Bielsko-Biała, 3 maja 2011 r.
W ramach uzupełnienia treści
- z dnia 27 października "Prawdziwy zleceniodawca"
- z dnia 17 listopada "Kłamstwa Piotrowskiego (cz.1)"
- z dnia 29 listopada "Kilka tematów..."
- z dnia 2 grudnia "Komentarze na blogu Natalii..."
- z dnia 12 grudnia "Uprowadzenie improwizowane ? "
- z dnia 28 grudnia "Kłamstwa Piotrowskiego (cz.2)"
- z dnia 29 grudnia "Samouprowadzenie (cz.1)"
- z dnia 16 stycznia "Samouprowadzenie (cz.2)"
- z dnia 13 marca "Przesłuchanie Wojciecha Kęsickiego (cz.1) "
- z dnia 3 kwietnia "Przesłuchanie Wojciecha Kęsickiego (cz.2) "
- z dnia 22 kwietnia "Przesłuchanie Wojciecha Kęsickiego (cz.3) "
PRAWDZIWY ZLECENIODAWCA (cz.2)
Decydując się na opublikowanie pierwszej części zdawałem sobie sprawę z tego, że treść nie jest pełna. Myślałem, że być może wydarzy się coś, co spowoduje, że uzupełnienie tego tematu nie będzie konieczne. Dlatego nawet nie sygnalizowałem, że może nastąpić kontynuacja tego wątku.
Od tamtego czasu minęło ponad pół roku. Niestety, nic takiego się nie wydarzyło. Dlatego uznałem, że temat należy dokończyć. Oczywiście, treści zamieszczonych w międzyczasie nie uznaję za czas zmarnowany. Przeciwnie. To wszystko łączy się w logiczną, wzajemnie uzupełniającą się całość...
"Tuż przed samobójstwem Roberta Pazika odwiedził w Płockim więzieniu brat, Dariusz. Wcześniej obaj razem siedzieli na ławie oskarżonych w sprawie zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Dariusza Pazika sąd uniewinnił, Robert został skazany na dożywocie.
(...)
Bracia spotkali się w sali widzeń płockiego zakładu karnego. Było to jedyne spotkanie Roberta Pazika z osobą z zewnątrz. Odbyło się w obecności strażnika więziennego, ale nie słyszał on o czym rozmawiali bracia. Teraz treść rozmowy chce ustalić prokuratura, która bada sprawę samobójstwa Roberta.
Dariusz Pazik został uniewinniony w sprawie Olewnika, ale odsiadywał wyrok za inne przestępstwa: za sprzedanie jednemu z porywaczy Ireneuszowi Piotrowskiemu swojego dowodu osobistego oraz za nielegalne posiadanie wtórnika prawa jazdy."
(źródło ; wiadomości.gazeta.pl 2009-01-20 )
Nie wiadomo, w jaki sposób przebiegała rozmowa, czego dotyczyła. Faktem jest, że była to ostatnia chwila, kiedy Robert Pazik mógł przekazać informacje dotyczące prawdziwego przebiegu zdarzeń, wyjawić szczegóły "układu" zawartego ze Zleceniodawcą. ( oczywiście zakładając, że Dariusz na ten temat wcześniej nic nie wiedział).
Taka wiedza, to ... dużo pieniędzy.
Oczywiście Dariusz Pazik był przesłuchiwany w tej sprawie, jednak jego zeznania nie wniosły niczego do sprawy. W moim przekonaniu Dariusz byłby skłonny podjąć otwartą rozmowę z odpowiednią osobą, na odpowiednich zasadach.
Żaden policjant i prokurator nie nadaje się do tej roli. W takich układach występuje bariera, wynikająca z całkowitego braku zaufania.
To musi być osoba nie tylko darzona zaufaniem ale także czymś, co można nazwać "szacunkiem". Znająca dobrze relacje występujące w lokalnym świecie przestępczym, zasady (reguły) w nim obowiązujące. Osoba bardzo opanowana, potrafiąca chłodno ocenić sytuację, podjąć pozbawioną emocji decyzję...
Mógłbym wymieniać osoby, które do takiej roli całkowicie się nie nadają (np. Włodzimierz i Danuta Olewnik) oraz określać cechy, które to uzasadniają (co pomijam). Ten kierunek do niczego nie prowadzi, więc przejdę do wskazania osoby, która najlepiej nadaje się do takich działań. Taką osobą jest ...
LESZEK MIKOŁAJEWSKI
Zięć Włodzimierza Olewnika, mąż jednej z jego córek, Anny.
Trudno o jakieś obszerne informacje na jego temat ale to co udało się znaleźć, zdaje się potwierdzać jego cechy.
Danuta Olewnik przed Komisją zeznała (12.02.2010 - str.50)
Poseł Grzegorz Karpiński:
Czy przypomina pani sobie, żeby Remigiusz M. pytał panią kiedykolwiek o to
lokalne środowisko przestępcze w Drobinie?
Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
Tak, znaczy może bardziej to my wychodziliśmy z taką inicjatywą. I tak naprawdę
najwięcej o tym wiedział mój szwagier i moja siostra. Mój szwagier dlatego, że on
mieszkał w Drobinie. My mieszkamy pod Drobinem i tak naprawdę miałam chyba
najmniej doświadczenia i znajomości, i w ogóle kontaktów ze środowiskiem
drobińskim. Od razu, jak skończyłam szkołę podstawową, mieszkałam w Płocku i nie
znałam tak naprawdę tych powiązań wszystkich, i nie wiedziałam za dużo. Oczywiście
wiedziałam - tak jak powiedziałam - o Paziku, o Piotrowskim, o, tam, o wielu innych,
żeby na nich uważać, ale nie znałam powiązań między nimi. Natomiast bardzo dużo
- i o tym wielokrotnie przy mnie i wiem, że na przesłuchaniach - mówił mój szwagier
i on od zawsze właściwie, od pierwszych przesłuchań on ciągle mówił, dla niego Pazik
to musi być w sprawie, dla niego Pazik... On się przy tym strasznie upierał i przy tym
się upierała moja siostra, że Piotrowski i Pazik. To jeszcze było przed anonimem. Od
samego początku, od pierwszych tygodni uprowadzenia to mój szwagier i moja siostra
na ten temat dużo mówili. Mówili policjantom o tym, że oni uważają, że musi ktoś
z Drobina wiedzieć, tym bardziej że był taki jeden telefon od mojego... z głosem
Krzysztofa - to był może trzeci telefon - kiedy w nagraniu padły słowa odnośnie
jednego incydentu, który miał miejsce parę miesięcy wcześniej. I padła taka ksywka
Topsik. To jest drobiński... człowiek z Drobina. I wiedzieliśmy, że o tym incydencie
nie mogą wiedzieć jacyś ludzie, nie wiem, spoza Drobina, co się wydarzyło. Dlatego...
takie przekonanie było mojego szwagra i mojej siostry o tym, że to musi być ktoś
z Drobina i cały czas mówili o Paziku i o Piotrowskim.
Z typowaniem Piotrowskiego( jako potencjalnego sprawcy), przez Leszka Mikołajewskiego, to chyba nie do końca było tak...
Marek Kozanecki zeznał (9.07.2009) ;
(str.33)
Świadek Marek Kozanecki:
(...) miałem spotkanie z Piotrowskim, czyli "Bokserem". (...)
(...) dowiedziałem się, że jest zatrzymany człowiek o imieniu... o nazwisku Piotrowski z Drobina, a dowiedziałem się tylko z tego powodu, że bardzo dziwnie wyglądało jego zatrzymanie.
No, człowiek się schował do lodówki i trzeba było wezwać jeszcze kilka zespołów
dwuosobowych, żeby go zatrzymać. I z uwagi na fakt, że ten człowiek był z Drobina,
w ramach własnej inicjatywy, kontaktując się oczywiście z Maćkiem Lubińskim, przeprowadziłem z nim rozmowę na temat Krzysztofa Olewnika.
(...) Przeprowadziłem z nim rozmowę, która nic nie przyniosła. Na pytanie, czy wie coś na
temat Krzysztofa Olewnika, uzyskałem odpowiedź następującej treści: Jeżeli chodzi
o Krzyśka, to ja jestem umówiony z Leszkiem Mikołajewskim, czyli z zięciem pana Włodzimierza Olewnika, że gdybym cokolwiek wiedział, to mam do niego przyjść, to jeszcze
na tym zarobię. A wy nie jesteście w stanie mi nic zaoferować za to. I na tym się ta
rozmowa skończyła. (...)
Oczywiście, nie wierzę w żadne wyjaśnienia, których Piotrowski udzielił w charakterze podejrzanego (później, oskarżonego).
Jednak ta sytuacja miała miejsce znacznie wcześniej, kiedy nie był jeszcze podejrzewany przez Policję. Raczej nie ryzykowałby takiego kłamstwa.
Bardzo prawdopodobne, że Leszek Mikołajewski potwierdziłby treść umowy, o której wspomina Piotrowski...
Jednak w takich okolicznościach, opisane zdarzenie świadczy raczej o tym, że Leszek Mikołajewski nie kierował swoich podejrzeń w kierunku Piotrowskiego. Tak przynajmniej wynika z jego zachowania, bo nie proponuje się osobie podejrzewanej pieniędzy, w zamian za ... (praktycznie) przyznanie się do winy.
Całą serię podobnych wątpliwości rodzi publikacja w "Gazecie Polskiej" (z dnia 22 kwietnia 2009 roku) , "Pershing, SLD i mafia paliwowo-stalowa" ;
"(...) " Czy zięć Olewników, Leszek Mikołajewski, wiedział już dwa miesiące po porwaniu szwagra, że pilnuje go pod Nowym Dworem Mazowieckim gangster Piotrowski pseudo Boksik? (...)
To pytania, na które nie znamy dziś odpowiedzi. Zięć Włodzimierza i Ewy Olewników, Leszek Mikołajewski, mąż ich córki Anny, nie chciał z nami rozmawiać, mimo że kilkakrotnie zwracaliśmy się z taką prośbą poprzez drugą córkę Olewników, Danutę, która wraz z ojcem od lat reprezentuje rodzinę w walce o ustalenie prawdy o porwaniu brata.
(...)
W grudniu 2001 r., gdy porwali Krzyśka, Bokser wygadał się po pijaku, że jedzie do Nowego Dworu pilnować chłopaka i że jego żona pierze ciuchy porwanego. On miał długi język. Kiedyś ludzie z mafii go za to pobili. Kolega przekazał te informacje o porwanym Leszkowi, zięciowi Olewników. Zlekceważył je lub w nie nie uwierzył. (...)
Podinspektor Stanisław Nowakowski z Drobina, emerytowany naczelnik wydziału prewencji Komendy Wojewódzkiej Policji w Płocku i były szef niezależnych związków zawodowych w płockiej policji po 1989 r., do dziś nie może odżałować, że Krzysztofa nie zdołano uratować, choć było to według niego dość proste.
- Ten chłopak powinien żyć. Półtora tygodnia po porwaniu spotkałem zięcia Olewników przy kiosku, obok rynku. Znamy się bardzo dobrze. Ja im strasznie współczułem, bo wiem, co to znaczy stracić ukochane dziecko, jak olbrzymi to ból. (...) Żal mi ich było. Leszek narzekał na policję, że założyła w ich telefonach niesprawny podsłuch. Mówił, że chcą wynająć detektywa Rutkowskiego.
Powiedziałem, że szkoda na niego pieniędzy - mówi "GP" Stanisław Nowakowski. Dodaje:
- Zaoferowałem swoją pomoc, za darmo. . Byłem świeżo po przejściu na emeryturę, miałem wieloletnie doświadczenie pracy w policji i znałem to środowisko. (...)
Powiedziałem mu też, że na pewno w porwanie byli zamieszani ludzie stąd, z Drobina. Jeśli go nie porwali, to musieli go wystawić porywaczom. Leszek na to: oni są za mali, ale jeśli masz rację, to mogli to być tylko Boksik i Pedro.
- Nie przyjęli mojej pomocy. Bardzo mnie to zastanowiło. Przecież wiedzieli, że nie mam powodów, by im źle życzyć i że jestem spoza układu miejscowej mafii - opowiada Stanisław Nowakowski."
Co do podejrzeń (w tamtym okresie czasu) Pazika i Piotrowskiego, to sprawa nie jest tak oczywista. Włodzimierz Olewnik zeznał (4.09.2009, str.29/30) ;
" Myśmy od samego początku przeczuwali, że Jacek Krupiński jest zamieszany. I właśnie
dlatego, że Policja nie chciała się zabrać ani za Jacka Krupińskiego, ani za Piotrowskiego, ani za Pazika, gdzie żeśmy zgłaszali, a moja córka, to już, Anna, to dostawała szału, ona brała za pewnik, że to na pewno oni, bo jeżeli chodzi o mnie, to ja byłem bardziej, że Jacek, a czy Pazik, no, to trzeba się przyjrzeć, a ona to brała praktycznie za pewnik...(...) , a przeczuwałem, że jeszcze w tym jest i Wojciech Kęsicki,"
Myślę, że podejrzewanych przez Olewników w tamtym okresie czasu było znacznie więcej. Jeżeli nawet córka W.Olewnika, Anna, była przekonana od samego początku o udziale Pazika i Piotrowskiego, to widocznie nie dysponowała odpowiednimi argumentami, które mogłyby te podejrzenia uzasadnić (uwiarygodnić). Taki wniosek wynika z treści pisma, o którym W.Olewnik wspomina w czasie przesłuchania (4.09.2009r, str. 21) ;
Przewodniczący poseł Marek Biernacki (PO):
(...) Chciałem się też spytać, jak sprawa...(...)... toczyła się w sposób dla pana całkowicie
niezadowalający w tym okresie, w tym pierwszym okresie, zaczął pan interwencje.
Do kogo najpierw pan zaczął interwencję sprawy, do których prokuratorów czy do komendantów
wojewódzkich Policji?
Świadek Włodzimierz Olewnik:
Pierwszą moją interwencją na... to był minister Janik, gdzie pisałem pismo i bodajże
w tym piśmie wskazałem, nie wiem, czy Wojciecha Kęsickiego i Jacka Krupińskiego, bodajże
obydwóch. Z tego względu pisałem, że kiedy myśmy mówili twardo, że te osoby muszą...
nikt tym się nie chciał zająć. (...)
Jeżeli taka była treść pisma, to w tamtym okresie czasu Pazik i Piotrowski nie należeli do osób najbardziej podejrzanych.
Na blogu Natalii, wpis z 21 stycznia 2009 zawiera między innymi informacje ;
2001 rok
Robert Pazik "Pedro" miał wtedy 31 lat, kawaler, mieszkaniec Drobina.
Jego matka i brat pracują w zakładach Włodzimierza Olewnika, sąsiad Lecha Mikołajewskiego - zięcia Olewnika.
(...)
2003 rok
Przez cały czas Pazik zbiera informacje w Drobinie o tym co robi rodzina, co wiedzą, jak toczy się śledztwo. Spotyka się z dalszym krewnym Olewników, wypytuje o nastroje panujące u nich w domu.
(...)
2005 rok
Pazik spotyka się z rodziną Olewników w Drobinie w czasie organizowanych rozgrywek piłkarskich - kibicuje drużynie zakładowej Skra Drobin, spotyka się z pracownikami zakładów Olewnika, stara się o pieniądze na stroje piłkarskie dla drużyny młodzieżowej.
Przychodzi także na grilla, z okazji urodzin jednego z członków rodziny Olewników, organizowanego po jednym takim meczu, (...)
Kiedy rodzą się podejrzenia wobec kogokolwiek, jedne z nich można uznać za bardziej uzasadnione, inne za mniej....
Z perspektywy czasu odnoszę wrażenie (czytając różne rzeczy), że w tamtym okresie Pazik i Piotrowski byli podejrzewani przez wszystkich mieszkańców Drobina i okolic. W większości przypadków, były to podejrzenia w małym stopniu uzasadnione, wynikające tylko z ich trybu życia (związków z lokalnym światem przestępczym).
Chociaż zdarzały się podejrzenia mające solidniejsze podstawy (np. "W grudniu 2001 r., gdy porwali Krzyśka, Bokser wygadał się po pijaku, że jedzie do Nowego Dworu pilnować chłopaka i że jego żona pierze ciuchy porwanego... Kolega przekazał te informacje o porwanym Leszkowi, zięciowi Olewników. Zlekceważył je lub w nie nie uwierzył...) to w czasie prac Komisji, niestety wszystkie te sytuacje zostały "wrzucone do jednego worka" .... ;
Zeznaje Danuta Olewnik ;
(str.82)
Poseł Mariusz Kamiński:
(...) Czy ma pani wiedzę, iż jeszcze przed tym anonimem, o którym mówiłem, który wskazywał bezpośrednio na tych sprawców, mąż pani siostry pan Lech Mikołajewski mógł mieć wiedzę właśnie, iż za tym porwaniem może stać Pazik i Piotrowski? Czy o tym coś się wspominało? Czy komuś przekazywał tą wiedzę?
Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
Tak, bo generalnie, panie pośle, my się dzieliliśmy absolutnie wszystkimi
spostrzeżeniami, wszystkimi informacjami, czy jakąkolwiek wiedzę ktokolwiek miał
z rodziny, tym się dzieliliśmy. I ta informacja o Paziku i o Piotrowskim przechodziła.
W związku z tym, że mój szwagier prowadzi firmę transportową, gdzie zatrudnia
kierowców, ludzi z Drobina, to ktoś mu coś tam doniósł, coś powiedział o dziwnym
zachowaniu, o dziwnym spotkaniu, o dziwnym samochodzie, że gdzieś tam kogoś
podwoził itd. Tak że oczywiście, że mieliśmy podejrzenia, przede wszystkim mój
szwagier i moja siostra, ale powiedziałam wcześniej, że oni o wszystkim informowali
policję.
Oczywiście, "oni o wszystkim informowali policję", przy czym szwagier znacznie intensywniej niż siostra.
W dniu 1 grudnia 2009r. zeznania złożyła Grażyna Biskupska, która w tzw. "grupie Korsana" (grupa CBŚ, powołana latem 2004r.) była przez kilka miesięcy koordynatorem działań.
Odnosząc się do okoliczności przejęcia sprawy od Remigiusza M. , zeznała między innymi ;
(str.55/56)
Przewodniczący poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
(...) Mówiła pani o spotkaniu z Radomiem, z Mindą, tak?
Świadek Grażyna Biskupska:
Tak, to jest w pierwszym etapie, bardzo pierwszym.
Przewodniczący poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
No właśnie, chodzi mi o to, jaką informację wtedy pani uzyskała o tej sprawie od pana
Remigiusza Mindy, od tej grupy? Jaki pani zapamiętała przekaz?
Świadek Grażyna Biskupska:
Znaczy, przekazywał praktycznie, no, te ustalenia, (...), bo ja chciałam, nie wiem, no,
jedziemy odebrać materiały, no to przy okazji wykorzystajmy to do spotkania, żeby jakieś
nastawienie było. Znaczy tak, z tego, co wiem, to Remigiusz miał bardzo dobry kontakt
z Mikołajewskim, już nie pamiętam, jak ten zięć tam miał na imię, no, nieważne...
Przewodniczący poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Leszek.
Świadek Grażyna Biskupska:
Leszek? O tak, tak.
...natomiast wiem, że tak z panem Włodzimierzem i z Danutą, no nie do końca.
Przewodniczący poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Ale jakieś, zapamiętała pani taki przekaz z tego spotkania, coś istotnego, co, o czymś
mówił, czy jakieś sugestie, jakieś...
Świadek Grażyna Biskupska:
Nie, nie, nie, raczej sugestie, nie, na pewno nie, nie pozwoliłby sobie na coś takiego.
Przewodniczący poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Czyli taka sucha, formalna informacja, jakieś tam ewentualnie dopowiedzenia, ale bez
takich rzeczy, które by panią...
Świadek Grażyna Biskupska:
Bez, nie, nie, bez komentowania jakichś tam, tylko tyle, że on informacje dostawał
w późniejszym czasie, głównie od Mikołajewskiego.
Przewodniczący poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Ale to pani zapamiętała, że ma taki kontakt z rodziną, z panem Mikołajewskim, tak?
Świadek Grażyna Biskupska:
Tak, tak, tak... ...bo wiele rzeczy właśnie się od niego dowiadywał, nie od Włodzimierza,
tylko od niego.
Remigiusz M. nie bez powodu wspominał o dobrych relacjach z Mikołajewskim. Prawdopodobnie, wraz z przekazaniem całej sprawy do CBŚ, przekazał również swoje kontakty operacyjne, bo raczej w takich kategoriach (OZI) należy oceniać współpracę Leszka Mikołajewskiego z Remigiuszem M.
O jakich konkretnie rzeczach dowiadywał się Remigiusz M. (później grupa Korsana ?) od Leszka Mikołajewskiego ?
Tego oczywiście nie wiadomo, ale z pewnością nie były to informacje o podejrzeniach Pazika, Piotrowskiego, Kęsickiego i Krupińskiego. Takie informacje z własnej inicjatywy przekazywali Olewnikowie, domagając się sprawdzenia podejrzewanych osób. Informacje przekazywane Policji przez Leszka Mikołajewskiego ... musiały mieć zupełnie inny charakter.
Kto z otoczenia K.Olewnika wiedział o współpracy Leszka Mikołajewskiego z Remigiuszem M. ?
Prawdopodobnie nikt. Remigiusz M. przed Komisją skorzystał z prawa do odmowy składania zeznań, a Leszek Mikołajewski nie został przez Komisję wezwany. Z braku innych możliwości, można próbować wyciągnąć jakieś wnioski na podstawie zeznań W.Kęsickiego ;
(str.77)
Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
Czy wiedział pan o wyjeździe Jacka K. 10 stycznia 2002 r. celem przekazania okupu na
trasie Warszawa - Berlin?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Nie, panie pośle. Dowiedziałem się po czasie dopiero. Była to... fakt ten był przedmiotem
kłótni pomiędzy panią Anną Mikołajewską-Olewnik a moją osobą, gdzie mi zarzucano,
że przekazałem informację o wyjeździe dla Policji.
To bardzo mało prawdopodobne, żeby Jacek nie poinformował Kęsickiego o planowanym przekazaniu okupu. Po uprowadzeniu K.Olewnika, spędzali ze sobą bardzo dużo czasu, ich znajomość została zacieśniona.
Jak zeznaje Kęsicki (str.47) " (...) Ja mogę powiedzieć, że pan Jacek Krupiński był bardzo zaangażowany w tę sprawę, w sensie takim, że to on jeździł z okupem, narażał się. Rozmawiał kiedyś ze mną, bał się, naprawdę autentycznie się bał. Natomiast ja powiedziałem tu już wcześniej, że rozmowy po uprowadzeniu to były dziesiątki, setki godzin, które razem rozmawialiśmy.(...)"
Jacek miał (po tym wszystkim, jeszcze ma ?) do Kęsickiego 100% zaufanie. Biorąc pod uwagę całokształt, trudno dać wiarę w to, że Jacek o planowanym przekazaniu okupu nie powiadomił Kęsickiego. No, chyba że nie zdążył, nie miał na to czasu...
Jednak problem tkwi w zupełnie innym miejscu. Czy Kęsicki mógł skutecznie przekazać tę informację do grupy Remigiusza M.? Raczej nie... Remigiusz M. wykazuje całkowitą dezaprobatę dla ewentualnej współpracy z Kęscikim. Od samego początku. Już w początkowej fazie śledztwa, swoim podwładnym wydaje zakaz jakichkolwiek kontaktów z Kęsickim. Ostatecznie pisze raport, w efekcie którego Kęsicki dostaje "pajdę" od Marcinkowskiego (opisałem to szeroko w "Zeznaniach Kęsickiego, cz.2"). Dlatego ... to raczej nie Kęsicki.
Właściwie jest sprawą drugorzędną, kto jeszcze przekazał Policji konkretnie tę informację, bo nie należy wykluczać, że ta informacja wpłynęła z kilku źródeł. Jednym z tych źródeł mógł być nawet Zleceniodawca współpracujący z Policją. Dla przypomnienia, komendant Wiesław Stach zeznał między innymi ;
(...) odnoszę tego rodzaju wrażenie (...) , że być może,(...) mieliśmy do czynienia z taką sytuacją, kiedy funkcjonariusze byli świadomie wprowadzani w błąd przez osobowe źródła informacji. Czyli pracowali tak jakby na dwie strony: dla policji i dla przestępców.
/z czym się całkowicie zgadzam, obszerniejsze fragmenty w "Samouprowadzenie cz.2"/
Zleceniodawca, poprzez współpracę z Policją nie tylko zyskiwał na zaufaniu, ale poprzez przekazywanie błędnych informacji mógł utwierdzać Remigiusza M. w przekonaniu, że teza o samouprowadzeniu jest słuszna. Być może nie wprost, ale udzielając informacji - wskazówek, na podobnych zasadach jak np. "koleżanka z Płocka" (szerszy opis ; "Przesłuchanie Wojciecha Kęsickiego cz.2")
Dlaczego Zleceniodawca miałby w ramach "współpracy" z Policją przekazać informację o planowanym przekazaniu okupu ? Mógłby przecież tę informację zataić i zdecydować się na przejęcie okupu, bez nadzoru Policji...
No tak, ale przecież Zleceniodawca nie mógł być pewien, że Policja o niczym nie wie. Wiedza Policji o planowanym przekazaniu okupu, mogła wynikać z założonych podsłuchów albo współpracy innej osoby (OZI) z otoczenia K.Olewnika.
No i tutaj sprawcy się nie pomylili, bo z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że jednym ze źródeł informacji dla Policji (np. dotyczących przekazania w/w okupu), mógł być Leszek Mikołajewski. Nie widzę powodu, dla którego miałby zataić tę informację przed Policją , skoro w ocenie Remigiusza M., ta współpraca układała się dobrze.
Jeżeli jednym z tych źródeł był Leszek Mikołajewski, natomiast jego żona (Anna Mikołajewską-Olewnik) podejrzewała Kęsickiego o przekazanie tej informacji Policji ... to oznacza, że prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy ze współpracy swojego męża z Policją.
Jeżeli Leszek Mikołajewski nie poinformował o tej współpracy własnej żony, to bardzo prawdopodobne, że o jego relacjach z Remigiuszem M. nie wiedział nikt z Olewników.
Do czego właściwie zmierzam ?
Musiała istnieć głęboka więź emocjonalna pomiędzy Leszkiem Mikołajewskim a Krzysztofem Olewnikiem. Chyba tylko w taki sposób można wyjaśnić determinację w działaniu. Przecież współpracując z Remigiuszem M., przekazując informacje (należy zakładać, że takie, których nie udzieliłby W.Olewnik i jego córka Danuta) tak naprawdę Leszek Mikołajewski narażał się. Co najmniej na dezaprobatę ze strony Olewników. Pomimo to, zdecydował się na tę współpracę...
Co prawda współpraca Leszka Mikołajewskiego z Policją nie wpłynęła na zmianę kierunku prowadzonego śledztwa. Przez cały czas (tak w grupie Remigiusza M. jak i później w "grupie Korsana" - CBŚ) zdecydowanie dominowała wersja samouprowadzenia. Trudno jednak czynić z tego zarzut wobec Leszka Mikołajewskiego. Przekazywał (jakieś) informacje, i gdyby Policja w odpowiedni sposób je wykorzystała, to być może sprawy potoczyłyby się w inny sposób. Trudno o jakiekolwiek jednoznaczne oceny, ponieważ brak jakichkolwiek materiałów na ten temat.
Skoro Leszek Mikołajewski potrafił w ten sposób zachowywać się przez dłuższy okres czasu, musi być człowiekiem bardzo opanowanym. Typ pokerzysty, po którego wyrazie twarzy i barwie głosu nie sposób odczytać prawdziwych emocji ... oraz intencji.
Te cechy zdaje się potwierdzać Wojciech Kęsicki, który zeznał ;
(str. 56)
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Proszę pana, kto zadecydował, że kontakty z porywaczami w imieniu rodziny będzie
wykonywał Mikołajewski?
Świadek Wojciech Kęsicki:
W pierwszym okresie czasu wspólnie zadecydowaliśmy, dlatego że...
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Gdyby konkretnie, bo wspólnie to też nie wiemy, kto się za tym kryje. Kto zadecydował?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Znaczy, z tego, co pamiętam, ja zasugerowałem, żeby Mikołajewski prowadził dialog z porywaczami,
mając na względzie, no, że miał bardziej zrównoważoną psychikę, bo to trzeba
przyznać, że w tej rodzinie zapanowała psychoza, no, siłą rzeczy, jest to naturalne.
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Kiedy pan o tym taką sugestię...
Świadek Wojciech Kęsicki:
W sobotę po południu bodajże.
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Sobota to był który dzień po uprowadzeniu?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Pierwszy dzień, zaraz pierwsza doba po...
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Czyli bezpośrednio jakby po zdarzeniu?
Świadek Wojciech Kęsicki:
Bezpośrednio, to było bezpośrednio po tym, jak przyjechałem, po tych czynnościach
takich wstępnych, które tam grupa prowadziła. (...)
O okolicznościach wytypowania Leszka Mikołajewskiego do kontaktów ze sprawcami, nieco inaczej zeznaje W.Olewnik, chociaż te relacje się wzajemnie nie wykluczają ;
(20.11.2009 , str.8)
Świadek Włodzimierz Olewnik:
(...) Więcej powiem, kiedy moje pytanie było do, (...) Remigiusza Mindy: W jaki sposób mówić, no, i kto ma mówić? Remigiusz Minda mówi: To już wasza sprawa, musicie jakoś to mówić. I to nas mocno zdziwiło. I tutaj też już wziął inicjatywę, właśnie przy tym, Sławomir Paciorek,
który nas, mówi: To weźmiemy. No, najlepiej, żeby ktoś był spoza rodziny, no, np.
zięć Leszek, bo jego, no, to jest troszeczkę już nie tak blisko z Krzysiem jak brat, siostra,
czy ojciec i matka, i bardziej będzie opanowany. No, i tak też było. (...)
Być może, to Paciorek podjął decyzję o wyznaczeniu Mikołajewskiego, ale ... na podstawie wyraźnej sugestii Kęsickiego. W przeciwieństwie do Kęsickiego, Paciorek nie znał Mikołajewskiego. To, że ktoś nie jest bezpośrednio spokrewniony z ofiarą, nie świadczy jeszcze o tym, że będzie bardziej opanowany. Paciorek (samodzielnie) nie mógł podjąć takiej decyzji.
Kto i pod czyim wpływem podjął tę decyzję, to nie ma większego znaczenia (wszyscy są zgodni, co do cech Leszka Mikołajewskiego).
Gdyby sprawcy sami wyznaczyli taką osobę, to mogłoby mieć duże znaczenie. Na tym etapie sprawcy spodziewali się, że rodzina Olewników zaniecha współpracy z Policją. W takich okolicznościach dobrze byłoby, gdyby (całkowicie bez nadzoru Policji) po stronie Olewników rolę negocjatora przyjął "swój człowiek"...
Kontynuacja tego "gdybania" nie ma sensu, ponieważ to nie sprawcy wyznaczyli Mikołajewskiego, tylko Paciorek pod wpływem sugestii Kęsickiego, według opisanych już kryteriów...
Wśród wszystkich zeznań złożonych przed Komisją, najbardziej interesujący jest fragment zeznań Danuty Olewnik, w którym opisuje okoliczności w jakich dowiedziała się o tym, że doszło do uprowadzenia Krzysztofa.
Papier wszystko przyjmie, ale wszystkiego nie odda. W taki sam sposób należy oceniać stenogramy. Kilka...naście razy słuchałem (oglądałem) ten fragment zeznań i za każdym razem odnosiłem wrażenie, że ... ale skoro każdy może odnieść własne wrażenia, to nie będę niczego sugerował.
W tym miejscu powinien pojawić się obraz odczytywany z blogu Natalii.
Interesujący fragment zaczyna się od 3 minuty 50 sekundy.
|