W.Olewnika do Policji, zachęcało do zerwania współpracy.
Kęsicki wspomina o umowie, jaką miał z W.Olewnikiem ;
"(...) Była między nami taka umowa, że on nie będzie mi mówił i przekazywał informacji, natomiast
jeżeli ja zdobędę informacje jakieś istotne, ja jestem w stanie mu te informacje przekazać"
Czemu miała służyć ta umowa ?
Widocznie Kęsicki przewidywał (spodziewał się - nie wiem, jak to nazwać, on sam tego nie
wyjaśnia), że będzie dochodziło do "przecieków" informacji. Chciał się uchronić przed
podejrzeniami o współpracę ze sprawcami. Innego wyjaśnienia tej dziwnej umowy nie widzę.
Tylko skąd Kęsicki wiedział, że w ogóle ktoś (ktokolwiek) z otoczenia K.Olewnika będzie
takie informacje przekazywał sprawcom ?
Zwykła, nadmiarowa asekuracja ? Nie. Gdyby wynikało to ze zdrowego rozsądku ... to
Kęsicki nie powinien podejmować w tej sprawie żadnych konkretnych działań.
Pomijając to wszystko, nie wyobrażam sobie, żebym miał komukolwiek pomagać w
znalezieniu czegokolwiek, na zasadzie jednostronnego przekazywania informacji.
Nie pomogę nawet przy szukaniu dopiero co zgubionych dokumentów, jeżeli osoba
zainteresowana nie poinformuje mnie, kiedy i gdzie ostatni raz była, w jakich
pomieszczeniach itd. W przeciwnym wypadku żadne aktywne poszukiwania nie mają sensu i
należy zdać się na bierność, przypadkowe odnalezienie, co trudno nazwać "poszukiwaniem".
Z poszukiwaniem dokumentów jest znacznie łatwiej, niż z poszukiwaniem osoby
uprowadzonej. Tym bardziej nie potrafię zrozumieć tej dziwnej umowy.
No, chyba, że Kęsicki miał jakieś inne źródło informacji w otoczeniu K.Olewnika i przez tę
"umowę" zyskiwał na wiarygodności w oczach W.Olewnika, nie izolując się jednocześnie od
informacji, które napływały do niego z innego źródła (wcale nie myślę w tej chwili o Jacku).
Wracając do rzekomych skarg na działania Remigiusza M. inni świadkowie zeznali ;
Kazimierz Kuchta
(str.118)
Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
(...) Czy funkcjonariusz Kęsicki panu mówił o tym, że on ma poważne zastrzeżenia co do sposobu
prowadzenia i że zamierza udać się na skargę, na przykład do szefa Policji czy do prokuratora, który
nadzorował to śledztwo? Czy pan miał wiedzę na ten temat?
Świadek Kazimierz Kuchta:
Nie. Ja z panem Kęsickim, z funkcjonariuszem Kęsickim rozmawiałem dotąd, dopóki to
ja, że tak powiem, tę sprawę nadzorowałem, czyli te pierwsze kilka dni. Później były te
rozmowy przypadkowe na korytarzu, ponieważ pan Kęsicki pracował w tym budynku
właśnie, gdzie siedzibę miała grupa, (...)
Witold Olszewski (z-ca komendanta, zastąpił Książkiewicza)
(str. 81)
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Czy pan Książkiewicz mówił coś o tym, aby pan Kęsicki skarżył się do niego na nieprawidłowe
działania szefa grupy, w szczególności zmierzające w kierunku forsowania wersji samouprowadzenia?
Świadek Witold Olszewski:
Panie pośle, ja nic takiego nie pamiętam. Powiem jeszcze więcej, ja to nazwisko pana Kęsickiego
tutaj sobie skojarzyłem, bo wiedziałem, że to jest jeden tam z tych policjantów.
Dopiero tutaj sobie dobrze skojarzyłem, jeżeli go jeszcze dobrze łączę. Nie, nie mówił
mi nic z takich rzeczy, żeby tam na kogoś się skarżył. Takich rzeczy mi nie mówił pan
Książkiewicz. (...)
KILKA SŁÓW O SOBIE...
Nie jestem policjantem (dla przypomnienia, CBŚ to też Policja),prokuratorem ani też prywatnym detektywem czy też dziennikarzem.
Nie jestem i nigdy nie byłem, a moje zainteresowanie sprawą Krzysztofa Olewnika ma charakter całkowicie prywatny..."Bez kaganca"