Bielsko-Biała, 28 stycznia 2012 r.

W ramach uzupełnienia treści
- z dnia 27 października "Prawdziwy zleceniodawca"
- z dnia 17 listopada "Kłamstwa Piotrowskiego (cz.1)"
- z dnia 29 listopada "Kilka tematów..."
- z dnia 2 grudnia "Komentarze na blogu Natalii..."
- z dnia 12 grudnia "Uprowadzenie improwizowane ? "
- z dnia 28 grudnia "Kłamstwa Piotrowskiego (cz.2)"
- z dnia 29 grudnia "Samouprowadzenie (cz.1)"
- z dnia 16 stycznia "Samouprowadzenie (cz.2)"
- z dnia 13 marca "Przesłuchanie Wojciecha Kęsickiego (cz.1) "
- z dnia 3 kwietnia "Przesłuchanie Wojciecha Kęsickiego (cz.2) "
- z dnia 22 kwietnia "Przesłuchanie Wojciecha Kęsickiego (cz.3) "
- z dnia 3 maja "Prawdziwy zleceniodawca (cz.2)"
- z dnia 5 czerwca " VIDEO "
- z dnia 1 lipca " Uprowadzenie improwizowane ? (cz.2) "
- z dnia 7 sierpnia " Uprowadzenie improwizowane ? (cz.3), ślady krwi "
- z dnia 24 listopada "" Samouprowadzenie - teoria powracająca (cz.1) ""
- z dnia 15 grudnia 2011 r. "" Samouprowadzenie - teoria powracająca (cz.2) ""


SAMOUPROWADZENIE - TEORIA POWRACAJĄCA (cz.3)
WIARYGODNOŚĆ KOŚCIUKA


W procesie zakończonym prawomocnym wyrokiem sądu, sprawcy przyznali się do uprowadzenia K.Olewnika. Żaden z nich nawet nie sugerował samouprowadzenia. Dlaczego skazani tak się zachowali ? Gdyby przyjąć za słuszną wersję samouprowadzenia, to przyznanie się przez sprawców do (zatajonego w ten sposób) uprowadzenia wygląda tak, jakby ktoś przyznał się do napadu na bank i kradzież milionów, w celu zatajenia ... włamania do piwnicy, zakończonego kradzieżą kompotu. To nie jest racjonalne zachowanie. Szczególnie w przypadku Kościuka, który nie tylko przyznał się do pomocy w przetrzymywaniu Krzysztofa wbrew jego woli, ale także do późniejszego zabójstwa.


Przez niektóre osoby, zeznania Kościuka są uważane za mało wiarygodne. Nawet jego udział w zabójstwie K.Olewnika, bywa poddawany pod wątpliwość...

Skazany za zabójstwo Olewnika "krył" inną osobę?

W śledztwie w sprawie śmierci Sławomira Kościuka - skazanego za zabójstwo Krzysztofa Olewnika - brana pod uwagę jest hipoteza, że bandyta zgodził się wziąć na siebie odpowiedzialność za zbrodnię innej osoby - dowiedział się Onet.pl.

Hipoteza ta pojawiła się już w 2008 roku, kiedy Kościuk był oskarżony w procesie zabójców Olewnika. Usłyszał wówczas wyrok dożywotniego pozbawienia wolności. Gdy sąd ogłaszał wyrok, Kościuk nagle wpadł w panikę. Do swojego adwokata powiedział głośno: Przecież to nie tak miało być, ustalaliśmy co innego. Adwokat powiedział to samo do prokuratora. - Byłem na sali sądowej i słyszałem to na własne uszy - potwierdził w rozmowie z Onet.pl Włodzimierz Olewnik.

Hipoteza gdańskiej prokuratury zakłada, że wcześniej, przed procesem, Kościuk uważał, że on i jego adwokat zawarli nieformalne porozumienie z prokuraturą. Zakładało ono, że Kościuk ma się przyznać do winy i podać ustalony z góry przebieg zbrodni. Miało to zostać potraktowane jako współpraca z wymiarem sprawiedliwości. W zamian za to, Kościuk mógł liczyć na nadzwyczajne złagodzenie kary do sześciu lat. W tej sytuacji mógłby w niedługi czas po procesie zacząć ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie (w poczet kary obligatoryjnie zalicza się okres tymczasowego aresztowania). To była dla niego perspektywa kusząca, bo mógł już rok, lub dwa po procesie wyjść na wolność. Tyle tylko, że sąd wymierzył Kościukowi karę dożywotniego więzienia. I z domniemanego porozumienia z prokuraturą nic nie wyszło.

W tej sytuacji Kościuk mógł przerwać milczenie w trakcie procesu przed sądem drugiej instancji i zeznać prawdziwą wersję zbrodni, co pozwoliłoby wskazać faktycznych zleceniodawców i wykonawców zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Tak się nie stało, bo Kościuk popełnił samobójstwo w celi. (...)
[źródło ; wiadomosci.onet.pl/kraj/skazany-za-zabojstwo-olewnika-kryl-inna- osobe,1,4096100,wiadomosc.html]

Do poszczególnych fragmentów cytatu, odnoszę się w dalszej części.


Wersja zdarzeń, w której Kościuk miałby "kryć" inną osobę, jest dla mnie bardzo mało prawdopodobna.

W "układzie" Kościuka z prokuratorem, nie należy dopatrywać się żadnego spisku ; "Sąd stosuje nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet może warunkowo zawiesić jej wykonanie w stosunku do sprawcy współdziałającymi z innymi osobami w popełnieniu przestępstwa , jeżeli ujawni on wobec organu powołanego do ścigania przestępstw informacje dotyczące osób uczestniczących w popełnieniu przestępstwa oraz istotne okoliczności jego popełnienia" (art. 60 K.k.)

Kolejny paragraf (w podobnym brzmieniu, nie cytuję) daje prokuratorowi możliwość złożenia do sądu wniosku, o nadzwyczajne złagodzenie kary wobec oskarżonego. Tak też się stało w tym przypadku. Skoro W.Olewnik nic nie wiedział o "układzie" pomiędzy prokuratorem i Kościukiem, można to uznać za ... nietakt prokuratury wobec pokrzywdzonego, ale nie za przestępstwo, bo to działanie prawnie dozwolone.

Kościuk przyznał się do popełnienia zabójstwa. Dzięki temu miał szansę na nadzwyczajne złagodzenie kary. Gdyby Kościuk nie dopuścił się tej zbrodni, mógłby ubiegać się o status świadka koronnego (morderca nie może być "koronnym"), a wówczas zyskałby gwarancję braku jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej. Skoro Kościuk zdecydował się skorzystać z szansy (na niską karę), to widocznie nie miał możliwości skorzystania z gwarancji (bezkarności). To oznacza, że Kościuk brał bezpośredni udział w zamordowaniu K.Olewnika.

(...) wcześniej, przed procesem, Kościuk uważał, że on i jego adwokat zawarli nieformalne porozumienie z prokuraturą. Zakładało ono, że Kościuk ma się przyznać do winy i podać ustalony z góry przebieg zbrodni.(...)

No tak... Tylko, że do czasu wskazania przez Kościuka miejsca ukrycia zwłok, w CBŚ i prokuraturze nie myślano o tym, że w związku ze sprawą Krzysztofa Olewnika można w ogóle mówić o jakiejkolwiek zbrodni.

Owszem, zatrzymani (Kościuk i Franiewski) byli powiązani z tą sprawą, ale raczej jako ... wspólnicy, pomagający Krzysztofowi w samouprowadzeniu. Ponownie odniosę się do fragmentu zeznań, złożonych przed Komisją 10 grudnia 2009r. przez Janusza Gołębiewskiego (dyrektor CBŚ) ;
(...) Gdyby - zastanawiałem się zawsze nad tym i to jest też tylko bardzo hipotetycznie - nie wiem, gdyby zatrzymany i aresztowany sprawca nie poszedł na współpracę i nie powiedział nic (...) gdyby nieujawnione zostało miejsce ukrycia zwłok to nie wiem czy przez dłuższy czas nie myślano by dalej tak samo, pomimo zatrzymania sprawców. Nie jestem przekonany. Jako pomocników. Pomocników.(...)

Gdyby zachowanie Kościuka tłumaczyć wpływem "kogoś" pracującego w CBŚ (albo prokuraturze), "kogoś" kto jednocześnie współpracował ze sprawcami ... to Kościuk powinien zachować milczenie. Tak naprawdę, w tamtym czasie nie istniały żadne dowody potwierdzające udział Kościuka i Franiewskiego w uprowadzeniu. Tym bardziej w zabójstwie. Zachowując milczenie, Kościuk przesiedziałby w śledczym jeszcze pół roku, może rok... i zostałby zwolniony.

Przyjmując, że mimo wszystko "ktoś" wyreżyserował zeznania Kościuka (np. dlatego, żeby ostatecznie zamknąć sprawę), jego zeznania powinny być zupełnie inne. Opowiadanie powinno dotyczyć tego, w jaki sposób Kościuk z Franiewskim pomogli Krzysztofowi w samouprowadzeniu.
Osoba udzielająca wskazówek Kościukowi mogłaby opierać się na zebranych materiałach operacyjnych. Bajka Kościuka powinna się kończyć tym, że Krzysztof w końcu wyjechał gdzieś ... do Wiednia. Koniec. To byłoby dla śledczych wiarygodne.

W tak przygotowanych zeznaniach całkowicie zostałby pominięty udział Pazika i Piotrowskiego oraz nowodworskich. Kościukowi groziłoby maksymalnie 8 lat więzienia za współudział w wyłudzeniu pieniędzy od Olewników (a nie dożywocie, jak za morderstwo), co w wyroku sądu zostałoby zapewne odpowiednio pomniejszone, w związku ze "współpracą" Kościuka.

W inny sposób...
Przyjmijmy (mimo wszystko), że Kościuk postanowił wziąć winę na siebie, nie dopuścił się zabójstwa lecz przekazał "ustalony z góry przebieg zbrodni". Dlaczego w ramach tak "ustalonego z góry przebiegu zbrodni", także Pazik miałby zostać obciążony udziałem w tym morderstwie ? Kościuk mógł zeznać, że sam dokonał zabójstwa. Krzysztof miał ręce skute z tyłu kajdankami, był odurzony środkami psychotropowymi ... nie stawiał oporu. To byłoby wiarygodne.

No i zachowanie w takiej sytuacji Pazika, który z pokorą przyjął obciążającą go wersję, chociaż ta wersja (gdyby była "ustalona") wcale nie musiała tak wyglądać ... (własną opinię na temat milczenia Pazika, wyraziłem i uzasadniłem wcześniej - "Prawdziwy zleceniodawca" cz.1").

Gdyby Kościuk nie dopuścił się tej zbrodni, miał się do niej przyznać w efekcie czyjejkolwiek sugestii (polecenia?) to ... jaki cel miałaby osiągnąć osoba, która takie zachowanie na Kościuku wymusiła, czyli (praktycznie) doprowadziła w ogóle do ujawnienia zabójstwa ?


Fakt, że Kościuk przyznał się do zabójstwa w w/w okolicznościach, obciążył Pazika, uznaję za argument świadczący o wiarygodności jego zeznań. Oczywiście, niektóre fragmenty jego wyjaśnień mnie nie przekonują ;

"(...) - Początkowo nie przyznawałem się do winy - potwierdzał przed sądem Sławomir K. To 51-letni mieszkaniec Warszawy, bez wykształcenia, zarabiał na życie jako bagażowy w Locie. - Ale wyrzuty sumienia nie dawały mi spać, jeść, dlatego rok po aresztowaniu postanowiłem powiedzieć, jak było naprawdę.(...)"
[źródło ; "Wstrząsająca spowiedź zabójcy Olewnika". Hubert Woźniak 2007-11- 06]

To nie wyrzuty sumienia, ale chłodna kalkulacja nakłoniła Kościuka do współpracy, w efekcie której mógł liczyć na nadzwyczajne złagodzenie kary. Tylko mógł liczyć, bo pewność mógł mieć tylko w tym zakresie, że z chwilą wskazania miejsca ukrycia zwłok i przyznania się do winy, zostanie mu postawiony zarzut zabójstwa. Od tej chwili, Kościuk musiał liczyć się z koniecznością mówienia prawdy. Gdyby powstała uzasadniona wątpliwość, co do jego prawdomówności, to "układ" z prokuratorem zostałby zerwany. Przed sądem prokurator domagałby się dla niego dożywocia. To duże ryzyko, które z pewnością było przez Kościuka poddawane ocenie.

Skoro Kościuk zdecydował się powiedzieć "A" (wskazał miejsce ukrycia zwłok, przyznał się do zabójstwa) to musiał jednocześnie zaakceptować konieczność powiedzenia "B" (czyli prawdy dotyczącej okoliczności tej zbrodni).

Jak Kościuk relacjonuje pierwsze kontakty z uprowadzonym ?

(...) K. opowiadał, że nie było go przy uprowadzeniu Krzysztofa. - Dowiedziałem się o tym później - mówił. - Dzień po porwaniu pojechałem do Wojciecha F. Chciał, żebym wynajął na swoje nazwisko jego domek letniskowy w Kałuszynie [w powiecie mińskim]. Pojechaliśmy tam, po drodze spotkaliśmy Artura R. i Cezarego W. Kazali mi się przesiąść do ich poloneza. Wtedy któryś powiedział, że "on leży z tyłu". Mężczyzna był związany, na głowie miał kominiarkę z zalepionymi oczami. W Kałuszynie musiałem mu pomóc wysiąść. Wtedy nie wiedziałem, że to Krzysztof Olewnik.

Z zeznań K. wynika, że Wojciech F. kazał mu pilnować Krzysztofa, po godzinie wrócił z długim prętem.

- Przewiercił ścianę garażu w dwóch miejscach, przełożył pręt przez dziury i z jednej strony do końcówek przymocował łańcuchy, które miały ze dwa metry długości - kontynuował Sławomir K. - Śruby zniszczył, aby nie można było ich odkręcić. Do tych łańcuchów był przywiązany Krzysztof. Jeden łańcuch miał na szyi, drugi na nodze.

W środku były jeszcze materac, telewizor, lampka i wiadro na nieczystości. Na koniec F. uruchomił kamerę przemysłową i podłączył do telewizora na górze domu. Pozwalała obserwować to, co dzieje się w garażu. - Następnego dnia przywiozłem jedzenie, ale ten mężczyzna powiedział, że nie jest głodny - dodawał K. - Potem przez całe następne dwa lata woziłem jedzenie, może nie codziennie, ale byłem tam trzy, cztery razy w tygodniu.
[źródło ; "Wstrząsająca spowiedź zabójcy Olewnika". Hubert Woźniak 2007-11- 06]


Sekcja zwłok Krzysztofa wykazała między innymi obrażenia, których Krzysztof doznał za życia ...

(...) Ireneusz P. na koniec przesłuchań przypomniał sobie, że Krzysztof Olewnik raz próbował uciec - udało mu się zdjąć łańcuch z szyi, nie dał jednak rady ściągnąć tego drugiego, który miał na nodze. Zdarzyło się też, że rzucił poduszką w obserwującą go kamerę i odwrócił ją. Wojciech F. miał go za to dotkliwie pobić, niektórzy z oskarżonych wspominali o zakrwawionym posłaniu Krzysztofa Olewnika.(...)
[źródło ; "Wstrząsająca spowiedź zabójcy Olewnika". Hubert Woźniak 2007-11- 06]

Opisując warunki w jakich przetrzymywany był Krzysztof, Kościuk wymienia rzeczy, które były w środku ; "materac, telewizor, lampka i wiadro na nieczystości."

Co do telewizora, to mam poważne wątpliwości. Należałoby przeciągnąć kabel antenowy do piwnicy, rozwiązać problem obsługi (pilot ?) ... a wszystkie te problemy tylko po to, żeby zapewnić rozrywkę uprowadzonemu ? To mnie jakoś nie przekonuje.

Kościuk skaładając tego typu wyjaśnienia sugerował, że warunki w jakich był przetrzymywany Krzysztof, wcale nie były takie złe. Uprowadzony np. sam decydował o porze odpoczynku (przed zaśnięciem wyłączał lampkę - nad czym można dyskutować, pod warunkiem, że kamera działała w ciemności)... jednak wśród tych "luksusów" Kościuk nie wymienia poduszki, o której wspomina Piotrowski.

Piotrowski, dotkliwe pobicie Krzysztofa przypisuje Franiewskiemu (w co wątpię), natomiast "na koniec przesłuchań przypomniał sobie, że Krzysztof Olewnik raz próbował uciec". Tak, jakby było to mało istotne, wielokrotnie powtarzające się zdarzenie, które może umknąć gdzieś w pamięci...

Szerzej do tego zdarzenia odnosi się Kościuk (źródło ; blog Natalii , wpis 19 kwietnia 2008 "Historia");
(...) Kościuk zeznawał: "Piotrowski zadzwonił do mnie na mój domowy numer. Powiedział: "przyjeżdżaj, bo zaraz jego mózg się będzie smażył na patelni". Mówił, że pobił "tamtego". Wiedziałem, że chodzi o Olewnika. Gdy zacząłem tłumaczyć, że nie mogę przyjechać bo mam gości, to Piotrowski powiedział, że nie zajmie mi to dużo czasu. Pojechałem więc zobaczyć co się stało. Olewnik był cały pobity, zwłaszcza głowa i lewa noga. Nie wiem, czym go wtedy bił Piotrowski, ale czymś twardym. Całą twarz miał zakrwawioną. Był przytomny. Zapytałem go, co się stało, ale odpowiedział tylko, że nic. Nie chciał mówić. Był bardzo przestraszony. Piotrowski powiedział: "Zobacz, co ten ch... chciał zrobić. Chciał uciekać". (...)

Gdzieś czytałem (źródła niestety nie pamiętam), że Piotrowski w czasie procesu był wyraźnie skonfliktowany z Kościukiem. Wyjaśniał, że Kościuk opisuje niby swoją troskliwość wobec K.Olewnika, natomiast faktycznie miało być tak, że Kościuk miał wyjadać żywność przeznaczoną dla Krzysztofa.

Być może w kategorii wagi zarzutów, te wyjaśnienia nie mają większego znaczenia (skoro Kościuk przyznał się do zabójstwa, trudno o to, żeby Piotrowski mógł go obciążyć czymkolwiek równie poważnym). Jednak wskazują jednoznacznie na to, że ich zeznania nie były względem siebie "ustawiane".

Nie mam żadnych wątpliwości, że Piotrowski i Rechul w swoich wyjaśnieniach kłamali, w sposób wcześniej ustalony. O ile Piotrowski szeroko odnosi się do okoliczności zaplanowania przestępstwa oraz przetrzymywania ofiary, to Rechul opisuje głównie okoliczności zdarzeń mających mieć miejsce w noc uprowadzenia. Obaj kłamią, ale ich kłamstwa wzajemnie się nie wykluczają, bo dotyczą różnych tematów. Pozostali skazani zachowali milczenie, żeby wykluczyć ewentualne sprzeczności w zeznaniach. To nie może być przypadek.

Zeznania i zachowania Kościuka, w żaden sposób nie pasują do pozostałych, nie tworzą z nimi spójnej całości. Opisując okoliczności pobicia Krzysztofa, Kościuk obciąża Piotrowskiego ... "bezinteresownie" (w żaden sposób nie pomniejsza tym opisem własnej winy). Wyjaśnia jedynie okoliczności, w których mogło dojść do obrażeń, które zostały ujawnione w wyniku sekcji zwłok, co można przyjąć za formę współpracy z wymiarem sprawiedliwości.

Z zeznań Kosciuka wynika między innymi, że inicjatywa uprowadzenia Krzysztofa wyszła od Pazika i Piotrowskiego (z czym się zgadzam). To jednak leży w sprzeczności z zeznaniami Piotrowskiego, który przypisuje to zachowanie sobie i Franiewskiemu (do tego tematu już się odnosiłem). Zaplanowanie przestępstwa, to bardzo ważny element wyjaśnienia okoliczności tej zbrodni, bo doprowadza do Zleceniodawcy. Gdyby wyjaśnienia Kościuka były "ustawione" (podobnie jak zeznania Piotrowskiego i Rechula), to nie dochodziłoby w nich do tak poważnych różnic, w zasadniczych dla sprawy wątkach.

Gdyby dokładniej przeanalizować całość zeznań, takich sprzeczności pewnie pojawiłoby się więcej. Niestety, nie mam dostępu do akt sprawy .


(...) W tej sytuacji Kościuk mógł przerwać milczenie w trakcie procesu przed sądem drugiej instancji i zeznać prawdziwą wersję zbrodni, co pozwoliłoby wskazać faktycznych zleceniodawców i wykonawców zabójstwa Krzysztofa Olewnika. (...)

Krzysztof Olewnik został zamordowany przez Kościuka i Pazika. Co do tego, nie mam żadnych wątpliwości (co wyżej uzasadniłem).

O roli Zleceniodawcy, najprawdopodobniej Kościuk niczego nie wiedział, bo wiedzieć nie musiał. Na etapie planowania Kościuk był całkowicie bezużyteczny. Na etapie realizacji uprowadzenia, był widocznie zbyteczny. Skoro swoimi zeznaniami Kościuk pogrążył Pazika, Piotrowskiego i nowodworskich, to nie miał powodu, żeby zatajać informacje o udziale kogokolwiek innego (w tym Zleceniodawcy).

Może szczególnie obawiał się Zleceniodawcy ? Obawiał się zemsty z jego strony ?

Raczej nie. Gdyby obawiał się takiej zemsty, to decydując się na zeznania obciążające skazanych później sprawców (Pazika i innych) , tym bardziej, już na wstępie pogrążyłby Zleceniodawcę. Z dwóch powodów.

Po pierwsze, Zleceniodawca nie mógłby być pewien, że po wskazaniu kilku wspólników, Kościuk w końcu nie obciąży także jego. Gdyby (w przekonaniu Kościuka) Zleceniodawca miał tak "długie ręce" (czyli miał możliwość dokonania zemsty), to Kościuk powinien w pierwszej kolejności zneutralizować właśnie to zagrożenie.

Po drugie, Kosciuk nie mógł mieć gwarancji, że wskazani przez niego wspólnicy (Pazik, Piotrowski i reszta) podczas składania wyjaśnień, nie ujawnią informacji dotyczących Zleceniodawcy. W ten sposób Kościuk nie tylko naraziłby się na zemstę ze strony Zleceniodawcy (jako ten, który pierwszy zaczął mówić) ale także ryzykowałby, że poprzez zatajenie informacji na temat Zleceniodawcy, dojdzie do zerwania "układu" z prokuratorem.

Co prawda, myślenie nie było najmocniejszą stroną Kościuka. Jednak zanim zdecydował się na złożenie zeznań, przez rok przesiedział w celi. To wystarczający okres czasu, żeby wielokrotnie przeanalizować (nawet czyniąc to bardzo wolno) własną sytuację oraz konsekwencje ewentualnych decyzji.


Z tego co wiem, to w ramach apelacji, proces odbywa się zupełnie inaczej, niż przed sądem pierwszej instancji. Sąd zapoznaje się z aktami sprawy (zgromadzonymi dowodami, zeznaniami świadków i biegłych itd.) i na tej podstawie wydaje wyrok. W ramach apelacji nie składa się wniosków o przesłuchiwanie nowych świadków, nie przedstawia się nowych dowodów w sprawie itd. Gdyby było inaczej, każdy skazany przez sąd pierwszej instancji mógłby wymyślać najbardziej niestworzone, kolejne wersje zdarzeń. W ramach apelacji sprawa musiałaby wracać do ponownego rozpatrzenia przez sąd pierwszej instancji ... i tak w nieskończoność. To nie oznacza, że Kościuk w ramach apelacji nie miał żadnych szans na złagodzenie wyroku. Miał taką szansę dokładnie na tej samej podstawie, na której opierał się przed sądem pierwszej instancji, w ramach "układu" zawartego z prokuratorem.


Jeszcze jedno...
W hierarchii przestępczej, Kościuk był "podwładnym" Piotrowskiego. Wykonywał jego polecenia. To wynika między innymi z okoliczności towarzyszących próbie ucieczki i pobiciu Krzysztofa (Kościuk nie chciał przyjechać, miał gości, jednak pod wpływem decyzji Piotrowskiego - przyjechał). Jak wynika z zeznań, to Piotrowski wydał Kościukowi i Pazikowi polecenie dokonania zabójstwa Krzysztofa Olewnika ("A Ireneusz Piotrowski powiedział do mnie i Roberta Pazika, że "skoro nie było was przy porwaniu, to właśnie my go zabijemy").

Trochę kodeksu karnego ;

"Odpowiada za sprawstwo nie tylko ten, kto wykonuje czyn zabroniony (...), ale także ten kto kieruje wykonaniem czynu zabronionego przez inną osobę lub wykorzystując uzależnienie innej osoby od siebie, poleca jej wykonanie takiego czynu"

"Odpowiada za podżeganie, kto chcąc, aby inna osoba dokonała czynu zabronionego, nakłania ją do tego"

"Sąd wymierza karę za podżeganie ... w granicach zagrożenia przewidzianego za sprawstwo."

Tak za sprawstwo kierownicze jak i za podżeganie do zabójstwa, grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności. Z tego co słyszałem i czytałem wynika, że Piotrowski powinien odpowiadać właśnie w takim zakresie odpowiedzialności. Stało się inaczej. Dlaczego ? Nie wiem. Tłumaczę to sobie w taki sposób, że nie dysponując pełnym zakresem wiedzy w tej sprawie (nie znam akt) popełniam jakiś błąd w ocenie zachowań Piotrowskiego i jego relacji z Kościukiem. Tak to oceniam na zdrowy rozsądek, bo przecież Olewnikowie korzystają z pomocy prawników, którzy mieli możliwość zapoznania się ze szczegółami sprawy. Mogli już w postępowaniu przygotowawczym wnioskować, o zmianę klasyfikacji prawnej zarzutów wobec Piotrowskiego, wskazując wyraźne podstawy takiego wniosku. Skoro tego nie zrobili, to widocznie podstaw nie było...

Przyznaję, to jeden z niewielu tematów, w którym zdrowy rozsądek jest całkowicie sprzeczny z moimi odczuciami.


Powracająca teoria samouprowadzenia oparta jest na założeniu, że z biegiem czasu "wspólnicy" Krzysztofa zmienili zdanie, z bliżej nieokreślonych powodów zdecydowali się na uprowadzenie.

Kiedy ?

Gdyby Krzysztof sfingował uprowadzenie końcem października 2001 r., jeszcze 10 stycznia 2002r. był człowiekiem wolnym (jak ma wynikać z ostatniej analizy), to oznaczałoby, że ... trwająca od blisko trzech miesięcy próba wyłudzenia pieniędzy, jest całkowicie nieskuteczna. Nie ma powodu do uprowadzania kogokolwiek, jeżeli przyszła ofiara pozorując uprowadzenie, sama nie potrafi wyegzekwować "okupu". Po co stwarzać sobie problem przetrzymywania osoby, która sama się ukrywa ? To nie ma sensu. Można przyjąć, że do zmiany sytuacji doszło dopiero po odebraniu okupu. Wtedy Krzysztof został pozbawiony wolności, krótko po tym zamordowany... Jednak takiej wersji zaprzeczają wyniki sekcji zwłok, z której wynika, że Krzysztof przed śmiercią był bardzo zaniedbany, chory... a doprowadzenie do takiego stanu zdrowia nie mogło być efektem dni, czy tygodni.


W odniesieniu do poprzedniej publikacji...

Zwracając się do mnie przez e-mail, jedna z osób wskazała, że źródłem informacji o numerze telefonu (na który został założony podsłuch przez WTO), mogły być połączenia dokonywane pomiędzy tym właśnie numerem, a numerem telefonu, z którego sprawcy łączyli się zawsze z rodziną Olewników. Wystarczyło odczytać billing połączeń z "tradycyjnego" numeru i jeżeli nie było zbyt wielu połączeń z innymi numerami, to jakakolwiek analiza nie była potrzebna. W końcu, to na podstawie połączeń telefonicznych w krąg osób podejrzanych wszedł Kościuk, więc jakieś "analizy" (nieudokumentowane, pobieżne) były dokonywane.

Oczywiście taka możliwość istnieje ale nie zmienia niczego w ocenie sytuacji. Przeciwnie. Jak twierdzą policjanci, na billingi należało czekać bardzo długo (2-3 miesiące, chociaż są sprzeczności w zeznaniach). Do uprowadzenia doszło końcem października, a w grudniu podsłuch był już założony... No, to jeszcze jakoś można by wyjaśnić. Jeżeli do tego dodać, że firma Rutkowskiego załatwiała billingi znacznie szybciej niż policja, to chociaż takie działania były sprzeczne z prawem, mogą wyjaśniać sposób w jaki WTO wszedł w posiadanie numeru telefonu, na który został założony podsłuch...

W takiej sytuacji pojawia się jednak inny problem. W listopadzie 2001r. Franiewski dokonuje zakupu telefonu komórkowego w "Auchan". Jeden ze sprawców korzystając z tego telefonu, nie zachowuje ostrożności, wykonuje połączenie do firmy Franiewskiego, (na Modlińskiej).
W obawie przed analizą połączeń (która mogłaby w ten sposób doprowadzić do Franiewskiego), sprawcy podejmują decyzję o pozbyciu się tego telefonu. Ewentualne wyrzucenie aparatu w żaden sposób nie rozwiązuje problemu, bo zarejestrowane połączenia nadal są wykazywane przez operatora. Dlatego telefon zostaje porzucony w budce telefonicznej, skąd zostaje zabrany przez przypadkową osobę, która od tej pory staje się jego użytkownikiem. W ten sposób połączenie do firmy Franiewskiego, "rozpływa się" wśród innych połączeń dokonywanych przez nowego użytkownika, który ze sprawą K.Olewnika nie ma nic wspólnego...

Jak wynika z opisanego zachowania, sprawcy zdają sobie sprawę z tego, że wykonywane przez nich połączenia mogą być poddawane analizie. Decydując się na połączenie pomiędzy dwoma numerami (z czego jeden był znany od samego początku), musieli sobie zdawać sprawę z tego, że na "nowy" numer może być założony podsłuch.

Jak zeznała Danuta Olewnik ; "...BYŁ INNY NUMER TELEFONU, I BYŁ INNY GŁOS..." Co do wykorzystania "innego głosu", uzasadniłem zachowanie sprawców w poprzedniej publikacji. Jeżeli WTO założył podsłuch na ten numer w wyniku analizy (??) połączeń numeru, z którego sprawcy korzystali od samego początku, można udzielić odpowiedzi na drugie pytanie ; dlaczego tym razem był inny numer ?

Gdyby Krzysztof dokonał samouprowadzenia, z własnej woli (inicjatywy) przekazywał kolejne instrukcje dotyczące przekazania okupu, nie byłoby podstaw do (jednorazowej) zmiany numeru telefonu.

Co innego, jeżeli połączenie (w którym Krzysztof udziela "instrukcji") miało być wiarygodne, a rozmowa przed połączeniem uznana za "przypadkowo zarejestrowaną". To połączenie nie mogło w takich okolicznościach być wykonane z tego samego numeru, z którego sprawcy łączyli się od samego początku. Sprawcy zdają sobie sprawę z założonego podsłuchu, swojej wiedzy w tym zakresie wcale nie ukrywają ; "(...) oni niech wyłączą to swoje nagrywanie (...)" - głosem Krzysztofa informują w dniu 1 listopada 2001r.

Oczywiście nie wiem, w jaki sposób WTO wszedł w posiadanie numeru. Jednak jestem przekonany, że sprawcy zdawali sobie doskonale sprawę z tego, że rozmowa w której Krzysztof udziela "instrukcji" jest nagrywana.


CDN...

Krzysztof_Bielsko
olewnika@poczta.onet.pl


Strona główna ; http://olewnika.republika.pl





mBaner.pl

www.topbanner.pl