Bielsko-Biała, 15 grudnia 2011 r.

W ramach uzupełnienia treści
- z dnia 27 października "Prawdziwy zleceniodawca"
- z dnia 17 listopada "Kłamstwa Piotrowskiego (cz.1)"
- z dnia 29 listopada "Kilka tematów..."
- z dnia 2 grudnia "Komentarze na blogu Natalii..."
- z dnia 12 grudnia "Uprowadzenie improwizowane ? "
- z dnia 28 grudnia "Kłamstwa Piotrowskiego (cz.2)"
- z dnia 29 grudnia "Samouprowadzenie (cz.1)"
- z dnia 16 stycznia "Samouprowadzenie (cz.2)"
- z dnia 13 marca "Przesłuchanie Wojciecha Kęsickiego (cz.1) "
- z dnia 3 kwietnia "Przesłuchanie Wojciecha Kęsickiego (cz.2) "
- z dnia 22 kwietnia "Przesłuchanie Wojciecha Kęsickiego (cz.3) "
- z dnia 3 maja "Prawdziwy zleceniodawca (cz.2)"
- z dnia 5 czerwca " VIDEO "
- z dnia 1 lipca " Uprowadzenie improwizowane ? (cz.2) "
- z dnia 7 sierpnia " Uprowadzenie improwizowane ? (cz.3), ślady krwi "
- z dnia 24 listopada " Samouprowadzenie - teoria powracająca (cz.1) ""


Dzisiaj tematu nie zakończę, jednak od czegoś należy zacząć...
Wszystkie bezpośrednie kontakty internetowe (email, skype) ostatnio musiałem ograniczyć ze względu na brak czasu (sprawy osobiste). Dzięki za okazaną wyrozumiałość. Jednocześnie zapewniam, że nadal wszystko uważnie czytam, a sprawy nie pozostawiłem...

Ostatnie wydarzenia w sprawie, nie po raz pierwszy doprowadziły do pojawienia się określenia "przełom". Tym razem ma chodzić o uwiarygodnienie wersji samouprowadzenia. W pogoni za sensacją zdarza się, że niektórzy dziennikarze przesadzają. Czasami bardzo. Publikację oświadczeń policjantów, którzy przed Komisją odmówili składania zeznań, to w moim przekonaniu ... błąd (nawet nie wiem, jak to nazwać). W podobny sposób oceniam rozpowszechnianie opinii Krzysztofa Rutkowskiego, bez sprawdzenia elementarnych faktów, które są przez niego wyrażane. Łatwo udowodnić, że ten człowiek nie zna okoliczności, w jakich jego firma zajęła się sprawą K.Olewnika ... albo świadomie kłamie, starając się manipulować opinią publiczną. itd....

Ogólnie, kiedy ostatnio czytam i słucham wszystkich tych "pokrzywdzonych" w sprawie K.Olewnika, to odnoszę wrażenie, że niektórzy (dziennikarze, publicyści) zapominają już, kto tu jest właściwie ofiarą. Jakoś pod wpływem wywołanych w ten sposób emocji, przypomniałem sobie ; co się stało z Magdą K ?


SAMOUPROWADZENIE - TEORIA POWRACAJĄCA (cz.2)


W poprzedniej publikacji odniosłem się (pozytywnie) do ostatnich decyzji Prokuratury. To tak ogólnie, bo w szczegółach dostrzegam pewną niekonsekwencję. Jak poinformował między innymi TVN24 ; " (...) Przeszukania przeprowadzono, aby znaleźć i zabezpieczyć m.in. oryginały wszelkich nośników, mogących zawierać nagrania, dotyczące kontaktów członków rodziny K. Olewnika z osobami podającymi się za porywaczy. (...)"

Tak się składa, że nie tylko Olewnikowie mieli bezpośredni kontakt z oryginałami nagrań, przez co zakres ewentualnych przeszukań mających na celu znalezienie oryginałów, w moim przekonaniu powinien być nieco szerszy.

W dniu 30 czerwca 2009 roku, przed Komisją zeznania złożył Wojciech Kęsicki (str.42);

Poseł Leszek Aleksandrzak (Lewica):
(...) Czy nie dziwiło pana takie postępowanie grupy operacyjnej i prokuratora, który zezwala na założenie przez prywatną firmę podsłuchów?

Świadek Wojciech Kęsicki:
Szanowny panie pośle, właśnie m.in. był to powód interwencji mojej, dlatego że kierownik tej specgrupy, nazwijmy to, pana Rutkowskiego nie chciał wydać mi dysków z zabezpieczonymi, nagranymi rozmowami z porywaczami, więc nie pozostało mi nic innego, jak spisać specyfikację tego minidysku, pojechałem, kupiłem w Płocku, zabrałem mu ten minidysk, zawiozłem do komendy wojewódzkiej, do Komendy Miejskiej Policji w Płocku. (...)

(dalej, str.55)
Świadek Wojciech Kęsicki:
Ale... Wtedy ta interwencja zbiegła się z tą czynnością, że kupiłem ten minidysk czy dwa minidyski kupiłem w Płocku wtedy. Bo chcę tutaj tylko nadmienić, że próbowaliśmy podjąć działania o odtworzeniu tego minidysku, żeby ktoś nam zanalizował to, rozmowy, żeby z tego spisać stenogram. (...)

Jeżeli dobrze zrozumiałem, to W.Kęsicki odbierał od pracownika Rutkowskiego minidyski (oryginały nagrań), jeździł z nimi do Płocka (??) żeby z nimi "coś" (nie wiem właściwie ; co i dlaczego ?) robić ... a następnie przekazywał nagrania Policji.
W związku z tym, że do zeznań Kęsickiego odniosłem się w bardzo obszerny sposób, tym razem jakikolwiek komentarz pomijam.

Ograniczając się do w/w faktów ; zdarzało się, że W.Kęsicki odbierał z domu Olewników oryginały nagrań i ... dopiero po jakimś czasie przekazywał je Policji.


DONIESIENIA MEDIALNE

Wracając do tematu "instrukcji", których miał udzielać Krzysztof Olewnik (TVN24, 18 listopada 2011, "Przeszukania w domach Olewników uzasadnione")...

"(...) w czwartek Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku poinformowała tvn24.pl, że posiada nagranie, które może wskazywać, że Krzysztof Olewnik w 75 dniu porwania przebywał w Warszawie. Jak dotąd uważano, że był więziony na działce w okolicach Kałuszyna. Rozmowa dotycząca okupu została zarejestrowana w styczniu 2002 r. z podsłuchu założonego na telefonie sprawców. Osoba znajdująca się w pobliżu telefonu, jeszcze przed rozpoczęciem połączenia instruuje mężczyznę, który rozmawia potem z członkiem rodziny Olewników. Jak wykazały badania, osobą tą był Krzysztof Olewnik, a rozmowa przeprowadzona została w centrum Warszawy.
(...)
Na nagraniu słychać Krzysztofa tłumaczącego innemu mężczyźnie, co ma przekazać jego rodzinie. I ten faktycznie to robi.
-Niech Jacek (Jacek K., przyjaciel Krzysztofa - red.) z Iwoną (żona Jacka K. - red.) jadą - mówi młody Olewnik.
- Powiedzieć jakieś imię? - pyta osoba podająca się za porywacza.
- Nie - odpowiada Krzysztof.

Następnie mężczyzna, któremu Krzysztof wydaje instrukcje zaczyna rozmawiać z Anną Olewnik-Mikołajewską (druga siostra Krzysztofa), która odbiera połączenie. Mężczyzna mówi: - Niech Jacek z Iwoną jadą. Siostra Krzysztofa potwierdza i na tym nagranie się kończy. (...)"


Podobnie, chociaż z nieco innymi szczegółami informacje podała "Gazeta Wyborcza" (19 listopada 2011, Bogdan Wróblewski, "Sprawa Olewnika. Przybywa pytań, nie ma odpowiedzi") ;

"(...) Warszawa, 10 stycznia 2002 r., godz. 10.01.03. Do stacji BTS przy ul. Klasyków loguje się komórka z końcówką numeru ...148. Od grudnia poprzedniego roku ten numer jest na podsłuchu, bo użył go ktoś podający się porywacza Krzysztofa Olewnika.

Aparatura podsłuchowa włącza się, gdy ten ktoś zaczyna wystukiwać numer połączenia do Anny Olewnik-Mikołajewskiej, starszej siostry Krzysztofa. Jeszcze przed właściwą rozmową policja nagrywa tzw. przedpołączenie. 11 słów, trzy zdania: "Niech Jacek z Iwoną jadą." "A imię mam jakieś powiedzieć?" "Nie".

"Niech Jacek z Iwoną jadą" i "nie" - mówi Krzysztof. Podpowiada co ma mówić niezidentyfikowany mężczyzna, zapewne wynajęty, by w imieniu porywaczy zadzwonić do rodziny z żądaniem okupu.

Rozmowa odbywa się z warszawskiej ulicy, w tle słychać samochody i głosy dwóch mężczyzn. Przechodniów? Nie udało się ustalić. (...)


Kilka słów wyjaśnień...
Jak z powyższego wynika, nagranie pochodzi z podsłuchu założonego na telefon komórkowy należący do sprawców (z którego połączenie było wykonywane). To nagranie NIE pochodzi z podsłuchu założonego na telefon Olewników. Wyjaśniam, bo dochodzi w tej sprawie do nieporozumień w korespondencji nadchodzącej na mój e-mail.

W związku z powyższym, podsłuch (nagranie) był realizowany przez, Wydział Techniki Operacyjnej (WTO) w Radomiu (a nie przez Olewników czy też ludzi z agencji Rutkowskiego), co nie jest bez znaczenia ... ale o tym w dalszej części.

Wobec osoby, która miała otrzymywać "instrukcje" od Krzysztofa, używane jest określenie "osoba podająca się za porywacza" (spotkałem się również z określeniem ; "oprawca"), chociaż najbardziej uprawnione jest określenie "niezidentyfikowany mężczyzna". W moim przekonaniu, to przypadkowa osoba, która nie miała pojęcia, do czego zostanie wykorzystany jej głos (uzasadnienie w dalszej części). Ja, w określeniach tej osoby używam ; "X".

Oczywiście, stenogramy (?) nagrania podane przez TVN24 oraz Gazetę Wyborczą, w szczegółach się różnią.


NA ZDROWY ROZSĄDEK...

Każdy, kierując się własnym doświadczeniem życiowym, może określić prawdopodobieństwo wystąpienia jakiejś sytuacji. Podobnie jest w sprawie telefonu z "instrukcjami"...

Kiedy sprawcy zaczynają wybierać numer telefonu Olewników (" Aparatura podsłuchowa włącza się, gdy ten ktoś zaczyna wystukiwać numer połączenia do Anny Olewnik-Mikołajewskiej ")włączony zostaje zapis rozmowy, wynikający z podsłuchu założonego przez Policję na telefon komórkowy sprawców.

Jak ma wynikać z ostatnio dokonanej analizy, Krzysztof ma stać z boku ("osoba znajdująca się w pobliżu telefonu"), czyli komórkę w swoich rękach ma już "X" - wybiera numer i czeka, aż ktoś z rodziny Olewników odbierze telefon. W tym czasie zostaje nagrany materiał, który zostaje później nazwany "instrukcjami", jakie "X" ma otrzymywać od Krzysztofa...

Sprawa bardzo dziwna...

Mogę sobie wyobrazić setki powodów, dla których jakaś osoba może poprosić innego człowieka o wykonanie jakiegoś telefonu (wcale nie musi chodzić o jakiekolwiek przestępstwo). Tylko, że ... najpierw należy wytłumaczyć o co właściwie chodzi, a dopiero później wybrać właściwy numer telefonu.

W tej konkretnej sytuacji, gdyby "X" wybrał numer zbyt szybko, ktoś z rodziny Olewników miał "pod ręką" telefon (na który dzwonili sprawcy), odebrałby natychmiast ... to "X" zostałby pozbawiony "instrukcji". Nie wiedziałby, co ma w ogóle powiedzieć...

Spójrzmy w nieco inny sposób.
Biorąc pod uwagę w/w argumenty, do kogo mógł należeć telefon komórkowy, z którego wykonywano to połączenie ; do "X"-a czy do Krzysztofa ?

Niech każdy spróbuje postawić się w roli każdej z tych osób, w opisanej sytuacji.

Odpada "X". Nikt z własnego telefonu (na cudze polecenie) nie wybierze jakiegoś (szczególnie "obcego") numeru telefonu, oczekując na to, że w późniejszym czasie (czyli jeszcze przed odebraniem go przez "kogoś") dowie się, dlaczego w ogóle ma dzwonić pod wskazany numer.

Odpada Krzysztof. To nie on ma wybierać numer (to "osoba znajdująca się w pobliżu telefonu"). Nie mógł też wiedzieć, czy po wybraniu numeru telefonu i przekazaniu go "X"-owi, będzie miał czas, na udzielenie jakichkolwiek "instrukcji" dotyczących wypowiedzi, które miały później wystąpić.

Ewentualne włączenie w to jakiejkolwiek osoby trzeciej, czyni całą sytuację jeszcze mniej prawdopodobną.

Wątpliwości w tym zakresie mam więcej, jednak nie znam niektórych szczegółów. Nie chcę rozpoczynać wypowiedzi od ... "jeżeli".

Na podstawie przytoczonych argumentów, oczywiście nie można całkowicie wyeliminować możliwości wystąpienia opisanej sytuacji. To możliwe, ale zarazem mało prawdopodobne. W celu otrzymania prawdziwego wyniku, tak rodzące się wątpliwości (w dalszej części), należy ze sobą sumować...


...BYŁ INNY NUMER TELEFONU, I BYŁ INNY GŁOS...

W dniu 12 lutego 2010 r przed Komisją zeznania złożyła Danuta Olewnik. Odnosząc się do metod kontaktu sprawców, zeznała między innymi (str.25);

Poseł Andrzej Mikołaj Dera:
(...) rozumiem, tak: było kilkanaście takich informacji, czyli to były takie informacje jednostkowe ze strony porywaczy, czy to nadal był głos Krzysztofa, czy to były jakieś inne głosy, jak to?

Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
Tak, zawsze był głos Krzysztofa...

Poseł Andrzej Mikołaj Dera:
Zawsze, tak?

Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
...nie, oprócz jednego razu. Zawsze był głos, ale jeden raz, to był chyba grudzień albo styczeń 2001 grudzień, albo styczeń 2002 r., kiedy był inny głos, tak jakby... i był inny numer telefonu, i był inny głos. Głos był obcy i właśnie z taką naleciałością wschodnią, tak jakby ktoś kogoś wynajął, żeby powiedział tam - to były bodajże dwa, dwa zdania - żeby Iwona z Jackiem pojechała z pieniędzmi, coś takiego. To były dwa zdania krótkiej informacji.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera:
Czyli rozumiem, że numer telefonu się wyświetlał pani na komórce, że pani wiedziała?

Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
Tak, zawsze tak.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera:
Czy Policja była poinformowana o tych numerach?

Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
Jak najbardziej. To był przez długi, długi czas...

Poseł Andrzej Mikołaj Dera:
To był jeden numer?

Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
...może przez rok, to był jeden numer.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera:
I pani numer też podała Policji...

Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
Tak.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera:
...swój, tak, na który...

Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
Oni się kontaktowali na jeden numer, z jednego numeru. Oni się kontaktowali na telefon mojego szwagra, który podał numer do kontaktu. Bo takie było pierwsze, przy pierwszym kontakcie oni o to poproszo..., oni o to poprosili. Więc przez właśnie około roku był jeden numer telefonu, z jakiego dzwonili porywacze, na jeden numer telefonu, na jaki dzwonili. (...)

Najprawdopodobniej, Danuta Olewnik mówiąc o wyjątkowości jednego z połączeń, miała na myśli właśnie to połączenie, które (według ostatnich analiz) miało zostać poprzedzone "instrukcjami" udzielanymi przez Krzysztofa.


Dlaczego tym razem, wyjątkowo, informacja została przekazana głosem obcej osoby ?

Nie mogło chodzić o informację ; "Niech Jacek z Iwoną jadą.". Nie ma w tym niczego szczególnego. Podobnych informacji, przekazywanych głosem Krzysztofa było wiele.

Jednak musiał być jakiś powód zaangażowania osoby, która nie była zorientowana w sprawie, tuż przed połączeniem wymagała jeszcze udzielenia "instrukcji". Gdyby ta osoba zdawała sobie sprawę z tego, że mówiąc ; "Niech Jacek z Iwoną jadą." , domaga się w ten sposób dostarczenia okupu przez wskazane osoby, to nie pytałaby ; "Powiedzieć jakieś imię ?" Osoby świadome tego, że biorą udział w uprowadzeniu (odebraniu okupu) nie przedstawiają się z imienia...

Tym bardziej rodzi się pytanie, dlaczego została zaangażowana "obca" osoba ? To przecież dodatkowy kłopot, nawet ryzyko. Gdybyśmy mieli do czynienia z samouprowadzeniem, Krzysztof zdecydowałby się wynająć "kogoś" do realizacji tego połączenia, to ... jego zachowanie byłoby irracjonalne.

Jeżeli do tego dodać, że w tym samym czasie miał przebywać w towarzystwie rosyjskiego biznesmena (o czym w dalszej części), to gdyby z nim przebywał, angażowanie do realizacji tego połączenia osoby "z taką naleciałością wschodnią" ... byłoby już przejawem skrajnej głupoty.

Dlaczego, jaki był właściwie efekt tego połączenia ?

Zaangażowanie osoby o głosie "z taką naleciałością wschodnią" oraz ostatnio dokonane analizy mające dowodzić, że Krzysztof udziela "instrukcji" , to "główny dowód na sfingowanie porwania".

To najbardziej przekonujące uzasadnienie całej sytuacji.

Skoro tak (jeżeli ktoś wymyśli coś bardziej wiarygodnego, to chętnie poczytam), nie może być mowy o samouprowadzeniu. Nie jest logiczne, żeby Krzysztof z pełną świadomością, w sposób planowany ... dostarczał celowo dowody potwierdzające tezę samouprowadzenia.

Co innego sprawcy uprowadzenia, którzy w takim działaniu mieli oczywiście swój interes.


ŹRÓDŁO INFORMACJI

Jeżeli Danuta Olewnik się nie myli, tylko "jeden raz, (...) był inny numer telefonu" , to rodzi się zasadnicze pytanie ;

W jaki sposób WTO wszedł w posiadanie tego numeru ?

Inaczej, skąd Policja wiedziała, że na ten numer ma założyć podsłuch ? Skąd wiedziała, że z tego numeru nastąpi kiedyś połączenie z rodziną Olewników, skoro nigdy wcześniej z tego numeru połączenie nie było wykonywane ? Skąd przekonanie Policji, że telefon w ogóle należy do sprawców uprowadzenia Krzysztofa Olewnika ?

Jak podała wcześniej cytowana Gazeta Wyborcza ; "Od grudnia poprzedniego roku ten numer jest na podsłuchu, bo użył go ktoś podający się porywacza Krzysztofa Olewnika." (błąd literowy w oryginale). W całości materiału brak informacji pozwalających ustalić, w jakim celu został użyty wcześniej ten telefon, jakie połączenie pozwoliło na jego "namierzenie".

Oczywiście, może nasuwać się przypuszczenie, że to efekt jakiejś analizy połączeń, logowania się do poszczególnych BTS-ów itp. dokonywanych przez grupę Remigiusza M. na podstawie innych połączeń wykonywanych przez sprawców itp.

Oceny takiej możliwości można dokonać na podstawie materiałów Komisji.

W dniu 3 września 2009 r. przed Komisją zeznania złożył Witold Olszewski, zastępca komendanta wojewódzkiego Policji, nadzorujący pracę grupy Remigiusza M.(str. 92) ;

Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Proszę pana, dlaczego w materiałach tej sprawy nie ma analiz kryminalistycznych i analiz połączeń billingowych? Ja mówię to...

Świadek Witold Olszewski:
Takie analizy były wykonywane, nawet z tego, co się orientuję, były przedstawiane prokuraturze. Ja tych akt nie mam, tych akt dawno nie widziałem, nie wiem, co w tych aktach jest, panie prokuratorze, panie pośle.

Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Znaczy ja tu mam rzeczywiście łatwiej, bo my dysponujemy ekspertyzą w tym zakresie i z tej ekspertyzy wynika wprost, że nie ma. Właśnie to jest jeden z błędów tego śledztwa, bo gdyby była analiza kryminalistyczna to to, co opowiadaliśmy sobie o sprawcach miejscowych, o pozbawieniu ich całkowitym waszym zainteresowaniem, o takich czynnościach, które wręcz wskazują na to, że czynności szły w zupełnie innym kierunku, jakby odwracając od nich uwagę, to stanie się jakby istotnym problemem, dlaczego tej analizy nie ma. Tak samo jeśli chodzi o billingi, ja przestawiam panu także skąd tę wiedzę mam. Ekspert stwierdza, że to, co pan, o czym pan mówi, że było analizą, to jest prostą notatką przepisaną z informacji od operatora. Ja mówię o analizie...

Świadek Witold Olszewski:
Panie pośle, ja naprawdę rozumiem, co to jest analiza połączeń billingowych i ja dla wysokiej komisji już wpierw tłumaczyłem, że, co prawda, przy udziale komputera kiedyś prowadziło się te analizy, ale wszystkie dane się wklepywało ręcznie i tam były wykresy, połączenia, było tak to zrobione. Na dzień dzisiejszy jest inaczej, bo mamy, ale to już nie dotyczy, mamy programy odpowiednie, i ja w tej chwili, dysponując tą wiedzą, jestem przekonany, że takie analizy były robione i, z tego, co pamiętam, na pewno taka analiza była przedstawiana między innymi dla pani, pani prokurator...

Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Gielo?

Świadek Witold Olszewski:
Tak, tak, z tego, co mam, mam wiedzę na dzień dzisiejszy, mogę...

Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Pani prokurator Gielo przedstawiono 15 notatek urzędowych, a nie analizę.

Świadek Witold Olszewski:
Panie pośle, to jest moja wiedza. Możliwe, że z biegiem czasu mogę pomylić tę sprawę z inną sprawą, to nie wykluczam takiej wiedzy, to nie jest moja zła wola. Na dzień dzisiejszy to, co mi się nasuwa, to, o co pan mnie pyta, to to, że te połączenia billingowe, przecież to jest takie, taka...
( w dalszej części brak kontynuacji wątku)

Na temat analiz (szczególnie tych, dotyczących połączeń telefonicznych) przed Komisją wypowiedzieli się również policjanci wchodzący w skład grupy Remigiusza M. ( fragmenty ).

Z treści tych wypowiedzi wynika jednoznacznie, że w przekonaniu policjantów różne analizy z pewnością były dokonywane, bo ... powinny być. Innych argumentów mających potwierdzać wykonywanie analiz (jeżeli w ogóle przyjąć to za "argument") - nie ma.


Wśród przytoczonych fragmentów, na uwagę zasługują zeznania Marka Majewskiego, który sporządził notatkę sugerującą podjęcie kontroli określonego numeru telefonu. Ten numer faktycznie należał do sprawców. Niestety, świadek nie potrafił sobie przypomnieć, w jaki sposób udało mu się ustalić ten numer.

W ramach swobodnej wypowiedzi, Marek Majewski przed Komisją zeznał ;
"(...) Kiedy zostałem włączony do prowadzenia sprawy uprowadzenia pana Krzysztofa Olewnika, było to 29 października 2001 r., kiedy wróciłem, kiedy skończyłem szkołę oficerską w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie, to było 26, i w poniedziałek, czyli 29, zameldowałem się do pracy. (...)" "(...) ja byłem jakby najmniej doświadczoną osobą w tej grupie (...)" (...) komendant Mańkowski powiedział, że praktycznie z uwagi, że tych czynności jest coraz mniej, nie możemy sobie pozwolić na to, żeby dwóch ludzi oddelegować do procesu. Bo, jak stwierdził, całe czynności, które miały dać jakieś światło pozytywne, były i są robione przez grupę operacyjną, która była dużo liczniejsza, natomiast w tym przypadku wystarczy jeden dochodzeniowiec, który będzie to realizował te czynności procesowe. (...) "(...) o ile dobrze pamiętam, to było w 2002 r., w połowie stycznia poszedłem na zaległy urlop, (...) , zezwolił mi na ten urlop i pamiętam 14 lutego miałem promocję oficerską w Szczytnie, potem po dwóch dniach wróciłem do pracy. I już praktycznie, wysoka komisjo, zająłem się prowadzeniem innych spraw (...) "

W jaki sposób ten "młody" (wówczas) policjant, tak krótko pracujący w tej sprawie, mógł wejść w posiadanie tak istotnych informacji, jak numer telefonu sprawców ? .

Jeżeli wyeliminujemy jakiekolwiek analizy połączeń, które mogły(by) być wykonywane przez grupę Remigiusza M. oraz ewentualne informacje od wróżek i jasnowidzów (nic na ten temat nie wiadomo), to pozostają praktycznie dwie możliwości ; anonim lub osobowe źródło informacji.

Bardzo mało prawdopodobne, żeby Majewski otrzymał informację bezpośrednio od OZI. Po pierwsze, nie zajmował się działaniami operacyjnymi (a taki charakter ma uzyskana informacja). Po drugie, jego doświadczenie zawodowe (co za tym idzie znajomość lokalnego świata przestępczego), było na tamtym etapie ... żadne. Nie posiadał odpowiednich kontaktów.

Wbrew pozorom, nie ma tutaj żadnych sensacji. Majewski w ramach swoich zeznań wyjaśnia wprost, na jakich zasadach otrzymywał takie informacje (str.16) ;
" (...) Powiem tak, bo generalnie do mnie (...) meldunki nie wpływały, one były weryfikowane, sprawdzane przez grupę tę właśnie operacyjną. Natomiast zarówno, mówię ja za siebie, z aktami operacyjnymi się nie zapoznawałem, ani takich meldunków nie analizowałem, nie dostawałem, dostawałem pewne wytyczne, które już były przetworzone po to tylko, żeby procesowo to zweryfikować.(...)"

Najprawdopodobniej, Majewski otrzymał wytyczne w sprawie telefonu od "kogoś", kto pracował w grupie operacyjnej. W grupie Remigiusza M. za tę "działkę" był odpowiedzialny Maciej L.


Jeżeli ustalenie źródła informacji nie jest możliwe, to również nie jest możliwe określenie intencji osoby (osób), które takie informacje przekazują.

Podobnie jak każdy, znam różnych ludzi. Nie zawsze znam ich numer telefonu. Przeciwnie, jeżeli znam czyjś numer telefonu, to muszę coś na temat tych osób wiedzieć (imię, nazwisko ... miejsce pracy itp. - cokolwiek więcej). Nie potrafię podać żadnego numeru telefonu (pomijając losowe "wymyślanie") bez powiązania go z jakąś konkretną osobą (ew. firmą).

W tym konkretnym przypadku, to bardzo mało prawdopodobne, żeby OZI dysponowało numerem telefonu sprawców, nie wiedząc jednocześnie nic więcej na temat samych sprawców (nazwiska, adresy, pseudonimy, rysopisy ...cokolwiek).

Gdyby w wyniku tak uzyskanej informacji (o numerze telefonu) udało się w jakiś sposób wykryć któregokolwiek ze sprawców, wpaść na jakiś istotny trop itp. ... to nie pytałbym dzisiaj o źródło tej informacji. Jednak stało się zupełnie inaczej.

Na dzień dzisiejszy, dla mnie, uzyskanie wówczas przez Policję numeru sprawców ... w niewyjaśnionych (dziwnych) okolicznościach + brak jakichkolwiek efektów w ustaleniu sprawców = brak wiarygodności wszelkich materiałów, które zostały zgromadzone w wyniku uzyskanego numeru telefonu. To wygląda na świadomy "przeciek" informacji od sprawców. Dezinformacja.

Ponownie zacytuję opinię Wiesława Stacha (komendant Policji na Mazowszu od lutego 2002 r), który odnosząc się do współpracy Policji z OZI, przed Komisją zeznał ;
"(...) Odnoszę wrażenie, że w tej chwili analizując to, (...), że na podstawie współpracy z osobowymi źródłami informacji, z którymi współpracowali policjanci (...) być może mieliśmy do czynienia z taką sytuacją, kiedy funkcjonariusze byli świadomie wprowadzani w błąd przez osobowe źródła informacji. Czyli pracowali tak jakby na dwie strony: dla policji i dla przestępców.(...) / obszerniejsze fragmenty - samouprowadzenie cz.2/

Czytając materiały Komisji, odniosłem identyczne wrażenie... chociaż coraz częściej dopuszczam myśl, że niektóre informacje wcale nie musiały napływać od OZI. Mogły być również tworzone przez "kogoś" zajmującego się działaniami operacyjnymi wewnątrz Policji.

Tutaj chciałbym ponownie przytoczyć fragment zeznań Janusza Czerwińskiego (CBŚ), który 10 grudnia 2009r zeznał (str.14) ;

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Jakie informacje i skąd informacje spływały o tym, że jest to samouprowadzenie i że Krzysztof Olewnik żyje?
(...)
Świadek Janusz Czerwiński:
To były informacje zdobywane od informatorów, w tej chwili trudno mi jest to określić. Myślę, że w dokumentacji operacyjnej jest to wskazywane.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
W dokumentacji znajdujemy tylko wskazania policjantów, którzy piszą notatki służbowe, że był widziany. Dlatego się pytam, skąd były informacje źródłowe? Tylko i wyłącznie funkcjonariusze Policji pisali notatkę służbową, był widziany tu, był widziany tam, był widziany tu, i jeździliście wszędzie. Dlatego się pytam, skąd były informacje źródłowe?

Świadek Janusz Czerwiński:
Informacje źródłowe każdorazowo muszą być wskazywane w notatce...

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Nie ma.

Świadek Janusz Czerwiński:
...jeżeli ich nie było, to znaczy, że policjant widział.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Dlatego się pytam o informacje źródłowe. Notatka służbowa jest taka, że był widziany tam i tam, i nie ma wskazania źródła właśnie w notatkach służbowych, w tych, które są notatkami operacyjnym, nie ma wskazania źródła.

Świadek Janusz Czerwiński:
Trudno jest mi się odnieść w tej chwili do, do takiego pytania. Wydaje mi się, że trzeba je zadać funkcjonariuszowi, który sporządzał tą notatkę.

Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
No dobrze, ale pan nadzorował w tym momencie te czynności, były materiały i były informacje, które właśnie tak, a nie inaczej, wyglądały w tym czasie. Nie wzbudziło to zainteresowania państwa, że, no, skąd się biorą te informacje. I one się nigdy później nie potwierdzały, bo gdyby się jeszcze potwierdziły, to można by było mówić: Dobra, nieważne skąd, ważne, że złapaliśmy ślad. A tu pustka, pudło, pudło, pudło, pudło, a tych pudeł było kilkadziesiąt w międzyczasie.

Świadek Janusz Czerwiński:
Zgadzam się, sprawa była, to jest sprawa nierozwiązana, to była sprawa wówczas nierozwiązana i nie wiedzieliśmy, jak wygląda rozwiązanie, próbowaliśmy, łapaliśmy się każdego śladu. (...)


KRZYSZTOF OLEWNIK BYŁ WIDZIANY ...

Niektóre media podały informację (a raczej przypomniały), że ...

"Portier hotelu "Mazurkas" w Ożarowie Mazowieckim trzykrotnie zeznawał (w latach 2002 - 2008), że widział Krzysztofa całego i zdrowego w czasie, gdy według wyjaśnień skazanych za porwanie, miał być więziony na działce Wojciecha Franiewskiegow Kałuszynie. - (...) On był bardzo sympatyczny, kontaktowy - mówił o Krzysztofie Zdzisław Ś. Rozpoznał go na zdjęciach, wskazał też na fotografię rosyjskiego biznesmena z Płocka, Wiktora K., jako mężczyznę, który towarzyszył Krzysztofowi. Biznesmen prowadził interesy z firmą Krzysztofa (Wikotr K. w zeznaniach zaprzeczał, by był w "Mazurkas"). Zeznania portiera są sprzeczne z wyjaśnieniami skazanych za porwanie, którzy twierdzili, że więzili Krzysztofa."

Dlaczego przytaczany jest ten przypadek a nie dziesiątki innych ?
Jak zeznaje Danuta Olewnik, telefon wykonany został przez osobę, o głosie "z taką naleciałością wschodnią". Dlatego telefon nie potwierdza tego, że Krzysztof mógł być "widziany" w Wiedniu albo Berlinie. Co innego obecność w hotelu "Mazurkas", gdzie Krzysztof miał przebywać z Wikorem K. , rosyjskim biznesmenem , w tym samym okresie czasu.

Tak się składa, że ten temat był poruszany przez Komisję.

Pierwszy raz Marek Kozanecki (policjant) okazał portierowi tylko wizerunek Krzysztofa. Zdjęć innych osób nie miał, więc nie mógł dokonać okazania do protokołu. Żeby jednak "sprawiedliwości stało się zadość", kilka dni później, ten sam świadek potrafił już rozpoznać Krzysztofa ... wśród kilku okazanych osób. Właśnie z tego (drugiego) okazania został sporządzony protokół.

Marek Kozanecki w tym całym zdarzeniu nie dostrzegł problemu, bo jak stwierdził ; "(...) jest kwestia tego typu, że ja nawet, jeśli dobrze pamiętam, w jednej z notatek po wizycie u tego pana stwierdziłem, że jest to osoba mało wiarygodna. W związku z powyższym, no, nie było takiego zagrożenia, że może to być zepsute, tak powiem. (...)
(obszerniejsze fragmenty zeznań)

Treści notatki, na którą powołuje się Kozanecki (podważającej wiarygodność zeznań portiera), nie jest mi znana.
To jednak dziwny hotel, skoro jedna osoba zapamiętała Krzysztofa doskonale ("on był bardzo sympatyczny, kontaktowy") a inne wcale...


Skąd w ogóle pomysł, żeby jechać do hotelu "Mazurkas" i okazywać wizerunek Krzysztofa ?

Jak zeznaje Kozanecki ; "Była to wspólna decyzja razem z Maciejem L." Należy przypomnieć, że zdarzenia miały miejsce w styczniu 2002r., kiedy sprawa uprowadzenia K.Olewnika nie była jeszcze nagłośniona.

Portier raczej nie mógł rozpoznać Krzysztofa na zdjęciu opublikowanym w jakiejś gazecie itp.(nie wiem, czy w ogóle w tamtym czasie tego typu publikacje miały miejsce). Gdyby tak było, to nie byłoby konieczne okazywanie operacyjne. Od razu można było przesłuchać świadka "na protokół", więc nasuwa się wniosek, że portier wcześniej wizerunku (zdjęcia) Krzysztofa nie widział, a raczej widzieć nie powinien...

To budzi duże wątpliwości.
W hotelu "Mazurkas" ma przebywać młody człowiek ; "on był bardzo sympatyczny, kontaktowy", czyli zachowuje się zupełnie naturalnie. Nic nie wskazuje na to, żeby mógł być ofiarą jakiegokolwiek przestępstwa. Z drugiej strony, w ramach działań operacyjnych Policja poszukuje informacji dotyczących ofiary uprowadzenia.

Na jakiej podstawie ktoś (ktokolwiek) połączył to w jedną całość ?

W tym samym czasie, pewnie setki innych mężczyzn o cechach Krzysztofa Olewnika (nie mówimy o wizerunku) przebywa w różnych hotelach, zachowując się zupełnie naturalnie. Tam jednak portierów nie przesłuchiwano ... no i słusznie. Dlaczego przesłuchano w hotelu "Mazurkas" ?

Kozanecki powołując się na "wspólną decyzję" z Maciejem L. (czyli ze swoim przełożonym) w żaden sposób tego nie wyjaśnia. Pozostaje Maciej L. , który być może potrafiłby wyjaśnić tą nietypową sytuację, jednak przed Komisją skorzystał z prawa do odmowy składania zeznań.


Niektórzy dziennikarze w pogoni za sensacją, stracili poczucie zdrowego rozsądku.

"(...) Byli też inni świadkowie, którzy zeznali, iż wiedzieli mężczyznę podobnego do Krzysztofa swobodnie chodzącego po działce herszta porywaczy. Jedna z sąsiadek Franiewskiego zeznała, że latem 2002 roku na tej działce widziała młodego mężczyznę koszącego trawę. Policjanci okazali jej zdjęcia Krzysztofa i jego znajomych. Kobieta rozpoznała bliskiego kolegę Olewnika - Dariusza C., który jest łudząco podobny do Krzysztofa. (...)

Nie bardzo potrafię zrozumieć, co właściwie ma z tego wynikać. To Krzysztof miał niby kosić tą trawę, chociaż świadek go nie rozpoznał, rozpoznając jednocześnie kogoś podobnego ? Może to ma jednak świadczyć, że Dariusz C. ma być zamieszany w sprawę ? ( jeżeli Dariusz C. czuje się urażony taką sugestią, to przepraszam - staram się jedynie dociec intencji dziennikarzy )

Gdyby dzisiaj opublikować zdjęcia Krzysztofa Olewnika z jego dzieciństwa, z prośbą o kontakt osoby, które go widziały ... to z pewnością byłyby zgłoszenia świadków.


CDN...

Krzysztof_Bielsko
olewnika@poczta.onet.pl


Strona główna ; http://olewnika.republika.pl





mBaner.pl

www.topbanner.pl