Bielsko-Biała, 15 grudnia 2011 r.
W ramach uzupełnienia treści
Dzisiaj tematu nie zakończę, jednak od czegoś należy zacząć...
Ostatnie wydarzenia w sprawie, nie po raz pierwszy doprowadziły do pojawienia się określenia "przełom". Tym razem ma chodzić o uwiarygodnienie wersji samouprowadzenia. W pogoni za sensacją zdarza się, że niektórzy dziennikarze przesadzają. Czasami bardzo. Publikację oświadczeń policjantów, którzy przed Komisją odmówili składania zeznań, to w moim przekonaniu ... błąd (nawet nie wiem, jak to nazwać). W podobny sposób oceniam rozpowszechnianie opinii Krzysztofa Rutkowskiego, bez sprawdzenia elementarnych faktów, które są przez niego wyrażane. Łatwo udowodnić, że ten człowiek nie zna okoliczności, w jakich jego firma zajęła się sprawą K.Olewnika ... albo świadomie kłamie, starając się manipulować opinią publiczną. itd.... Ogólnie, kiedy ostatnio czytam i słucham wszystkich tych "pokrzywdzonych" w sprawie K.Olewnika, to odnoszę wrażenie, że niektórzy (dziennikarze, publicyści) zapominają już, kto tu jest właściwie ofiarą. Jakoś pod wpływem wywołanych w ten sposób emocji, przypomniałem sobie ; co się stało z Magdą K ?
W poprzedniej publikacji odniosłem się (pozytywnie) do ostatnich decyzji Prokuratury. To tak ogólnie, bo w szczegółach dostrzegam pewną niekonsekwencję. Jak poinformował między innymi TVN24 ; " (...) Przeszukania przeprowadzono, aby znaleźć i zabezpieczyć m.in. oryginały wszelkich nośników, mogących zawierać nagrania, dotyczące kontaktów członków rodziny K. Olewnika z osobami podającymi się za porywaczy. (...)" Tak się składa, że nie tylko Olewnikowie mieli bezpośredni kontakt z oryginałami nagrań, przez co zakres ewentualnych przeszukań mających na celu znalezienie oryginałów, w moim przekonaniu powinien być nieco szerszy. W dniu 30 czerwca 2009 roku, przed Komisją zeznania złożył Wojciech Kęsicki (str.42);
Poseł Leszek Aleksandrzak (Lewica):
Świadek Wojciech Kęsicki:
(dalej, str.55)
Jeżeli dobrze zrozumiałem, to W.Kęsicki odbierał od pracownika Rutkowskiego minidyski (oryginały nagrań), jeździł z nimi do Płocka (??) żeby z nimi "coś" (nie wiem właściwie ; co i dlaczego ?) robić ... a następnie przekazywał nagrania Policji.
Ograniczając się do w/w faktów ; zdarzało się, że W.Kęsicki odbierał z domu Olewników oryginały nagrań i ... dopiero po jakimś czasie przekazywał je Policji.
DONIESIENIA MEDIALNE Wracając do tematu "instrukcji", których miał udzielać Krzysztof Olewnik (TVN24, 18 listopada 2011, "Przeszukania w domach Olewników uzasadnione")...
"(...) w czwartek Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku poinformowała tvn24.pl, że posiada nagranie, które może wskazywać, że Krzysztof Olewnik w 75 dniu porwania przebywał w Warszawie. Jak dotąd uważano, że był więziony na działce w okolicach Kałuszyna. Rozmowa dotycząca okupu została zarejestrowana w styczniu 2002 r. z podsłuchu założonego na telefonie sprawców. Osoba znajdująca się w pobliżu telefonu, jeszcze przed rozpoczęciem połączenia instruuje mężczyznę, który rozmawia potem z członkiem rodziny Olewników. Jak wykazały badania, osobą tą był Krzysztof Olewnik, a rozmowa przeprowadzona została w centrum Warszawy.
Następnie mężczyzna, któremu Krzysztof wydaje instrukcje zaczyna rozmawiać z Anną Olewnik-Mikołajewską (druga siostra Krzysztofa), która odbiera połączenie. Mężczyzna mówi: - Niech Jacek z Iwoną jadą. Siostra Krzysztofa potwierdza i na tym nagranie się kończy. (...)"
Podobnie, chociaż z nieco innymi szczegółami informacje podała "Gazeta Wyborcza" (19 listopada 2011, Bogdan Wróblewski, "Sprawa Olewnika. Przybywa pytań, nie ma odpowiedzi") ; "(...) Warszawa, 10 stycznia 2002 r., godz. 10.01.03. Do stacji BTS przy ul. Klasyków loguje się komórka z końcówką numeru ...148. Od grudnia poprzedniego roku ten numer jest na podsłuchu, bo użył go ktoś podający się porywacza Krzysztofa Olewnika. Aparatura podsłuchowa włącza się, gdy ten ktoś zaczyna wystukiwać numer połączenia do Anny Olewnik-Mikołajewskiej, starszej siostry Krzysztofa. Jeszcze przed właściwą rozmową policja nagrywa tzw. przedpołączenie. 11 słów, trzy zdania: "Niech Jacek z Iwoną jadą." "A imię mam jakieś powiedzieć?" "Nie". "Niech Jacek z Iwoną jadą" i "nie" - mówi Krzysztof. Podpowiada co ma mówić niezidentyfikowany mężczyzna, zapewne wynajęty, by w imieniu porywaczy zadzwonić do rodziny z żądaniem okupu. Rozmowa odbywa się z warszawskiej ulicy, w tle słychać samochody i głosy dwóch mężczyzn. Przechodniów? Nie udało się ustalić. (...)
Kilka słów wyjaśnień...
W związku z powyższym, podsłuch (nagranie) był realizowany przez, Wydział Techniki Operacyjnej (WTO) w Radomiu (a nie przez Olewników czy też ludzi z agencji Rutkowskiego), co nie jest bez znaczenia ... ale o tym w dalszej części. Wobec osoby, która miała otrzymywać "instrukcje" od Krzysztofa, używane jest określenie "osoba podająca się za porywacza" (spotkałem się również z określeniem ; "oprawca"), chociaż najbardziej uprawnione jest określenie "niezidentyfikowany mężczyzna". W moim przekonaniu, to przypadkowa osoba, która nie miała pojęcia, do czego zostanie wykorzystany jej głos (uzasadnienie w dalszej części). Ja, w określeniach tej osoby używam ; "X". Oczywiście, stenogramy (?) nagrania podane przez TVN24 oraz Gazetę Wyborczą, w szczegółach się różnią.
NA ZDROWY ROZSĄDEK... Każdy, kierując się własnym doświadczeniem życiowym, może określić prawdopodobieństwo wystąpienia jakiejś sytuacji. Podobnie jest w sprawie telefonu z "instrukcjami"... Kiedy sprawcy zaczynają wybierać numer telefonu Olewników (" Aparatura podsłuchowa włącza się, gdy ten ktoś zaczyna wystukiwać numer połączenia do Anny Olewnik-Mikołajewskiej ")włączony zostaje zapis rozmowy, wynikający z podsłuchu założonego przez Policję na telefon komórkowy sprawców. Jak ma wynikać z ostatnio dokonanej analizy, Krzysztof ma stać z boku ("osoba znajdująca się w pobliżu telefonu"), czyli komórkę w swoich rękach ma już "X" - wybiera numer i czeka, aż ktoś z rodziny Olewników odbierze telefon. W tym czasie zostaje nagrany materiał, który zostaje później nazwany "instrukcjami", jakie "X" ma otrzymywać od Krzysztofa... Sprawa bardzo dziwna... Mogę sobie wyobrazić setki powodów, dla których jakaś osoba może poprosić innego człowieka o wykonanie jakiegoś telefonu (wcale nie musi chodzić o jakiekolwiek przestępstwo). Tylko, że ... najpierw należy wytłumaczyć o co właściwie chodzi, a dopiero później wybrać właściwy numer telefonu. W tej konkretnej sytuacji, gdyby "X" wybrał numer zbyt szybko, ktoś z rodziny Olewników miał "pod ręką" telefon (na który dzwonili sprawcy), odebrałby natychmiast ... to "X" zostałby pozbawiony "instrukcji". Nie wiedziałby, co ma w ogóle powiedzieć...
Spójrzmy w nieco inny sposób.
Niech każdy spróbuje postawić się w roli każdej z tych osób, w opisanej sytuacji. Odpada "X". Nikt z własnego telefonu (na cudze polecenie) nie wybierze jakiegoś (szczególnie "obcego") numeru telefonu, oczekując na to, że w późniejszym czasie (czyli jeszcze przed odebraniem go przez "kogoś") dowie się, dlaczego w ogóle ma dzwonić pod wskazany numer. Odpada Krzysztof. To nie on ma wybierać numer (to "osoba znajdująca się w pobliżu telefonu"). Nie mógł też wiedzieć, czy po wybraniu numeru telefonu i przekazaniu go "X"-owi, będzie miał czas, na udzielenie jakichkolwiek "instrukcji" dotyczących wypowiedzi, które miały później wystąpić. Ewentualne włączenie w to jakiejkolwiek osoby trzeciej, czyni całą sytuację jeszcze mniej prawdopodobną. Wątpliwości w tym zakresie mam więcej, jednak nie znam niektórych szczegółów. Nie chcę rozpoczynać wypowiedzi od ... "jeżeli". Na podstawie przytoczonych argumentów, oczywiście nie można całkowicie wyeliminować możliwości wystąpienia opisanej sytuacji. To możliwe, ale zarazem mało prawdopodobne. W celu otrzymania prawdziwego wyniku, tak rodzące się wątpliwości (w dalszej części), należy ze sobą sumować...
...BYŁ INNY NUMER TELEFONU, I BYŁ INNY GŁOS... W dniu 12 lutego 2010 r przed Komisją zeznania złożyła Danuta Olewnik. Odnosząc się do metod kontaktu sprawców, zeznała między innymi (str.25);
Poseł Andrzej Mikołaj Dera:
Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
Poseł Andrzej Mikołaj Dera:
Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
Poseł Andrzej Mikołaj Dera:
Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
Poseł Andrzej Mikołaj Dera:
Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
Poseł Andrzej Mikołaj Dera:
Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
Poseł Andrzej Mikołaj Dera:
Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
Poseł Andrzej Mikołaj Dera:
Pani Danuta Olewnik-Cieplińska:
Najprawdopodobniej, Danuta Olewnik mówiąc o wyjątkowości jednego z połączeń, miała na myśli właśnie to połączenie, które (według ostatnich analiz) miało zostać poprzedzone "instrukcjami" udzielanymi przez Krzysztofa.
Nie mogło chodzić o informację ; "Niech Jacek z Iwoną jadą.". Nie ma w tym niczego szczególnego. Podobnych informacji, przekazywanych głosem Krzysztofa było wiele. Jednak musiał być jakiś powód zaangażowania osoby, która nie była zorientowana w sprawie, tuż przed połączeniem wymagała jeszcze udzielenia "instrukcji". Gdyby ta osoba zdawała sobie sprawę z tego, że mówiąc ; "Niech Jacek z Iwoną jadą." , domaga się w ten sposób dostarczenia okupu przez wskazane osoby, to nie pytałaby ; "Powiedzieć jakieś imię ?" Osoby świadome tego, że biorą udział w uprowadzeniu (odebraniu okupu) nie przedstawiają się z imienia... Tym bardziej rodzi się pytanie, dlaczego została zaangażowana "obca" osoba ? To przecież dodatkowy kłopot, nawet ryzyko. Gdybyśmy mieli do czynienia z samouprowadzeniem, Krzysztof zdecydowałby się wynająć "kogoś" do realizacji tego połączenia, to ... jego zachowanie byłoby irracjonalne. Jeżeli do tego dodać, że w tym samym czasie miał przebywać w towarzystwie rosyjskiego biznesmena (o czym w dalszej części), to gdyby z nim przebywał, angażowanie do realizacji tego połączenia osoby "z taką naleciałością wschodnią" ... byłoby już przejawem skrajnej głupoty. Dlaczego, jaki był właściwie efekt tego połączenia ? Zaangażowanie osoby o głosie "z taką naleciałością wschodnią" oraz ostatnio dokonane analizy mające dowodzić, że Krzysztof udziela "instrukcji" , to "główny dowód na sfingowanie porwania". To najbardziej przekonujące uzasadnienie całej sytuacji. Skoro tak (jeżeli ktoś wymyśli coś bardziej wiarygodnego, to chętnie poczytam), nie może być mowy o samouprowadzeniu. Nie jest logiczne, żeby Krzysztof z pełną świadomością, w sposób planowany ... dostarczał celowo dowody potwierdzające tezę samouprowadzenia. Co innego sprawcy uprowadzenia, którzy w takim działaniu mieli oczywiście swój interes.
ŹRÓDŁO INFORMACJI Jeżeli Danuta Olewnik się nie myli, tylko "jeden raz, (...) był inny numer telefonu" , to rodzi się zasadnicze pytanie ;
Inaczej, skąd Policja wiedziała, że na ten numer ma założyć podsłuch ? Skąd wiedziała, że z tego numeru nastąpi kiedyś połączenie z rodziną Olewników, skoro nigdy wcześniej z tego numeru połączenie nie było wykonywane ? Skąd przekonanie Policji, że telefon w ogóle należy do sprawców uprowadzenia Krzysztofa Olewnika ? Jak podała wcześniej cytowana Gazeta Wyborcza ; "Od grudnia poprzedniego roku ten numer jest na podsłuchu, bo użył go ktoś podający się porywacza Krzysztofa Olewnika." (błąd literowy w oryginale). W całości materiału brak informacji pozwalających ustalić, w jakim celu został użyty wcześniej ten telefon, jakie połączenie pozwoliło na jego "namierzenie". Oczywiście, może nasuwać się przypuszczenie, że to efekt jakiejś analizy połączeń, logowania się do poszczególnych BTS-ów itp. dokonywanych przez grupę Remigiusza M. na podstawie innych połączeń wykonywanych przez sprawców itp. Oceny takiej możliwości można dokonać na podstawie materiałów Komisji. W dniu 3 września 2009 r. przed Komisją zeznania złożył Witold Olszewski, zastępca komendanta wojewódzkiego Policji, nadzorujący pracę grupy Remigiusza M.(str. 92) ;
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Świadek Witold Olszewski:
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Świadek Witold Olszewski:
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Świadek Witold Olszewski:
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS):
Świadek Witold Olszewski:
Na temat analiz (szczególnie tych, dotyczących połączeń telefonicznych) przed Komisją wypowiedzieli się również policjanci wchodzący w skład grupy Remigiusza M. ( fragmenty ). Z treści tych wypowiedzi wynika jednoznacznie, że w przekonaniu policjantów różne analizy z pewnością były dokonywane, bo ... powinny być. Innych argumentów mających potwierdzać wykonywanie analiz (jeżeli w ogóle przyjąć to za "argument") - nie ma.
Wśród przytoczonych fragmentów, na uwagę zasługują zeznania Marka Majewskiego, który sporządził notatkę sugerującą podjęcie kontroli określonego numeru telefonu. Ten numer faktycznie należał do sprawców. Niestety, świadek nie potrafił sobie przypomnieć, w jaki sposób udało mu się ustalić ten numer.
W ramach swobodnej wypowiedzi, Marek Majewski przed Komisją zeznał ;
W jaki sposób ten "młody" (wówczas) policjant, tak krótko pracujący w tej sprawie, mógł wejść w posiadanie tak istotnych informacji, jak numer telefonu sprawców ? . Jeżeli wyeliminujemy jakiekolwiek analizy połączeń, które mogły(by) być wykonywane przez grupę Remigiusza M. oraz ewentualne informacje od wróżek i jasnowidzów (nic na ten temat nie wiadomo), to pozostają praktycznie dwie możliwości ; anonim lub osobowe źródło informacji. Bardzo mało prawdopodobne, żeby Majewski otrzymał informację bezpośrednio od OZI. Po pierwsze, nie zajmował się działaniami operacyjnymi (a taki charakter ma uzyskana informacja). Po drugie, jego doświadczenie zawodowe (co za tym idzie znajomość lokalnego świata przestępczego), było na tamtym etapie ... żadne. Nie posiadał odpowiednich kontaktów.
Wbrew pozorom, nie ma tutaj żadnych sensacji.
Majewski w ramach swoich zeznań wyjaśnia wprost,
na jakich zasadach otrzymywał takie informacje (str.16) ;
Najprawdopodobniej, Majewski otrzymał wytyczne w sprawie telefonu od "kogoś", kto pracował w grupie operacyjnej. W grupie Remigiusza M. za tę "działkę" był odpowiedzialny Maciej L.
Jeżeli ustalenie źródła informacji nie jest możliwe, to również nie jest możliwe określenie intencji osoby (osób), które takie informacje przekazują. Podobnie jak każdy, znam różnych ludzi. Nie zawsze znam ich numer telefonu. Przeciwnie, jeżeli znam czyjś numer telefonu, to muszę coś na temat tych osób wiedzieć (imię, nazwisko ... miejsce pracy itp. - cokolwiek więcej). Nie potrafię podać żadnego numeru telefonu (pomijając losowe "wymyślanie") bez powiązania go z jakąś konkretną osobą (ew. firmą). W tym konkretnym przypadku, to bardzo mało prawdopodobne, żeby OZI dysponowało numerem telefonu sprawców, nie wiedząc jednocześnie nic więcej na temat samych sprawców (nazwiska, adresy, pseudonimy, rysopisy ...cokolwiek). Gdyby w wyniku tak uzyskanej informacji (o numerze telefonu) udało się w jakiś sposób wykryć któregokolwiek ze sprawców, wpaść na jakiś istotny trop itp. ... to nie pytałbym dzisiaj o źródło tej informacji. Jednak stało się zupełnie inaczej. Na dzień dzisiejszy, dla mnie, uzyskanie wówczas przez Policję numeru sprawców ... w niewyjaśnionych (dziwnych) okolicznościach + brak jakichkolwiek efektów w ustaleniu sprawców = brak wiarygodności wszelkich materiałów, które zostały zgromadzone w wyniku uzyskanego numeru telefonu. To wygląda na świadomy "przeciek" informacji od sprawców. Dezinformacja.
Ponownie zacytuję opinię Wiesława Stacha (komendant Policji na Mazowszu od lutego 2002 r), który odnosząc się do współpracy Policji z OZI, przed Komisją zeznał ;
Czytając materiały Komisji, odniosłem identyczne wrażenie... chociaż coraz częściej dopuszczam myśl, że niektóre informacje wcale nie musiały napływać od OZI. Mogły być również tworzone przez "kogoś" zajmującego się działaniami operacyjnymi wewnątrz Policji. Tutaj chciałbym ponownie przytoczyć fragment zeznań Janusza Czerwińskiego (CBŚ), który 10 grudnia 2009r zeznał (str.14) ;
Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Świadek Janusz Czerwiński:
Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Świadek Janusz Czerwiński:
Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Świadek Janusz Czerwiński:
Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS):
Świadek Janusz Czerwiński:
KRZYSZTOF OLEWNIK BYŁ WIDZIANY ... Niektóre media podały informację (a raczej przypomniały), że ... "Portier hotelu "Mazurkas" w Ożarowie Mazowieckim trzykrotnie zeznawał (w latach 2002 - 2008), że widział Krzysztofa całego i zdrowego w czasie, gdy według wyjaśnień skazanych za porwanie, miał być więziony na działce Wojciecha Franiewskiegow Kałuszynie. - (...) On był bardzo sympatyczny, kontaktowy - mówił o Krzysztofie Zdzisław Ś. Rozpoznał go na zdjęciach, wskazał też na fotografię rosyjskiego biznesmena z Płocka, Wiktora K., jako mężczyznę, który towarzyszył Krzysztofowi. Biznesmen prowadził interesy z firmą Krzysztofa (Wikotr K. w zeznaniach zaprzeczał, by był w "Mazurkas"). Zeznania portiera są sprzeczne z wyjaśnieniami skazanych za porwanie, którzy twierdzili, że więzili Krzysztofa."
Dlaczego przytaczany jest ten przypadek a nie dziesiątki innych ?
Tak się składa, że ten temat był poruszany przez Komisję. Pierwszy raz Marek Kozanecki (policjant) okazał portierowi tylko wizerunek Krzysztofa. Zdjęć innych osób nie miał, więc nie mógł dokonać okazania do protokołu. Żeby jednak "sprawiedliwości stało się zadość", kilka dni później, ten sam świadek potrafił już rozpoznać Krzysztofa ... wśród kilku okazanych osób. Właśnie z tego (drugiego) okazania został sporządzony protokół.
Marek Kozanecki w tym całym zdarzeniu nie dostrzegł problemu, bo jak stwierdził ;
"(...) jest kwestia tego typu, że ja nawet, jeśli dobrze pamiętam, w jednej z notatek po
wizycie u tego pana stwierdziłem, że jest to osoba mało wiarygodna. W związku z powyższym,
no, nie było takiego zagrożenia, że może to być zepsute, tak powiem. (...)
Treści notatki, na którą powołuje się Kozanecki (podważającej wiarygodność zeznań portiera), nie jest mi znana.
Skąd w ogóle pomysł, żeby jechać do hotelu "Mazurkas" i okazywać wizerunek Krzysztofa ? Jak zeznaje Kozanecki ; "Była to wspólna decyzja razem z Maciejem L." Należy przypomnieć, że zdarzenia miały miejsce w styczniu 2002r., kiedy sprawa uprowadzenia K.Olewnika nie była jeszcze nagłośniona. Portier raczej nie mógł rozpoznać Krzysztofa na zdjęciu opublikowanym w jakiejś gazecie itp.(nie wiem, czy w ogóle w tamtym czasie tego typu publikacje miały miejsce). Gdyby tak było, to nie byłoby konieczne okazywanie operacyjne. Od razu można było przesłuchać świadka "na protokół", więc nasuwa się wniosek, że portier wcześniej wizerunku (zdjęcia) Krzysztofa nie widział, a raczej widzieć nie powinien...
To budzi duże wątpliwości. Na jakiej podstawie ktoś (ktokolwiek) połączył to w jedną całość ? W tym samym czasie, pewnie setki innych mężczyzn o cechach Krzysztofa Olewnika (nie mówimy o wizerunku) przebywa w różnych hotelach, zachowując się zupełnie naturalnie. Tam jednak portierów nie przesłuchiwano ... no i słusznie. Dlaczego przesłuchano w hotelu "Mazurkas" ? Kozanecki powołując się na "wspólną decyzję" z Maciejem L. (czyli ze swoim przełożonym) w żaden sposób tego nie wyjaśnia. Pozostaje Maciej L. , który być może potrafiłby wyjaśnić tą nietypową sytuację, jednak przed Komisją skorzystał z prawa do odmowy składania zeznań.
Niektórzy dziennikarze w pogoni za sensacją, stracili poczucie zdrowego rozsądku. "(...) Byli też inni świadkowie, którzy zeznali, iż wiedzieli mężczyznę podobnego do Krzysztofa swobodnie chodzącego po działce herszta porywaczy. Jedna z sąsiadek Franiewskiego zeznała, że latem 2002 roku na tej działce widziała młodego mężczyznę koszącego trawę. Policjanci okazali jej zdjęcia Krzysztofa i jego znajomych. Kobieta rozpoznała bliskiego kolegę Olewnika - Dariusza C., który jest łudząco podobny do Krzysztofa. (...) Nie bardzo potrafię zrozumieć, co właściwie ma z tego wynikać. To Krzysztof miał niby kosić tą trawę, chociaż świadek go nie rozpoznał, rozpoznając jednocześnie kogoś podobnego ? Może to ma jednak świadczyć, że Dariusz C. ma być zamieszany w sprawę ? ( jeżeli Dariusz C. czuje się urażony taką sugestią, to przepraszam - staram się jedynie dociec intencji dziennikarzy ) Gdyby dzisiaj opublikować zdjęcia Krzysztofa Olewnika z jego dzieciństwa, z prośbą o kontakt osoby, które go widziały ... to z pewnością byłyby zgłoszenia świadków.
CDN...
Krzysztof_Bielsko
|