Bielsko-Biała, 7 sierpnia 2011 r.

W ramach uzupełnienia treści
- z dnia 27 października "Prawdziwy zleceniodawca"
- z dnia 17 listopada "Kłamstwa Piotrowskiego (cz.1)"
- z dnia 29 listopada "Kilka tematów..."
- z dnia 2 grudnia "Komentarze na blogu Natalii..."
- z dnia 12 grudnia "Uprowadzenie improwizowane ? "
- z dnia 28 grudnia "Kłamstwa Piotrowskiego (cz.2)"
- z dnia 29 grudnia "Samouprowadzenie (cz.1)"
- z dnia 16 stycznia "Samouprowadzenie (cz.2)"
- z dnia 13 marca "Przesłuchanie Wojciecha Kęsickiego (cz.1) "
- z dnia 3 kwietnia "Przesłuchanie Wojciecha Kęsickiego (cz.2) "
- z dnia 22 kwietnia "Przesłuchanie Wojciecha Kęsickiego (cz.3) "
- z dnia 3 maja "Prawdziwy zleceniodawca (cz.2)"
- z dnia 5 czerwca " VIDEO "
- z dnia 1 lipca " Uprowadzenie improwizowane ? (cz.2) "


UPROWADZENIE IMPROWIZOWANE ? (cz. 3 ) , ślady krwi

Oczywiście (w moim przekonaniu), łuska i magazynek zostały celowo podrzucone przez sprawców na miejscu przestępstwa. Przedstawiłem argumenty, które taki pogląd w jakimś stopniu uzasadniają.

Gdyby mimo wszystko przyjąć, że "zgubiony" magazynek oraz łuska świadczą o oddaniu tej nocy strzału, to rodzi się pytanie ; gdzie jest pocisk ?

Dokładne sprawdzenie domu Krzysztofa, nie doprowadziło do odnalezienia pocisku. Znaleziono jednak krew, która przesiąkła przez kanapę.

Połączenie w/w okoliczności skłoniło niektóre osoby do podejrzeń, że w noc uprowadzenia jakaś (nieustalona) osoba została ranna w wyniku strzału. Biorąc pod uwagę ilość krwi, ta osoba (praktycznie) powinna tej nocy ponieść śmierć.


Rechul kłamie zeznając w sprawie okoliczności uprowadzenia Krzysztofa.

Jednak każde (zaplanowane) kłamstwo, kieruje się jakąś logiką. Nie warto kłamać opisując okoliczności, których prawdziwy opis nie wpłynie na odkrycie zatajanej prawdy. Z dwóch powodów.

Po pierwsze, prawdę łatwiej zapamiętać, co za tym idzie opisywać ją w szczegółach wielokrotnie, identycznie. W ten sposób można zyskać na wiarygodności.

Po drugie, im więcej kłamstw, tym większe niebezpieczeństwo odkrycia któregokolwiek z nich. To skutkuje utratą wiarygodności. Dlatego nie warto w zeznaniach kłamać bez powodu.

Pomijając wątpliwości dotyczące dowodów mających potwierdzać śmierć (magazynek, łuska ślady krwi, brak pocisku), opierając się tylko na w/w założeniach, to bardzo mało prawdopodobne, żeby w tę noc ktokolwiek zginął.

Dlaczego Rechul miałby kłamać, jaką prawdę chciałby w ten sposób zataić ?

Nie może chodzić o odpowiedzialność karną za śmierć jakiegoś człowieka. Gdyby ktokolwiek wtedy zginął, ewentualną odpowiedzialnością za tę śmierć zostałby obciążony Franiewski. Od dawna nie żyje, więc nie zaprzeczy.

Nie może też chodzić o personalia osoby, która poniosła śmierć.

Gdyby ta osoba była wspólnikiem sprawców, jej ciało zostało zabrane z miejsca przestępstwa w celu zatarcia tropu prowadzącego do pozostałych, to nie byłoby już dawno powodu do zatajania śmierci tej osoby. Rechul mógłby o tym opowiedzieć już na pierwszym przesłuchaniu. Przecież zmarłemu, w ten sposób nie zaszkodzi.

Gdyby była to jakaś osoba przypadkowa, która ze sprawcami nie miała nic wspólnego, to ... jej ciało zostałoby odnalezione w domu Krzysztofa dnia następnego po uprowadzeniu. Nie dostrzegam powodu, dla którego sprawcy mieliby stwarzać sobie dodatkowe problemy zabierając ze sobą ciało, które w żaden sposób do nich nie doprowadzi.
Gdyby nawet znaleźć jakiś (jaki ?) powód, dla którego sprawcy zdecydowaliby się w noc uprowadzenia usunąć zwłoki, to ... Rechul nie miałby powodu w swoich zeznaniach zatajać teraz, że Franiewski wówczas kogokolwiek zabił.

W ramach swoich (fałszywych) wyjaśnień, Rechul jest w patowej sytuacji.

Z jednej strony, chcąc zataić prawdę, nie może wyjaśnić prawdziwych okoliczności pozostawienia w noc uprowadzenia niektórych dowodów (magazynek, łuska, rozmazana krew). Pozostawia w ten sposób furtkę do tworzenia różnych, błędnych teorii, z których każda oddala od poznania prawdy.

Z drugiej strony, nie może przekonywująco uzupełnić zeznań, potwierdzając śmierć (niezidentyfikowanej dotychczas) osoby. Musiałby taką osobę wskazać. Jeżeli nie z imienia i nazwiska, to przynajmniej w sposób ułatwiający identyfikację. Taka osoba nie powinna być widziana przez nikogo po uprowadzeniu K.Olewnika (skoro tej nocy miała ponieść śmierć). Ponadto, gdyby Rechul nie potrafił wskazać miejsca ukrycia ciała (tłumacząc to w jakikolwiek sposób), to badania DNA znalezionej krwi oraz osób blisko spokrewnionych ze wskazaną przez Rechula osobą (ofiarą), doprowadziłoby do ostatecznego obnażenia kłamstwa.

Tej nocy nikt nie zginął.


Wracając do dowodów, warto zacytować zeznania policjantów, którzy odnosząc się do śladów krwi, przed Komisją zeznali ;

Kazimierz Kuchta
(30.06.2009, str. 101)

Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
Proszę powiedzieć: Jak wyglądało miejsce zdarzenia następnego dnia?

Świadek Kazimierz Kuchta:
Generalnie rzecz biorąc, było wszędzie dużo rozmazanych plam krwi - to, co mi utkwiło w pamięci. Gdziekolwiek była krew, ta krew była rozmazana - to, co można było zobaczyć.

Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
Z tej okoliczności, biorąc pod uwagę pana doświadczenie policyjne, pan jakieś wnioski już wysnuwał? Coś można było dedukować na podstawie śladów, które na pierwszy rzut oka, z pierwszego...?

Świadek Kazimierz Kuchta:
Tak, oczywiście, to był pierwszy rzut oka. Natomiast dopiero te informacje, które później już były przekazywane przez technika czy przez policjanta piszącego oględziny, no, oczywiście wnioski się nasuwały.

Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
Mógłby je pan przybliżyć komisji?

Świadek Kazimierz Kuchta:
Tak, braliśmy pod uwagę, że w skład tej grupy, która uprowadziła pana Krzysztofa, wchodził ktoś, kto, no, musiał mieć jakieś pojęcie o traseologii, o daktyloskopii: albo dobry złodziej, który na tym wpadł, albo ktoś związany z Policją bądź z innymi służbami, ponieważ, no, prawdopodobnie na tych plamach krwi mogły zostać ślady obuwia. Takowych nie było z tego, co pamiętam.


Jan Mańkowski
(3.07.2009, str.50)

Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
Czy pamięta pan, w jaki sposób interpretowaliście te rozmazy, o których pan mówił, z krwi, w miejscu popełnienia przestępstwa?

(...)

Świadek Jan Mańkowski:
Panie pośle, z doświadczenia wiemy, że jeżeli doszło do rękoczynów, tak tylko skromnie to nazwę, rozbryzgi krwi czy upływy krwi powinny mieć określony charakter, albo to będzie kropelkowe sączenie, albo to będzie kałuża krwi, albo, przy większym ciśnieniu bądź w pewnych okolicach, gdzie są żyły tzw. grube, może to być wytrysk krwi. Natomiast tam z analizy wynikało, że ta krew, przynajmniej na tę pierwszą chwilę, została jakoś celowo rozmazywana, nie wiem, rozcieńczana. Takie to pewne mieliśmy po prostu skojarzenia, że to nie był samonaturalny wyciek krwi, powiedzmy, z ofiary, tylko że coś jeszcze ktoś tam zrobił z tymi plamami.

Poseł Grzegorz Karpiński (PO):
Jak to interpretowaliście, że w jakim celu to było zrobione?

Świadek Jan Mańkowski:
Dlatego interpretowaliśmy w kierunku, że musiała być jakaś wielka szarpanina, że oprócz tego, że ktoś tam został zraniony, to jeszcze musiało dojść do jakiejś tam szarpaniny bądź celowego zacierania śladów, rozmazywania, bo na to wskazywały te ślady, jak kryminalistyka mówi, brunatne ślady. Bo też przy oględzinach nie można powiedzieć, że to jest krew, bo też nie wiemy do końca, tylko: brunatne ślady mogące pochodzić z krwi. Ale charakterystyczne rozmazy dawały nam do myślenia, że przynajmniej, delikatnie mówiąc, była tam wielka szarpanina.

Poseł Paweł Olszewski (PO):
Czy nie odniósł pan wrażenia, że jednak jedna z wersji była wersją taką bardziej, że tak powiem, lansowaną, taką, którą zdecydowanie bardziej starano się zweryfikować? Ja mówię tutaj dokładnie o jednej z wersji założonych, a mianowicie o samouprowadzeniu.

Świadek Jan Mańkowski:
Przynajmniej ja nie miałem takiego odczucia. Dopóki byłem zaangażowany w czynności procesowe, to przynajmniej takiego nie widziałem wątku, żeby ktoś parł do wersji samouprowadzenia.

Poseł Paweł Olszewski (PO):
Rozumiem, że nie miał pan wiedzy odnośnie ekspertyzy, która była wykonana, a dotyczyła właśnie tych rozmazów krwi. Ta ekspertyza, m.in. ta ekspertyza, posłużyła osobom kierującym tą grupą do uzasadnienia wersji o samouprowadzeniu. Czy pan z tą ekspertyzą bądź z wnioskami z tej ekspertyzy miał jakikolwiek...

Świadek Jan Mańkowski:
Nie miałem do czynienia z tym.


Marek Majewski
(8.07.2009, str.40)

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Proszę świadka, ja do dwóch kwestii chciałem się jeszcze odnieść. Pan dzisiaj, mówiąc podczas tutaj zeznań, mówił o tym, że ślady krwi były w taki dziwny sposób, taki jakby nienaturalny... Czy to był pana pogląd, czy to było komentowane podczas oględzin tych śladów?

Świadek Marek Majewski:
Nie, nie, panie pośle, ten pogląd był komentowany już wcześniej, czyli po oględzinach, które były wykonywane całą sobotę. I generalnie, ta nasza wizyta, która tam była... Bo ja widziałem później te ślady na kasecie, odtwarzaliśmy to, ale chcieliśmy to jeszcze zobaczyć, sam rozkład pomieszczeń i usytuowanie tych śladów. Nie wiem, kto wysnuł taką diagnozę, że to są nienaturalne ślady, że to ktoś tak jakby specjalnie dokonał takich rozmazów, bo naprawdę nie jestem specjalistą, a w tym względzie dlatego została powołana biegła. Były, ale takie informacje były już po oględzinach, czyli jak w poniedziałek przyszedłem do pracy, to już była informacja, już wtedy miałem informację, że coś jest w tym nienaturalnego.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Dlatego się pytam, ponieważ właśnie pan to powiedział, że m. in. ten ślad jakby sugerował to samouprowadzenie, bo tak sobie tutaj zapisałem. Bo pan podał dwie przyczyny, (...) , pan podał właśnie, że te rozmazy na tych ścianach, te ślady krwi na tym sugerowały to samouprowadzenie. Dlaczego się pytam? Ponieważ pan razem z panem funkcjonariuszem Henrykiem S. sporządziliście ten plan czynności operacyjno-dochodzeniowych w sprawie uprowadzenia Krzysztofa Olewnika z 2 listopada, tak? Tak mogę powiedzieć, bo przynajmniej w aktach tak figuruje, (...)
(....) Dlaczego się pytam? Ponieważ na przykład o tym fakcie praktycznie nie ma śladu, o tych wątpliwościach, na przykład w opisie zdarzenia, na temat tych śladów krwi praktycznie nie ma oceny, nie ma właśnie tego, co pan w tej chwili mówi, że to były...

Świadek Marek Majewski:
Być może, że plan aż na tyle nie był szeroki, a jedną z wersji jest samouprowadzenie. I to być może...

/w dalszej części, odnosząc się do różnych wersji śledczych, w tym samouprowadzenia/

Świadek Marek Majewski:
(...) Natomiast odnośnie śladów zabezpieczonych i usytuowania ta wersja samouprowadzenia była realna, żeby ją szybko wdrożyć.


Ryszard Kijanowski
(str.29)

Świadek Ryszard Kijanowski:
(...) tak jak powiedziałem, ja skupiłem się w większości na zewnętrznych jak gdyby oględzinach.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
No tak, ale musiał pan, skoro pan doradzał, to musiał pan widzieć. No i żeby doradzić...

Świadek Ryszard Kijanowski:
Zajrzałem oczywiście do pomieszczania i dziwne wydawały mi się te rozmazy krwawe.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Ale w jakim charakterze dziwne panu się wydawały?

Świadek Ryszard Kijanowski:
Rozmazane były na podłodze i na ścianach, jakby ktoś specjalnie to zrobił.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Ale specjalnie, właśnie zmierzam do pana doświadczenia. Specjalnie w jakim celu? No bo jeżeli mówimy o działaniach specjalnych, to jest jakiś cel. Jakie podejrzewaliście cele?

Świadek Ryszard Kijanowski:
Może większe wrażenie zrobić?

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Czyli bardziej pozoracji, tak?

Świadek Ryszard Kijanowski:
Ja nie powiedziałem, że pozoracji, tylko większe wrażenie żeby zrobić.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
No wrażenie się robi po to, żeby...

Świadek Ryszard Kijanowski:
Może sprawcy chcieli większe wrażenie zrobić.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Ale według pana były one celowo roz...?

Świadek Ryszard Kijanowski:
Tego nie mogę powiedzieć. Ja tylko odpowiadam na pytanie, że zaglądając do pomieszczenia, zdziwiły mnie takie grube, duże rozmazy krwawe na ścianach i na podłodze.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
A wcześniej spotykał się pan w swojej działalności zawodowej z takimi, z takimi działaniami, jak właśnie rozmazy, zamazywanie?

Świadek Ryszard Kijanowski:
To znaczy przez kilkanaście lat byłem naczelnikiem wydziału dochodzeniowo-śledczego i prowadziłem zabójstwa praktycznie wszystkie, tak że dużo rzeczy widziałem.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Ale chodzi mi o to, czy pan widział kiedyś takie właśnie?

Świadek Ryszard Kijanowski:
Nie, nie widziałem takich.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Nie widział pan takich. A zastanawialiście się w tej grupie, no bo skoro pan nie widział, bo było to zjawisko zupełnie nowe w pana doświadczeniu zawodowym, czy zastanawialiście się w tej grupie, w której tam byliście na miejscu, że jest to zjawisko, którego pan, przez wiele lat funkcjonariusz dochodzeniowy, nie widział, co mogło być, w jakim celu właśnie to było robione?

Świadek Ryszard Kijanowski:
Tak jak powiedziałem, może chodziło o zrobienie większego wrażenia, bo przecież człowiek był uprowadzony.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
I tylko do takich wniosków doszliście?

(...)
Świadek Ryszard Kijanowski:
To znaczy praktycznie rzecz biorąc, ja tam wniosków później, skoro nie wykonywałem czynności, to nie wyciągałem ani nie wnioskowałem o pewnych rzeczach.

(...)

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Były też tam na zewnątrz ślady jakiejś broni, magazynków, takie rzeczy były tam?

Świadek Ryszard Kijanowski:
Nie pamiętam tego.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Nie pamięta pan takich rzeczy. Dlaczego się pytam? Ponieważ z raportów tych pierwszych, które są w aktach sprawy, funkcjonariusze, którzy pisali takie analizy, wynikało, że z tych opisów, że doszło tam do brutalnego, gwałtownego działania. Takie było opisy tam. Raczej one nie wskazywały na jakąś właśnie pozorację czy... Raczej z opisów wynikało, że z dowodów, które tam zostały zabezpieczone na miejscu, że bardzo mocno uprawdopodobnione były działania, że było porwanie i to o dosyć gwałtownym przebiegu.

Świadek Ryszard Kijanowski:
To myślę, że to nie ulega wątpliwości. Natomiast kwestia tych rozmazów to nie znaczy, że nie było uprowadzenia, tylko znaczy, że może sprawcy chcieli bardziej wpłynąć na rodzinę.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Dlaczego się pytam, ponieważ potem była w krótkim czasie lansowana bardzo mocno wersja o samouprowadzeniu, i dlatego chodzi mi o to, o tę konfrontację. Skoro te ślady wskazywały właśnie, to są relacje funkcjonariuszy, takie pierwsze analizy wszystkie mówią o prostym przekazie: brutalne, gwałtowne, a potem wersja lansowana zupełnie odmienna.

Świadek Ryszard Kijanowski:
Podczas prowadzenia takich czynności trzeba brać pod uwagę wszystkie wersje i wszystkie...

Leszek Cybulski
(str.40)

Pan Leszek Cybulski:
To za dużo powiedziane, żebym uczestniczył w oględzinach.

Poseł Leszek Aleksandrzak:
A, za dużo powiedziane?

Pan Leszek Cybulski:
Za dużo powiedziane.

Poseł Leszek Aleksandrzak:
No nie, stwierdził pan, że uczestniczył pan w oględzinach.

Pan Leszek Cybulski:
Że byłem na miejscu zdarzenia. Nie uczestniczyłem w oględzinach bezpośrednio, bo był ściągnięty ekspert kryminalistyki pan Korpal, który bezpośrednio nadzorował oględziny ze względu na wiedzę fachową, którą posiada w tej dziedzinie.

Poseł Leszek Aleksandrzak:
Rozumiem. Ale czy na miejscu zdarzenia, skoro pan przebywał, jakiekolwiek ślady nie rzuciły się panu w oko? Czy nie były dziwne? Jakie były państwa wrażenia co do uprowadzenia? Bo te wersje wynikały z różnych...

Pan Leszek Cybulski:
Znaczy, bardzo dziwne były ślady krwawe przede wszystkim. To były typowe ślady dla rozmazów. To nie były ślady, jak wielokrotnie się uczestniczyło w różnego rodzaju oględzinach miejsca zabójstwa czy jakiegoś dynamicznego działania. Te ślady wyglądały, według mnie - bo tak, jak powiedziałem, nie uczestniczyłem w oględzinach bezpośrednio - tak, jakby zostały naniesione specjalnie i podkreślić dynamiczne działanie. Nie było natomiast widać śladów pośrednich. Co nazywamy śladami pośrednimi? Jeżeli jest w jednym miejscu dosyć duży krwawy ślad i kilka metrów dalej jest następny duży ślad, a nie ma nigdzie mikrośladów, to jest troszeczkę, z mojego punktu widzenia, dziwne. Bo przy obfitym krwawieniu zawsze występują te kropelki, nie wiem jak by się tamowało. To samo było podobno na górze, też na schodach. Ja na górę nie wchodziłem. Na schodach nie było śladów pośrednich, natomiast na górze był dosyć duży ślad krwawy.


Zgadzam się z opiniami wyrażanymi przez niektórych policjantów, że przynajmniej jednym z celów NANIESIENIA (co nie tłumaczy rozmazania !) tej krwi, było zwiększenie wrażenia, jakie następnego dnia miała odnieść rodzina Krzysztofa Olewnika.

Gdyby nie było śladów krwi, mieszkanie było w stanie, w jakim zostało pozostawione dnia poprzedniego .... to nawet wśród Olewników mogłyby się rodzić podejrzenia, czy w ogóle doszło do uprowadzenia.

Duża ilość krwi, podkreślała dramatyzm sytuacji oraz gwałtowny przebieg zdarzeń. Dawała podstawy do przypuszczeń, że sprawcy potrafią być brutalni, bezwzględni..., co dawało sprawcom silniejszą pozycję w ramach negocjacji związanych z przekazaniem okupu.

Ponadto, tak spreparowane dowody odsuwały podejrzenia od Pazika i Piotrowskiego. W tamtym czasie Kęsicki oceniał ; "(...) - użył słowa: krótki - to jest nie na niego. To on to tylko może ze sklepu czekoladki podbierać (jak zeznał W.Olewnik) , czy też Mikołajewski; "oni są za mali", (jak relacjonuje Nowakowski).

W połączeniu z dowodami mającymi świadczyć o używaniu przez sprawców broni palnej (łuska + magazynek), w wątku kryminalnym, dowody skłaniały raczej do kierowania podejrzeń w kierunku struktur mafijnych ; "specjalistów", "zawodowców", chociaż tak naprawdę ... to było zupełnie inaczej.


Naniesienie krwi w sposób relacjonowany przez policjantów, uwiarygodniło tezę o samouprowadzeniu. Właściwie, było jedną z jej podstaw.

Chociaż wszyscy policjanci wskazują, że ślady krwi były "dziwne" (co uzasadniają w różny sposób), to w aktach sprawy brak informacji, które potwierdzałyby istnienie tych wątpliwości.

To zrozumiałe. W tamtym okresie wewnątrz grupy Remigiusza M. dominowała wersja samouprowadzenia Jednak w oficjalnej wersji, wobec rodziny Olewników (której członkowie - np. Danuta Olewnik - byli podejrzewani o pomoc w samouprowadzeniu) były pozorowane zupełnie inne działania. Dlatego dowody mogące świadczyć o samouprowadzeniu (w tym, wnioski wynikające z oceny sztucznie naniesionych śladów krwi) były zatajane przed Olewnikami, jako potencjalnymi podejrzanymi. Nie były przez policjantów szczegółowo analizowane w aktach sprawy, do których Olewnikowie mieli dostęp.

Jedynym policjantem, który nie dostrzegł niczego nienaturalnego w śladach krwi (a przynajmniej o swoich spostrzeżeniach nie poinformował nikogo - w tym, Olewników) był Wojciech Kęsicki. Trudno to w jakikolwiek sposób komentować...


Dlaczego sprawcy rozmazali naniesioną krew ?

Tego zachowania nie może tłumaczyć zamiar zrobienia większego wrażenia. Wątpliwe, czy rozmazana krew (cienka warstwa), na kimkolwiek robi większe wrażenie, niż mniejsza pod względem powierzchni, ale za to "grubsza" plama krwi...

Celem, nie mógł być również zamiar zmycia plam krwi. Gdyby tak miało być, to sprawcy już po próbie usunięcia pierwszej plamy (na ścianie) powinni się przekonać, że realizacja nie jest możliwa.
Plamy na panelach były do usunięcia. Przynajmniej do takiego poziomu, żeby nie były widoczne "gołym okiem". Jednak sprawcy nie angażują się do tego stopnia, żeby je zetrzeć.

Ograniczają się tylko do rozmazania... , więc ; dlaczego ?

Bezpośrednio, nie sposób odpowiedzieć na takie pytanie...

Przyjmując, że celem pozostawienia śladów krwi, było sprawienie na rodzinie odpowiedniego wrażenia oraz ukierunkowanie śledztwa w odpowiednim (dla sprawców) kierunku, takie działanie musiało być wcześniej zaplanowane.

Problem w zaplanowaniu czegoś takiego pojawia się już na początku, ponieważ należy mieć pewność, że w chwili popełniania przestępstwa będzie się dysponowało odpowiednią ilością krwi. Skąd ?

Najlepiej, od przyszłej ofiary uprowadzenia. To jednak, w tej konkretnej sytuacji bardzo wątpliwe...

W wyniku pobicia oczywiście może dojść do krwawienia, w wyniku np. rozcięcia łuku brwiowego, uszkodzenia naczyń krwionośnych w wyniku uderzenia w nos, czy też wybicia zęba itp. Jednak takie krwawienia na ogół nie są na tyle obfite, żeby zrobić duże wrażenie.
Zawsze można uderzyć mocniej, uzyskując w ten sposób efekt proporcjonalny do użytej siły. No... ale to wszystko, to uderzenia w głowę. Wraz ze wzrostem siły uderzenia, rośnie ryzyko pozbawienia życia. Skoro miało dojść do uprowadzenia (odebrania okupu), to życie Krzysztofa tej nocy nie mogło zostać zagrożone. Katowanie przyszłej ofiary w celu doprowadzenia do bardzo obfitego krwawienia, nie mogło być brane pod uwagę.

Skuteczniejsze byłoby sprowokowanie u ofiary jakiegoś krwotoku (np. w efekcie uszkodzenia tętnicy) ... ale to również wiąże się z ryzykiem pozbawienia życia. Gdyby sprawcom nie udało się tego krwotoku skutecznie zatamować, to Krzysztof mógłby się wykrwawić.

Dlatego, chcąc w opisanej sytuacji pozostawić na miejscu przestępstwa duże ilości krwi, należało tę krew ... przynieść ze sobą.

Najprościej byłoby o krew zwierzęcą. Ta jednak, poddana badaniom wykazałaby całą mistyfikację. Dlatego, to musiała być krew ludzka. Być może została skradziona z jakiejś stacji krwiodawstwa, czy też szpitala ... ale to nie jest tak oczywiste.

Oczywiście, nie mam pojęcia w jaki sposób, w tej konkretnej sytuacji sprawcy weszli w posiadanie krwi, do kogo należy. Zbyt dużo możliwości. Jeżeli "dawcą" była osoba w jakimś stopniu znana sprawcom, to na dzień uprowadzenia musiała mieć 100% alibi (np. odbywała karę pozbawienia wolności, krew oddała na przepustce - w noc uprowadzenia przebywała w celi). Równie dobrze, krew mogła zostać kupiona "od ruskich" itp...

Bez względu na metodę wejścia w posiadanie krwi, pojawia się problem ; krew charakteryzuje się krzepliwością. Żeby rozwiązać ten problem, należało krew rozcieńczyć wodą. Stąd (słuszna) opinia niektórych policjantów, że krew ; " została jakoś celowo (...) , nie wiem, rozcieńczana".

Na miejscu przestępstwa, należało krew nanieść. Wbrew pozorom, nie jest to takie łatwe. Najwygodniej byłoby krew przechowywać w jakiejś butelce z tworzywa sztucznego, z dozownikiem (np. po płynie do zmywania naczyń). Gdyby jednak ścianę polać krwią, tak zostawić, to ... mistyfikacja byłaby widoczna gołym okiem. Widoczna byłaby nienaturalna w przypadku krwawienia "linia" (strumień), od której krew ściekałaby w dół. Ten problem mógłby zostać rozwiązany tylko przez rozmazanie tak naniesionej krwi gąbką, ew. szmatką (w moim przekonaniu, technika nanoszenia była nieco inna ... ale to nie ma żadnego znaczenia)

Celem rozmazania, było zatarcie pierwotnego wyglądu śladów krwi, wskazującego jednoznacznie na sztuczne naniesienie.


Policjanci przyznają, że pomimo dużego doświadczenia zawodowego, nigdy wcześniej nie mieli do czynienia z tak rozmazanymi śladami. Nie ma się czemu dziwić, ponieważ na ogół nie zdarza się, żeby sprawcy celowo rozmazywali krew, którą wcześniej przynieśli ze sobą na miejsce przestępstwa.

W ogóle, upozorowanie uprowadzenia dla okupu w celu zakamuflowania morderstwa, nie jest działaniem typowym.


Na pozostawionych przez sprawców plamach krwi (a było ich dużo), brak było śladów obuwia. Gdyby plamy krwi powstawały w naturalny sposób, sytuacja byłaby dziwna. Nie sposób z kimś prowadzić walkę, a jednocześnie zwracać uwagę na to, żeby nie nadepnąć na plamę krwi powstałą w wyniku zadanych ciosów. Sprawcy musieliby charakteryzować się niezwykłą podzielnością uwagi.

Nie mniej dziwny byłby brak podobnych śladów pozostawionych przez samego Krzysztofa. Nie chodzi tylko o odciski butów.

Co innego, jeżeli krew była rozprowadzana na podłoże gąbką, wg opisanej metody. Koncentrując się na tworzeniu śladów, łatwo je omijać. Szczególnie, jeżeli tworzy się je, "wycofując się" w kierunku wyjścia.

Na plamach krwi pozostał jeden ślad. To odcisk buta sportowego, małych rozmiarów. W sypialni, na górze. Oczywiście, po rozmiarach obuwia nie sposób jednoznacznie określić płci właściciela. Biorąc jednak pod uwagę inne okoliczności (których nie wymieniam), to może być odcisk buta kobiety, która tej nocy była z Krzysztofem. Jej rola w całym przestępstwie ograniczała się do wpuszczenia sprawców do środka. Nie brała udziału w pozostałych działaniach (w tym - rozmazywaniu krwi), toteż była nieostrożna, pozostawiała różne ślady swojej obecności. Odcisk buta, jest jednym z nich...


Pod kanapą znaleziono plamę krwi, należącą do nieznanej osoby. Krew przeciekła przez kanapę, plama znajdowała się na jej spodzie. Eksperyment procesowy wykazał, że tej krwi musiało być ok. 2 litrów.

Roztwór wody i krwi charakteryzuje się znacznie mniejszą gęstością (i krzepliwością) niż sama krew. Dlatego tak przygotowanego roztworu (do osiągnięcia tego samego skutku) potrzeba znacznie mniej, niż samej (gęstej, krzepliwej) krwi.

Biorąc pod uwagę, że roztworu potrzeba mniej, natomiast krew stanowi tylko jego część ... to samej krwi musiało być jeszcze mniej (celowo nie podaję przykładowych ilości - nie wiem).

Dlaczego sprawcy nanieśli krew w ten sposób, rozlali ja na kanapie ? Nie dla zwiększenia wrażenia, bo ślady krwi na samej kanapie nie były duże. W stosunku do pozostałych śladów, można nawet użyć określenia ; "śladowe'.

Nie można wykluczyć, że to przypadek. Jeżeli butelka (?) z roztworem krwi została postawiona na kanapie, to mogła się przewrócić. Roztwór zaczął wyciekać ... to nie musiało trwać długo. W takich okolicznościach krew wsiąkałaby w kanapę w określonym, jednym punkcie. Na samej kanapie nie byłoby szczególnie dużych plam krwi ... czyli dowody wyglądałyby dokładnie tak, jak zostały zabezpieczone.


CDN...

Krzysztof_Bielsko
olewnika@poczta.onet.pl


Strona główna ; http://olewnika.republika.pl





mBaner.pl

www.topbanner.pl